Naszą dewizą jest hasło „Dzień bez spaceru to dzień zmarnowany”. Należę do grona tych matek, które wietrzą dziecko, ile tylko się da. Od urodzenia wychodziłam z córką na bardzo długie spacery. Pobliski las zachęca do przebywania i mogę śmiało stwierdzić, że to tam wychowuje się moje dziecko i dzięki kontaktowi z naturą bardzo wiele osiągnęliśmy, ponieważ bardzo długo tylko tam córka była aktywna, chciała chodzić, biegać. W mieście wyłączała się, odpływała w wózku z powodu nadmiaru bodźców. Późniejsze wyjście z domu zawsze kończyło się krzykami. To było jeszcze przed zdiagnozowaniem padaczki i dobraniem lekarstw. Spacery dotleniały, relaksowały i sprawiały, że ataków było mniej, były łagodniejsze, dlatego zawsze będę wielką orędowniczką zabierania dziecka na spacery do lasów. Często jednak spotykałam się z murem niechęci i przekonywania mnie, że wówczas można się przeziębić. O dziwo u nas infekcji było mało. A jeśli się pojawiły w czasie uczęszczania do placówek oświatowych to w czasie spacerów w sosnowym lesie szybko znikały. Trudno było mi wyjaśnić innym jak takie dziecko ubrać. Dla mnie było to intuicyjne i wiedziałam, że muszę mieć ubrania na zmianę, ciepłe i jednocześnie wygodne rzeczy oraz bardzo ciepły kokon w wózku zimą, aby umęczone marszem dziecko przywieź do domu. Kiedy zobaczyłam publikację „Nie ma złej pogody na spacer. Tajemnica szwedzkiego wychowania dzieci” Lindy Åkeson McGurk wiedziałam, że to strzał w dziesiątkę, bo zawiera bliskie mi podejście. Do tego na pewno znajdziemy tam niezbędną instrukcję, co i jak robić. I się nie zawiodłam.
Autorka jest mieszkającą od dwudziestu lat w Stanach Zjednoczonych Szwedką. To
właśnie wychowanie dzieci oraz obserwacja ich reakcji na kontakt z naturą zainspirowały
ją do napisania poradnika dla rodziców oraz nauczycieli. Linda Åkeson McGurk wprowadza
nas do książki, kiedy Maya ma siedem lat, a Nora cztery. Zaskakuje ją bunt
córek, które nie chcą wyjść na spacer, bo jest zimno, a później są zachwycone
kontaktem ze śniegiem i dostrzegają, że w parku nie ma innych dzieci. Gdzie one
są? Siedzą przed telewizorami. Później cofniemy się w czasie, zobaczymy jak
bardzo odmienne od Norweskiego jest podejście Amerykanów do zabaw na świeżym
powietrzu. Ku zaskoczeniu autorki dzieci zwykle nawet nie mają ciepłych ubrań,
ponieważ przewożone są w ciepłych środkach transportu do ciepłych pomieszczeń. Zobaczymy
świat, w którym wszystko (nawet wizytę w banku) da się załatwić z samochodu. To
sprawia, że coraz mniej osób spaceruje po parkach, lasach i rezerwatach. Do
tego przepisy często nie sprzyjają takiej aktywności, wymagane jest trzymanie
się szlaków, zakazuje kąpieli w potokach i wiele innych rzeczy w imię pozornej
dbałości o środowisko. Sytuacja rodzinna
sprawiła, że Linda musiała wrócić w rodzinne strony w rodzinne strony na pół
roku, gdzie może przypomnieć sobie to wszystko, co było bliskie jej dzieciństwu.
Zmiana otoczenia obwarowana jest też wieloma wyzwaniami. Zwłaszcza tymi
dotyczącymi edukacji. Odmienne podejście Amerykanów do nauki sprawia, że dzieci
muszą wiele materiału przepracować. Opuszczenie w wieku siedmiu lat niektórych
materiałów może zaprzepaścić przyszłość i zamknąć drzwi na Harwardzie. Autorka
wyjeżdża w swoje rodzinne strony z takimi lękami. Zastanawia się, czy szwedzkie
leśne szkoły i przedszkola, w których dziecko kilka godzin dziennie przebywa na
placu zabaw, są w stanie czegoś nauczyć i przygotować do planowanych studiów.
Śledząc życie Lindy widzimy, że Szwedzi od pierwszych dni życia są
przyzwyczajani do przebywania na świeżym powietrzu, chociaż temperatury nie
wydają się zachęcające. Spacerujące z wózkami matki to widok powszechny i nie
budzi tu takiej sensacji jak w Stanach Zjednoczonych, gdzie uważano, że Linda
przemieszcza się na piechotę, bo nie stać jej na samochód. Do tego innym
powszechnym widokiem są wózki stojące przy oknie restauracji, kiedy rodzice
spotykają się ze znajomymi w środku. Pisarka zabiera nas do świata, który jest
mi bardzo bliski: spacery z dzieckiem w czasie deszczu. Pokazuje innym, że nie
ma złej pogody. Wystarczy dobrze dobrane ubranie: na deszcze wodoodporne, ma
mróz ciepłe, a w letnie dni lżejsze.
W osobistą opowieść o doświadczaniu macierzyństwa wpleciono cenne rady, w jaki
sposób ubierać dziecko, dlaczego drzemki na świeżym powietrzu są tak ważne, dla
najmłodszych, dlaczego warto pozwolić dzieciom na brudzenie się i doświadczenie
otoczenia, jak zorganizować piesze wycieczki, dlaczego ważne jest nastawienie
oraz brak pośpiechu, a także pozwolenie dzieciom na swobodę oraz wskazywanie
dokąd chcą podążać. Wyjaśni jak zainteresować pociechy otoczeniem, dobrać dla
nich szlaki, zachęcić do wędrówki dzięki obecności pupili oraz dlaczego warto
zabierać na spacery przekąski i picie. Wszystko wyjaśnione w bardzo prosty,
przejrzysty sposób.
„Nie ma złej pogody na spacer. Tajemnica szwedzkiego wychowania dzieci” to publikacja
podzielona na osiem części. Wszystkie pozwalają nam na przyjrzenie się
kontaktowi z przyrodą, osobistym doświadczeniom autorki z różnych stron.
Dowiemy się jak obcowanie z naturą w tym wieku wpływa na postawy ekologiczne,
dlaczego osoby dużo przebywające na świeżym powietrzu w otoczeniu roślin i
zwierząt lepiej dbają o to otoczenie w wieku dorosłym. Podkreśla też
terapeutyczne znaczenie takiej aktywności, zauważa jak ruch sprzyja zdrowym
nawykom żywieniowym oraz pomaga regulować emocje. Znajdziemy w tej książce zderzenie
dwóch światów, innego podejścia do wychowania i wskazania jak to przekłada się
na zmiany w zakresie zdrowia. Widzimy też odmienne priorytety w dwóch
kulturach.
Autorka nie idealizuje życia w Szwecji. Pisze o wyzwaniach, jakim musi stawić
czoło. Po długim pobycie w USA musi przywyknąć do tego, że ciepła woda jest
limitowana (starcza na kilka minut), w pomieszczeniach jest zimno i zimne są
też podłogi, trzeba ciągle ciepło się ubierać. Do tego sam dom, w którym musi
zamieszkać jest jak na amerykańskie standardy bardzo mały, a wszystko przez to,
że życie toczy się głównie poza nim, że ludzie nastawieni są do spędzania
większości czasu na świeżym powietrzu. Wyzwaniem okaże się też niewypełnianie
dzieciom czasu po szkole zajęciami pozalekcyjnymi, które tu są przeznaczone na
odpoczynek i zabawę.
„Nie ma złej pogody na spacer” nie jest poradnikiem tylko czymś w rodzaju osobistej
opowieści z radami oraz odwołaniami do publikacji naukowych i popularnonaukowych.
Czyta się tę książkę jak powieść o wychowywaniu dzieci w określonych warunkach
i nastawieniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz