wtorek, 13 czerwca 2023

Chodzące ideały


W światku książkowym wśród niektórych zapatrzonych w siebie i swoją niezwykłość osób funkcjonuje zabobon, że jak ktoś dużo czyta i pisze to na pewno robi to źle. Pisanie jest postrzegane jako natchnienie: czeka się i czeka na ten boży cud, a później on następuje i osoba pisząca w bólach i trudzie wypaca średniej jakości dziełko, o którym jest przekonana, że to arcydzieło, nad którym każdy musi się pochylić i podziwiać, a jak tego nie robi to się nie zna. Baa, jak już wypoci to swoje dziełko czy tekścik to nabywa przeświadczenia, że wszystko, co robią inni jest złe, głupie. Jeśli ktoś czyta inne lektury niż ta osoba to się nie zna, jeśli czyta więcej to w jej przeświadczeniu robi to źle. Optymalna ilość opisanych tekstów to jedna miesięcznie. Napisanych książek jedna na dekadę swego dorosłego życia. Po większej ilości traci się wszelkie umiejętności posługiwania rozumem, a co za tym idzie także umiejętnością przelewania jakichkolwiek treści na papier. Idąc tokiem rozumowania takiej osoby uczeń szkoły podstawowej takie kompetencje ma (no, chyba, że jest moją córką albo innym dzieckiem kochającym książki to już nie), bo nie przekracza magicznej liczby przeczytanych książek. Licealiści jeszcze się wpisują, jeśli nie wychodzą poza ilość książek z kanonu lektur (kiepściawych ramotek, które tradycyjnie każe czytać się młodzieży, bo miło jest patrzeć jak nowe pokolenie z równym zapałem zaczyna nienawidzić czytania) i przewidzianych na rok wypracowań. Umiejętności w oczach takiej osoby tracą oni z chwilą pójścia na studia filologiczne, bo tam tygodniowo czyta się tyle tekstów, ile ona przewiduje na cały rok. Normalnie zbezczeszczenie aktu czytania i pisania. Młodzi czytający mało jednak także nie mogą znać się na książkach, bo tu z kolei wiek dyskwalifikuje, bo żeby mieć rozeznanie trzeba mieć odpowiedni wiek. I ma taka oceniana przez nich i wiek i ilość książek się zgadza, a okazuje się, że nadal nie jest dobra, bo nie ta płeć. W spojrzeniu takiej osoby kobiety z zasady gorzej się znają, bo czytają przecież tę „kobiecą literaturę” (czymkolwiek ona jest). Jeśli chodzi o idealną osobę piszącą to prawdziwym artystą (przecież wiadomo, że baba się nie zna i nie może być wybitna) jest taki, który wydaje jedną książkę na dekadę swojego dorosłego życia, wypaca jedną opinię miesięcznie po przeczytaniu tylko jednej książki. Inaczej byłby tylko twórcą popowych tekstów, producentem recek, a najlepiej głupią recenzentką, bo w założeniu takiej osoby źle piszą wyłącznie kobiety.
I zupełnie inne przeświadczenie funkcjonuje w świecie gier, znawców filmów czy nawet kucharzy: im częściej i różnorodniej coś robisz tym jesteś lepszy w fachu. Ja na własnej skórze przekonuję się, że kiedy muszę coś ugotować raz na miesiąc to nie jest to danie roku, a już na pewno nie mogłabym się nim przed nikim popisać.
Jeśli ktoś Was ocenia po ilości to zdecydowanie nie musicie przejmować się opinią takiej osoby. Jeśli ktoś znajduje umiłowanie w bijaniu innym szpilek to też nie musicie przejmować się opinią takiej osoby. Róbcie swoje, ćwiczcie swój warsztat i spełniajcie się w tym, co robicie. Bez względu na wykształcenie i wiedzę macie prawo do własnej opinii na temat przeczytanej książki. Macie prawo do podzielenia się tą opinią. Dziś może napiszecie słaby tekst, a jutro będzie on lepszy. Jedyne osoby, z którymi powinniście się porównywać to Wy sami: jak bardzo udało Wam się coś dopracować, jak udało Wam się rozwinąć warsztat. Jedyne osoby, z których opinią powinniście się liczyć to takie, które zachęcą do działania, wskażą, nad czym musicie popracować, pokażą, za co lubią Wasze teksty. I pamiętajcie, że ćwiczenie czyni mistrza. Nikt nie urodził się z magicznym darem artyzmu, który niespodziewanie objawia się z dnia na dzień bez ćwiczenia umiejętności.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz