Emocje są zaraźliwe. Obserwowanie kogoś doświadczającego określonych emocji może doprowadzić do uwolnienia odpowiednich hormonów w naszym organizmie i doprowadzić do przeżywania. Potocznie takie zjawisko nazywane jest empatią, która szczególnie ujawnia się w przypadku uczuć związanych z cierpieniem, czyli smutku, stresu, żalu, złości. Rozprzestrzenianie się emocji odbywa się za pomocą neuronów lustrzanych, które uruchomiają u nas zachowanie naśladowcze pozwalające na nawiązanie ściślejszych więzi, współodczuwanie czy naśladowanie. Najlepiej to zaobserwować na przykładzie ziewania, które czujemy potrzebę naśladować po innych (współodczuwanie zmęczenia). Przenoszenie emocjo na innych było jednym z mechanizmów zwiększających przetrwanie. Odbywająca się podświadomie transmisja uczuć pojawia się u wielu zwierząt i ma ona przygotować organizm do określonych sytuacji, którym muszą stawić czoło. Długotrwałe doświadczanie bolesnych uczuć szkodzi ciału i umysłowi. Aby wyzwolić się z tych emocji potrzebne jest wsparcie otoczenia. I o tym właśnie jest najnowszy komiks „Dziobak Toto i senny szum” Yoanna i Erica Omonda.
Opowieść zaczyna się od wizyty Koali u Dziobaka wyławiającego larwy z wody. Do
zwierzaków przybywa Kaku będący kuskusem. Przybysz szuka pomocy w ratowaniu
mieszkańców wioski, którzy zasypiają z powodu dziwnego szumu. Po przybyciu na
miejsce odkrywają, że sprawa jest poważna. Mieszkanie na drzewach stało się dla
zwierzaków niebezpieczne, ponieważ nigdy nie wiedzą, kiedy dotrze do nich
usypiający dźwięk. Upadające z dużych wysokości kuskusy są ranne. Nikt nie jest
w stanie stwierdzić, co powoduje ospałość wszystkich. Nawet przybyli na miejsce
bohaterzy po usłyszeniu dźwięków odpływają do krainy snów. Właśnie wtedy Dziobak
spotyka się z duchem snów i dowiaduje się, że nadmiar snu jest niebezpieczny,
ponieważ sprawia, że stają się oni więźniami snów. Taki stan może być wywołany,
kiedy w otoczeniu jest ktoś, kto mocno śni. Brzmi to tajemniczo, ale Dziobak
nie zamierza się poddawać i rusza w świat w poszukiwaniu źródła kłopotów
kuskusów. Po drodze odkrywa, że nie tylko one przesypiają całe dnie. Ich
bezczynność jest groźna. Wiele zwierząt jest wychudzona, bo nie ma czasu na
jedzenie i aktywność. Kto stoi za całym zamieszaniem? Przekonajcie się sięgając
po komiks.
„Dziobak Toto i senny szum” to opowieść o tym, że możemy niechcący krzywdzić
innych przeżywając określone emocje i zamykając się na innych. Dopiero bliskość,
wyzwolenie z poczucia zagrożenia i samotności pomagają docenić to, co się ma.
Autorzy poruszają tu też problem przeżywania żałoby, poczucie osamotnienia,
zagubienie. Zobaczymy bohatera przekonanego, że dla nikogo nie jest już ważny,
bo stracił najbliższych. Dzięki Dziobakowi odkrywa, że jest inaczej. Jest to
piękna i pouczająca historia o tym, że zawsze wokół nas są inni. Od nas zależy jak
będą wyglądały nasze relacje, czy uda nam się wejść w społeczność i znaleźć w
niej oparcie. Uciekanie nie pomaga ani cierpiącemu, ani tym, którzy obserwują
to zmaganie się z bolesnymi emocjami.
Pierwszym tomem serii „Dziobak Toto”
byłam oczarowana, bo należy on do tego rodzaju książek, po których otwarciu
pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy to „cudne”. Rysunki (a raczej malunki)
wykonane przez Yoana przykuwają wzrok swoją wyjątkowością. Każdy kadr sprawia
wrażenia prostego dzieła sztuki na pograniczu nabizmu, fowizmu i
postmodernizmu. Ilustracje sprawiają wrażenie malowanych farbami olejnymi,
plakatowymi lub matowymi akrylami. Ilustracje nieco uproszczone i przez to nie
ma dbania o przejścia odcieni kolorów. Za to można dostrzec wyraziste
pociągnięcia pędzlem, efekt nakładania farby na wcześniejszą jeszcze mokrą
warstwę, a później czekanie na efekt końcowy bez poprawek. Zabawa kontrastem
dodatkowo dodaje tym kadrom uroku. Z tego powodu efekt jest bardzo ciekawy,
rysunki są artystyczne, ale to nie sprawia, że są dla dzieci mniej atrakcyjne.
Drugi tom także zachwycił mnie graficznie. Dziobak przywodzi na myśl komiksy
tworzone przez Berenikę Kołomycką, której akwarelowe malunki skutecznie
przykuwają uwagę młodych czytelników. Z tym tomem jest tak samo. Nie wpisuje
się on w schemat prostych kresek, ale sam jest kwintesencją prostych pociągnięć
pędzla, malowany jakby dziecięcą ręką, ale z drugiej strony jest to dłoń wprawiona,
pięknie przenosząca nas w świat zwierzęcych przygód. A te porywają od pierwszej
strony pierwszego tomu, na której widzimy rozpoczynającego dzień dziobaka.
Pobudka, przygotowania do śniadania i na drugiej stronie już wiemy, jaka będzie
misja zwierzaka: odnalezienie wody zapewniającej stałą dostawę pokarmu. Eric
Omond zabiera nas do Nowej Zelandii lub Australii.
Komiks otwierają opisy zwierząt. Dalej poznajemy zielone tereny, wchodzimy w
obszar meandra. Gdzieś w jego dolnej części mieszka dziobak, do którego nie
dopływa woda. Martwi się, że będzie musiał długo wędrować, aby odkryć
przyczynę, ale na szczęście z pomocą przychodzi papuga informująca go, że
szybciej będzie jeśli będzie szedł prostopadle do swojego odcinka rzeki. Jego
towarzyszem podróży zostaje zaprzyjaźniony miś koala. Bohater odkrywa, że może
liczyć na pomoc innych zwierząt. Do tego uświadamia młodym czytelnikom, że
upór, niekonwencjonalne podejście i współpraca pomagają rozwiązać wiele
problemów. Komiksowi bohaterzy po długich trudach muszą zmierzyć się z bestią,
która z każdą stroną wydaje się straszniejsza. Pojawi się tu kolczatka Chichi i
nietoperz Riri, są duchy pomagające (troszkę nawiązujące do Dikensa).
Zwłaszcza, że nie tylko spotykamy uciekające przestraszone zwierzęta, ale też i
niedojedzone kawałki. I tu mam mały dylemat, czy komiks na pewno dla
pięciolatków, a z drugiej strony trzeba by się zastanowić czy niektóre półki w
markecie nie wyglądają podobnie…
Drugi tom zatytułowany „Dziobak Toto i pan mgieł” otwiera kolejny poranek.
Drużyna przyjaciół Dziobaka składa się z Kolczatki, Koali, Nietoperza i
Lotopałanki. Ich dzień zaczyna się od codziennej toalety, witania się,
poszukiwania jedzenia. W czasie przygotowań do śniadania słyszą czyjeś
zawodzenie. Okazuje się, że to wielkouch króliczy zwichnął lub złamał sobie
nogę. Przyjaciele muszą ruszyć do Goanny, wielkiej, padlinożernej jaszczurki
leczącej zwierzęta. Tam zastają dość zwariowane zwierzę majsterkujące, robiące
dziwne konstrukcje. Do tego zamiast pędzić poszkodowanemu na ratunek każe
przyjaciołom udać się na zadziwiającą wyprawę do strasznego potwora będącego
panem mgieł. Bardzo szybko bohaterzy przypadkowo się rozdzielają. Każde z nich
ma też okazję natknąć na stwora. Ich reakcje będą różne. Jedni będą chcieli
podejść stwora podstępem, inni będą kreować się na dzielnych, a jeszcze inni
nie dadzą zwieść się złudzeniom. Jaki naprawdę jest potwór przekonajcie się
sami sięgając po komiks.
„Dziobak Toto i pan mgieł” to interesująca opowieść o sile przyjaźni,
złudzeniach, zwodzeniu, oszukiwaniu. Będzie to świetny materiał wyjściowy do
rozmowy o strachu, pokonywaniu lęków, stawianiu sobie celów. Mamy tu bohaterów
przyjmujących różne postawy: jedni chcą siłą osiągnąć cel, inni
pochlebstwem, a innym wystarczy szczerość. Każde doświadczenie niesie tu cenną
lekcję i znajdziemy sporo zaskakujących elementów, z których największe
zdziwienie wywołuje zakończenie kolejnego dnia przygód Dziobaka.
Trzeci tom „Dziobak Toto i drapieżniki” tradycyjnie otwiera poranek. Do Koali
Wawy przyfruwa papuga, której pokazuje okolicę. Przyglądając się otoczeniu gość
stwierdza, że mógłby tu zamieszkać, ale nie wie czy może. „Dlaczego nie? W
końcu las należy do wszystkich…” – to zdanie, które podkreśla otwartość
przyjaciół i ich pozytywne nastawienie do nowo poznanych osób. Przyjaźń zaczyna
się powoli, bez narzucania się. Wymaga czasu, przeżycia wspólnych chwil,
wypróbowania się. Jednak już na drugiej stronie do spokojnej akcji wkracza
diabeł tasmański będący raptusem. Natychmiast chce poznać dziobaka Toto i kiedy
już go spotyka mówi, że ma on być już natychmiast jego przyjacielem, bo on
sobie tego życzy. Nasz bohater jest nieco zakłopotany, bo nie ma nic przeciwko
nowym znajomościom, ale przyjaźń to coś więcej niż uściśnięcie sobie dłoni i
deklaracja. To wspólnie spędzony czas i otrzymane oraz dane wsparcie. Szybko
okazuje się, że diabeł tasmański wcale nie chce się przyjaźnić tylko zjeść
bohaterów. Kiedy wydaje im się, że znajdą schronienie na drugim brzegu
spotykają wilkowóra tasmańskiego, który też ma na nich ochotę. Zwierzakom
pozostanie płynięcie w dół rzeki na liściu nenufaru. Te jednak zostają przebite
przez kolce kolczatki. W jaki sposób uda im się uratować?
„Dziobak Toto i drapieżniki” to kolejna bardzo pouczająca historia. Tym razem
pojawia się problem pozorów, fałszywej przyjaźni, manipulowania i chęci
skrzywdzenia. Do tego mamy bardzo życiową historię o tym, że czasami jesteśmy
wystawieni na różnorodne zagrożenia, na które nie mamy żadnego wpływu. Możemy
jedynie dać wsparcie bliskim, być z nimi i czekać na rozwój wypadków. Do tego
mamy tu pięknie pokazaną manipulację drapieżników. Napięcie z każdą stroną
rośnie. Widzimy mechanizm wmawiania bohaterom, że są źli, bo nie dają się
zjeść, a powinni. Ten tom doskonale sprawdzi się w czasie omawianie mechanizmów
przemocy.
Mamy tu ciekawą akcję, bardzo różnorodnych bohaterów składających się na
zadziwiającą drużynę, której w każdym z tomów przyjdzie walczyć z tajemniczą bestią.
Jak możecie się domyślić zakończenia kolejnych dni zawierają pouczające
przesłanie i pokażą, że warto walczyć ze złem oraz że pozory mylą i gorsi są
ci, którzy wcale nie wyglądają groźnie. Jak już wspomniałam ilustracje wykonał
Yoann. Scenariusz to dzieło Erica Omonda. Twórcy zabierają nas do mrocznego
świata, w którym wszystko może się zdarzyć, bo przyroda nie jest delikatna.
Mimo wyposażenia zwierząt w ludzkie cechy mamy tu realne, naturalne zagrożenie,
ukazanie rywalizacji między różnymi gatunkami, sposobów na polowanie oraz różne
podejścia do zjadania innych: jedne zwierzęta to rozumieją, bo same jedzą inne
istoty, a inne nie, bo są weganami.
Autorzy w „Dziobaku Toto” łączą realizm z surrealizmem. Przekonują, że świat
materialny i duchowy wzajemnie się uzupełniają, mogą pomagać w realizacji
celów. W pierwszym tomie Toto podążający w poszukiwaniu rzeki dostaje korę z
magicznego drzewa. Dzięki niej mogą poznać przeszłość, dostać wsparcie w
teraźniejszości i otrzymać wskazówki na przyszłość. W drugim przemieszcza się
na mglistych chmurach nad zadziwiającym krajobrazem. W trzecim dziobak spotyka
magicznego krystalicznie czystego węża. W czwartym mamy spotkanie z duchem snów
i jednocześnie niezwykłą mocą dźwięków, które wydają się być magiczne, bo płyną
z głębi serca.
Bardzo dobrze zszyte strony, cudne ilustracje i ciekawa akcja. Całość dopełnia
solidna, kartonowa oprawa z lekko gąbkową oprawą (taka solidna oprawa, ale
sprawiająca wrażenie miękkiej, miłej w dotyku), dzięki czemu komiks jest
trwały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz