wtorek, 27 grudnia 2022

Piotr Brencz "Pętliczek"


„Zwycięstwo, które przyszło za późno, jest po prostu kolejną porażką”.
Świat się zmienia, pędzi, a my próbujemy nadążyć za nim. Konsumpcjonizm łechcze nasze ego, zagłusza naszą psychikę łaknącą czegoś innego niż tylko zdobywania kolejnych przedmiotów i zarabiania na nie. Pieniądze są ważne, ale nie mogą stać się sensem życia, nie mogą napędzać naszych działań, sprawiać, że wstajemy rano i podejmujemy jakiekolwiek czynności, bo pewnego dnia zasiądziemy przed telewizorami i zobaczymy na ekranie siebie uwięzionych w rutynie. Panicznie będziemy szukać drogi ucieczki, ale obierzemy nie tę drogę, bo znowu pójdziemy na łatwiznę i stwierdzimy, że piwko w parku czy na skwerku lub nad brzegiem rzeki przed pracą to coś, co pozwoli się z niej wyrwać, a przecież uwalnianie się nie może być banalnie łatwe. Nasz błąd polega na złym wyznaczaniu celów, na skupianiu się na rzeczach nieistotnych i zapominaniu o pielęgnowaniu relacji, przez co któregoś dnia możemy odkryć, że już nic nas z drugą osobą nie łączy, a sam związek ciąży. Właśnie o takich dylematach jest książka Piotra Brencza „Pentliczek”.
Wchodzimy do książki w chwili samotności bohatera, który w czasie wyjazdu dziewczyny do rodziców włącza telewizję, aby zagłuszyć poczucie pustki. Na ekranie widzi bohatera, który tak jak on ze zniechęceniem i westchnieniem odkłada torbę po pracy. Uświadamia sobie jak bardzo dał się zapędzić w kozi róg rutyny.
„Codziennie to samo, od lat. A jednak dopiero od kilku dni Piotr Barszcz zaczął dostrzegać, jak jego życie osunęło się z doświadczenia wyjątkowości w zwyczajną rutynę. Wiedział dlaczego, lecz nie wiedział kiedy”.
Bohater zmęczony codziennością szuka odskoczni, zaczyna paniczne punktować rzeczy, które są u niego elementem rutyny, czyli czegoś, co tak naprawdę każdemu z nas ułatwia życie i pozwala tworzyć coś, co poza nią wychodzi. Jego problem polega jednak na tym, że nic poza minimalizmem codziennych czynności nie ma. Odbębnia pracę, czeka na urlop, nie wychodzi na spacery, nie spotyka się ze znajomymi, a kiedy już się do tego przymusi to uświadamia sobie, że dawno ich nie widział, są dla niego obcy i przez to prowadzi nieudane dialogi z mijającymi go ludźmi. Relacje międzyludzkie w jego wykonaniu są powierzchowne. Nawet te w kilkuletnim związku. Brakuje w nim współpracy, wspólnego celu, którym nie jest wyłącznie wyjazd na wakacje i wydanie pieniędzy, które się przecież na ten cel oszczędzało. Patrząc na życie bohatera mamy wrażenie, że wszystko sprowadza się u niego do pieniędzy: praca, wyjazd, radość z chwil, a nawet próba ucieczki od rutyny. Łudzi się, że gdzieś mógłby być szczęśliwszy. Bez pieniędzy nie ma niczego. I to sprawia, że nie potrafi wyznaczyć sobie innych celów, wprowadzić do codzienności coś, co faktycznie ubogacałoby rutynę. Piwo wypijane w drodze do pracy to tylko złudzenie ucieczki. Kolejne wieczorem też nie daje ukojenia. Włączana telewizja czy radio zagłuszają tylko ciszę, ale nie dają poczucia bycia z kimś. Nawet wieloletnia partnerka jest gdzieś obok, a nie z nim. Patrzymy na mężczyznę, który nie odnajduje się w świecie, który wymaga od niego coś więcej niż pójścia do pracy. Ma wrażenie, że już nie wystarczy zarobić pieniądze, bo to nie pozwoli w budowaniu relacji. Związek potrzebuje rozmowy, zaangażowania, poświęcenia, wspólnych chwil, które nie są wyłącznie konsumpcją. Widzimy, że w jego życiu nie ma prawdziwych rozmów. Jest tylko wygłaszanie paru sloganów.
„I zaczynałem go rozumieć. Rozumieć, że jeśli ktoś zdecydował wyrzucić cię poza swój nawias, usunąć z życia, zmienić waszą relację, to można być tylko biernym świadkiem, nie da się nic zrobić, poza cichym liczeniem na odmianę”.
Bierność przeradza się w samotność, brak relacji kończy związek, a każdy inny może być tylko i wyłącznie powieleniem błędów, które zaczęły się już kilka lat temu, kiedy w akcje desperacji nie szukał siebie, tego, co pragnie, swoich zainteresowań tylko drugiej osoby, którą mógłby zagłuszyć poczucie samotności.
„Zobaczyłem siebie sprzed siedmiu lat. Siebie w wieku 23 lat. Złamanego życiem ciut szybciej niż powinienem”.
„Pętliczek” to oszczędna i bardzo osobista proza o poczuciu bezsensu oraz osamotnieniu w świecie konsumpcji oraz minimalizowania wysiłku. Młody mężczyzna nie dostał żadnych wzorców budowania relacji. Jedyne, co mu wpojono to konieczność zarobienia pieniędzy. Nie dostrzega, że popełniane przez przodków błędy prowadzą do samotności i zagubienia. Nawet w czasie urlopu widząc inny model relacji między dwojgiem ludzi nie jest w stanie zmienić swoich przyzwyczajeń, ruszyć tyłka z fotela i zaangażować się, dać coś z siebie. Zamiast tego wybiera wygodną rutynę, a w niej czeka na niego wyłącznie samotność z poczuciem przygniatania i duszenia się zarówno w pracy, jak i w związku, w którym nie chce mu się nic zrobić poza siedzeniem w domu, a raczej wynajmowanym mieszkaniu, które po opuszczeniu przez Honoratę sprawia wrażenie trumny.
„(...)to my sami tworzymy i nadajemy wszystkiemu znaczenia, nikt inny".
„Pętliczek” to poruszająca opowieść o tym, że czasami zapominamy nadać różnym rzeczom w swoim życiu pozytywne sensy i dokonujemy wyborów, które są dla nas łatwiejsze, co kończy się osamotnieniem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz