Nasze życie toczy się wokół przekonań i związanych z tymi emocji. Wmawiamy sobie, że jak minie jedna trudność to już będzie lepiej. Niestety życie to ciąg prób, które inni i my sami sobie serwujemy budując mury, odcinając się od innych i przyczyniając się do budowania murów niezrozumienia. Im więcej mamy do ukrycia, im bardziej musimy pilnować wypowiadanych przez siebie słów tym trudniej się żyje. Czasy reżimów to nie tylko ta kontrola, ale i ciągłe zastraszanie, szukanie wrogów i prewencja. Wszystko w imię wspólnego dobra, wyjaśniania niepowodzeń i szukania wrogów ojczyzny. Do tego dochodzi budowanie grup uprzywilejowanych na zasadzie przynależności do partii. W takich realiach hasło: „Kto nie z nami ten nasz wróg” nabiera nowego znaczenia i staje się siłą napędową tworzenia zależności między ludźmi. W takich trudnych warunkach żyją bohaterzy książki Małgorzaty Garkowskiej „Most pomiędzy słowami” przenoszącej nas do powojennej Polski, w której umacniany jest komunizm. Nowy układ sił sprawia, że los ludzi zależny jest od jednej jedynej właściwej partii, jednego niepodważalnego ustroju wykorzystującego obywateli do tropienia i donoszenia na tych, którzy nie popierają władzy. Niby pierwszy chaos po odzyskaniu niepodległości minął. Nastał jednak drugi wynikający z potrzeby tresury tłumów.
„Każdy ma swoje wyzwania i swoją drogę. Jeszcze znajdziesz tę właściwą dla
siebie. Teraz masz wrażenie, że to koniec, że ta ścieżka prowadzi do przepaści,
ale może się okazać, że to kolejny zakręt, za którym czeka coś nowego”.
Lata 50. XX wieku to czas, kiedy pierwszy powojenny chaos mamy już za sobą.
Ludzie wrócili do swoich domów lub znaleźli inne miejsca, stali się częścią
świetnie funkcjonującej machiny odbudowującej kraj. Mają w miarę stałe prace,
stałe miejsce pobytu, przyglądają się zmianom zachodzącym w otoczeniu, czytają
prasę zachwalającą wspólny wysiłek ludzi pracy i przekonujących, że dzięki
nowemu ustrojowi wszyscy są bardziej zaangażowani w wykonywane obowiązki. Miasta
są odbudowane i zaskakują swoją architekturą. W takim otoczeniu nie trudno o
zachłyśnięcie się hasłami głoszonymi przez propagandzistą. Łatwo też dołączyć
do szeregów komunistycznych organizacji. Niektórzy dołączają do nich, aby uniknąć
konsekwencji działań wojennych. Każdy powód jest dobry i pozwala nowym siłom
zapanować nad krajem.
Do powieści wprowadza nas tajemniczy list kobiety, która samotnie wychowuje
dziecko. Dopiero później przechodzimy do właściwej akcji, w której Michalina i
Piotr z córką czekają na dworcu na przyjazd Marysi (przyjaciółki) i jej córki.
Obserwujemy tłumy, ruchliwość społeczeństwa, dostrzegamy trudności
podróżowania, duże opóźnienia pociągów, co niecierpliwi dziecko. Już tu pojawia
się temat propagandy, bo mała Julia prosi o wyjaśnienie niezrozumiałych słów,
które przeczytała w gazecie. Powoli wchodzimy w zderzenie światów, w których
jedni mają więcej, dostęp do lepszych towarów, a inni muszą borykać się z
biedą. Życie młodego małżeństwa po przejściach nie jest łatwe. Niby należą do
elity, ale są biedni, bo nie zapisali się do partii, co zamyka im drogę do
awansu. Coraz częściej dostrzegają na jak niewiele mogą sobie pozwolić. Ich
codzienności nie ułatwia też przeniesienie Piotra do prowincjonalnego szpitala,
do którego musi dojeżdżać. Po zrezygnowaniu z samochodu czekają go długie
godziny docierania do pracy. Do tego dochodzi ciągłe namawianie wstąpienia do
partii. Jednocześnie w domu matki Michaliny widzimy nastolatka zafascynowanego
nowym ustrojem, możliwościami, jakie daje, równością, w którą wierzy. Światy
doświadczonych przez wojnę ludzi ścierają się z wiarą młodych, którym trudno
wyjaśnić, że wszystko to pozory.
„Jesteśmy ogniwami w łańcuchu pamięci, gdy zabraknie jednego, posypie się
całość i pokolenia, które przyjdą po nas zostaną pozbawione świadomości, że nie
mogą powtórzyć tego okrucieństwa”.
Michalina z Piotrem czują się coraz bardziej osamotnieni w swoim spojrzeniu na
świat. Znane i bliskie im osoby uległy złudzeniu lepszego jutra, wygody i
bezpieczeństwa. Do tego widzimy zachwyt nad odbudowywanym krajem. W stolicy znikają
kolejne ruiny, a z nich wyłaniają się piękne kamienice, powstają blokowiska, w
których robotnicy mają swoje mieszkania. W tych realiach bohaterzy przeżywają
rozczarowania, mierzą się ze strachem, poczuciem osaczenia, ale i cieszą z
rozwijających uczuć. To właśnie zwyczajne doświadczenia pozwalają wielu z nich
lepiej poznać nowy system i odrzucić wcześniejsze przekonania.
„Milczenie niczego nie rozwiązuje. Jest jak rzeka, która im dalej od źródła,
tym szerzej się rozlewa. I jak będziemy iść po obu jej brzegach, tylko coraz
bardziej się oddalimy. To rozmowa buduje mosty. Pomaga podejść bliżej…”.
Małgorzata Garkowska snuje ciekawą opowieść o zmieniających się pod wpływem
doświadczeń bohaterach. Poza codziennymi wyzwaniami muszą zmierzyć się też z przemilczanymi
sprawami, które prędzej czy później wyjdą na jaw. Brak rozmów przyczynia się do
rozpadów relacji międzyludzkich, ale czy w świecie, w którym trzeba uważać na
każde słowo trzeba uważać można komukolwiek zaufać czy tylko pozostanie oddalanie
się, budowanie murów, nieufność i samotność.
W powieści płockiej pisarki spodobało mi się, że umiejętnie w tekst wplotła najważniejsze
wydarzenia z lat 50. XX wieku. Mamy tu pokazany zapał młodych i zniechęcenie
osób starczych, strach przed ujawnieniem wojennej działalności oraz dołączenie
do partii, aby nie ponieść konsekwencji walki z okupantem. Pojawia się zaangażowanie
w harcerstwo, wiara w hasła, śmierć Stalina, działalność ZMP, braki w sklepach,
odbudowa stolicy, organizowanie ludzi w różnorodną działalność na rzecz państwa
i ustroju. Nie zabraknie też tematu strajków studentów. Małgorzata Garkowska
też wielokrotnie puszcza oko do czytelników podsuwając tematu, które pojawiały
się w prasie lub literaturze. Z takich oczywistych jest nawiązanie do przemówień
działaczy chcących naprawić komunizm, ale też pojawia się wzmianka o nauczycielce,
która w naszej pamięci przetrwała jako bohaterka wiersza Wisławy Szymborskiej „Minuta
ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej” z pobrzmiewającym hasłem: „Tyle wiemy o sobie,/ ile
nas sprawdzono”, które doskonale podsumowuje zachowania bohaterów. To ich
doświadczenia sprawiają, że zaczynają rozumieć innych, patrzeć na nich bardziej
wyrozumiale i bardziej się wspierać.
Takich nawiązań w książce „Most pomiędzy słowami” jest więcej. One pozwalają na
lepsze osadzenie postaci w czasie i przestrzeni. Pojawiają się tu tematy,
którymi wówczas ludzie żyli. W te realia wplecione są losy kilku bohaterów, ich
codzienność, w której nie brakuje miejsca ma miłość, zdradę, naukę, nowe
wyzwania, poczucie straty, uzależnień, depresji, chorób, wyniszczenia, przemocy
społecznej, mierzenia się z prześladowaniami i pomówieniami. Pisarka świetnie
pokazuje tu ważną rzecz: ludzie zawsze byli dobrzy i okrutni. Zmieniają się
tylko czasy i narzędzia, które wykorzystywali do pomagania lub prześladowania.
Do tego nie ma osób jednoznacznie dobrych i złych. Każdy ma coś na swoim
sumieniu, każdy też potrafi wyciągnąć pomocną dłoń, jeśli tylko jest
przekonany, że warto.
„Most pomiędzy słowami” to świetna, pouczająca lektura, ale nie ma w niej moralizatorstwa.
Jest pokazywanie zwyczajności w czasach, które minęły i które mogą nadejść,
jeśli nie będziemy wystarczająco czujni. Historia Piotra i Michaliny oraz ich
bliskich zawarta w tym tomie jest kontynuacją „Wyboru matki”, ale zdecydowanie
można ją czytać bez znajomości wcześniejszego tomu. Jeśli jednak chcecie poznać
losy wszystkich bohaterów to zdecydowanie polecam także dwa tomy „Dzwonów po
zmierzchu”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz