Uprzywilejowane grupy zawsze tworzą dyskryminację, wykluczają, dyktują innym, w jaki sposób mają oni żyć. To daje im władzę i tę uprzywilejowaną pozycję. Pretekstem do strofowania może być każda cecha wyróżniająca osobę dyskryminowaną. Objaśnia się jej, że to jej wina, bo mogła być taka jak uprzywilejowani. A przecież genetyki i biologii nie jesteśmy w stanie obejść. Może nam się wydawać, że noszenie, robienie czegoś lub nie jest ściśle związana z rolą człowieka. Jednostki znajdujące się w grupie uprzywilejowanej zadbają o to, aby każdy wierzył, że noszenie określonych strojów jest ściśle związane z biologią. Z kolei cechy biologiczne tłumaczą jako wymysł i modę na określoną rzecz. Jednak, gdyby tak było to nie potrzebne byłyby żadne przepisy nakazujące określone zachowania. Nie wierzycie? No to pomyślcie czy istnieje przepis nakazujący osobom mającym macicę i jajniki do rodzenia dzieci czy rodzą, bo taka jest ich biologiczna cecha? Dyskryminacja jednak polega na tym, aby walczyć z biologią i bardzo często chodzi właśnie o wykluczanie osób rodzących, o innym kolorze skóry i seksualności przyjętej za normę. O takich problemach jest książka „Nate plus one” Kevina van Whyne’a.
Opowieść pozornie jest prosta i zabiera nas do świata nastoletniego Nathana Hargravesa
lubiącego spędzać czas z przyjaciółmi, pasjonującego się muzyką oraz jednocześnie
przeżywającego zawód miłosny i zakochanie. Jest to postać, która od samotnie
wychowującej go mamy dostaje bardzo dużo wsparcia. Bezwarunkowa miłość jedynego
rodzica, jakiego ma daje mu siły na przezwyciężanie trudów wynikających z
nietolerancji, ale też uczenia się różnych rzeczy, zwyczajnego nastoletniego
mierzenia się ze światem, czyli nauki, pokonywania lęków i nieśmiałości.
Zakochany w licealnej gwieździe Jaiu Patelu Nate chłopak jest osobą nieśmiałą i
tworzącą teksty. Miłość jego życia i jednocześnie przyjaciel niestety traci wokalistę
zespołu. Mierzący się z wielką tremą Nate deklaruje pomoc swojemu przyjacielowi
i wystąpić na ważnym konkursie. Szybko okazuje się, że brak wokalisty to tylko
jedno z niewielu wyzwań, które czekają na młodych członków popularnego zespołu.
Poza trudnościami, które czekają młodych muzyków muszą się uporać z prywatnym
życiem. Nate potrzebuje kogoś, z kim będzie mógł polecieć na ślub kuzynki, bo
jego mama niestety w tym czasie ma dyżur w szpitalu. Chłopak boi się spotkania
z rodzinę i tego jak bliscy po ujawnieniu seksualności będą go traktować.
Nastolatki będą sobie wzajemnie pomagać i się wspierać. Jakie wyzwania na nich
czekają?
Fabuła jest prosta, schematyczna, ale i tak książka mnie zachwyciła. Przede
wszystkim jej głównym tematem jest zderzenie z dyskryminacją, pokazanie, że
każdy z nas pod pretekstem jakiś norm ustanowionych przez grupę uprzywilejowaną
norm. Pisarz pokazuje, dlaczego warto słuchać swojego serca i dążyć do
szczęścia z osobą kochaną zamiast robić to, czego oczekuje od nas otoczenie.
Młodzi bohaterzy pokazani w powieści pozwolą nastolatkom identyfikować się z nimi.
Poza tematyka LGBTQ+ mamy tu zwyczajne życie, wyzwania jakim muszą stawić wykreowane
postaci. Brak ojca to też konieczność pracy i samodzielnego zbierania pieniędzy
na różne rzeczy. Do tego zobaczymy wiecznie zabieganą i zapracowaną mamę, która
z powodu dużej ilości zajęć słynie ze spóźniania się. Nie znajdziemy tu
bohaterów idealnych, posągowych. Każdy ma zalety, wady i bagaż emocji, z
którymi musi się uporać.
"Nate plus one" to lekka opowieść o bardzo ważnych tematach. Do tego
mamy tu motyw podróży, wspólnego spędzania wakacji, przez co pięknie zabiera
nas w klimat wczasów i wypoczynku oraz próbowania nowych rzeczy, cieszenia się
czasem spędzanym na farmie u babci, która z racji wieku i osobistych
doświadczeń okazuje się niesamowicie mądrą i wspierającą bohaterów osobą.
Jednak waśnie ta podróż staje się pretekstem do poruszenia takich ważnych
tematów jak tworzenie dyskryminujących przepisów. Ze względu na to, że część akcji
dzieje się w RPA pojawia się temat Mandery, walki o równość, wprowadzanie totalitaryzmu,
wykorzystywania przepisów państwowych do prześladowania określonych grup ludzi,
odbierania części osób prawa do swobodnego korzystania z przestrzeni publicznej,
a nawet miłości i poślubiania osoby, którą się kocha. A na koniec podsuwam Wam
kilka zdań wypowiedzianych właśnie przez nią:
„Chcę, żebyś był szczęśliwy, Nathanie. Musisz żyć w sposób, który czyni cię
szczęśliwym. – Uśmiecha się. – Gdybym słuchała ludzi wokół mnie, w tym mojej własnej
rodziny, nigdy nie byłabym szczęśliwa. Ani trochę nie żałuję, że kocham twojego
dziadka. Dokonałabym ponownie tych samych wyborów, ponieważ z twoim dziadkiem
byłam najszczęśliwsza. – Wzdycha. – jednak nie zawsze było łatwo. Rząd się o to
postarał. Ludzie wokół nas także. Nasza miłość została uznana za nielegalną.
Prawo ustanowione przez kogoś noszącego nienawiść w sercu skrzywdziło tak wielu
ludzi, którzy po prostu chcieli żyć w wolności. Świadomość, że moje dzieci
urodziły się jako owoc przestępstwa, wciąż łamie mi serce – mówi. – kolor skóry
decydował o ich wartości. Nic innego nie napełnia mnie taką wściekłością. Mam
nadzieję, że każdy rasistowski drań, który popierał apartheid, zgnije w piekle.
– Ouma Lettie ściska moją dłoń. – Wszyscy zasługujemy na szczęście, bez względu
na rasę, orientację seksualną czy wyznanie. Nikt na tej ziemi nie ma prawa nam
tego odebrać. Chcę, żebyś zawsze pamiętał, Nate, że zasługujesz na to, by być
tym, kim jesteś, i kochać, kogo chcesz”.
„Faktem jest, że czasem przeprosimy nie wystarczą. I nie możesz nikogo zmusić
do ich przyjęcia. Ale jesteśmy tylko ludźmi, więc popełniamy błędy. A ponieważ
jesteśmy ludźmi, możemy się na tych błędach uczyć i rozwijać”.
I mam nadzieję, że czujecie się przekonani do sięgnięcia po tę książkę albo
podsunięcia swoim nastolatkom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz