poniedziałek, 26 czerwca 2023

Kevin van Whyne "Nate plus one"


Uprzywilejowane grupy zawsze tworzą dyskryminację, wykluczają, dyktują innym, w jaki sposób mają oni żyć. To daje im władzę i tę uprzywilejowaną pozycję. Pretekstem do strofowania może być każda cecha wyróżniająca osobę dyskryminowaną. Objaśnia się jej, że to jej wina, bo mogła być taka jak uprzywilejowani. A przecież genetyki i biologii nie jesteśmy w stanie obejść. Może nam się wydawać, że noszenie, robienie czegoś lub nie jest ściśle związana z rolą człowieka. Jednostki znajdujące się w grupie uprzywilejowanej zadbają o to, aby każdy wierzył, że noszenie określonych strojów jest ściśle związane z biologią. Z kolei cechy biologiczne tłumaczą jako wymysł i modę na określoną rzecz. Jednak, gdyby tak było to nie potrzebne byłyby żadne przepisy nakazujące określone zachowania. Nie wierzycie? No to pomyślcie czy istnieje przepis nakazujący osobom mającym macicę i jajniki do rodzenia dzieci czy rodzą, bo taka jest ich biologiczna cecha? Dyskryminacja jednak polega na tym, aby walczyć z biologią i bardzo często chodzi właśnie o wykluczanie osób rodzących, o innym kolorze skóry i seksualności przyjętej za normę. O takich problemach jest książka „Nate plus one” Kevina van Whyne’a.
Opowieść pozornie jest prosta i zabiera nas do świata nastoletniego Nathana Hargravesa lubiącego spędzać czas z przyjaciółmi, pasjonującego się muzyką oraz jednocześnie przeżywającego zawód miłosny i zakochanie. Jest to postać, która od samotnie wychowującej go mamy dostaje bardzo dużo wsparcia. Bezwarunkowa miłość jedynego rodzica, jakiego ma daje mu siły na przezwyciężanie trudów wynikających z nietolerancji, ale też uczenia się różnych rzeczy, zwyczajnego nastoletniego mierzenia się ze światem, czyli nauki, pokonywania lęków i nieśmiałości. Zakochany w licealnej gwieździe Jaiu Patelu Nate chłopak jest osobą nieśmiałą i tworzącą teksty. Miłość jego życia i jednocześnie przyjaciel niestety traci wokalistę zespołu. Mierzący się z wielką tremą Nate deklaruje pomoc swojemu przyjacielowi i wystąpić na ważnym konkursie. Szybko okazuje się, że brak wokalisty to tylko jedno z niewielu wyzwań, które czekają na młodych członków popularnego zespołu. Poza trudnościami, które czekają młodych muzyków muszą się uporać z prywatnym życiem. Nate potrzebuje kogoś, z kim będzie mógł polecieć na ślub kuzynki, bo jego mama niestety w tym czasie ma dyżur w szpitalu. Chłopak boi się spotkania z rodzinę i tego jak bliscy po ujawnieniu seksualności będą go traktować. Nastolatki będą sobie wzajemnie pomagać i się wspierać. Jakie wyzwania na nich czekają?
Fabuła jest prosta, schematyczna, ale i tak książka mnie zachwyciła. Przede wszystkim jej głównym tematem jest zderzenie z dyskryminacją, pokazanie, że każdy z nas pod pretekstem jakiś norm ustanowionych przez grupę uprzywilejowaną norm. Pisarz pokazuje, dlaczego warto słuchać swojego serca i dążyć do szczęścia z osobą kochaną zamiast robić to, czego oczekuje od nas otoczenie. Młodzi bohaterzy pokazani w powieści pozwolą nastolatkom identyfikować się z nimi. Poza tematyka LGBTQ+ mamy tu zwyczajne życie, wyzwania jakim muszą stawić wykreowane postaci. Brak ojca to też konieczność pracy i samodzielnego zbierania pieniędzy na różne rzeczy. Do tego zobaczymy wiecznie zabieganą i zapracowaną mamę, która z powodu dużej ilości zajęć słynie ze spóźniania się. Nie znajdziemy tu bohaterów idealnych, posągowych. Każdy ma zalety, wady i bagaż emocji, z którymi musi się uporać.
"Nate plus one" to lekka opowieść o bardzo ważnych tematach. Do tego mamy tu motyw podróży, wspólnego spędzania wakacji, przez co pięknie zabiera nas w klimat wczasów i wypoczynku oraz próbowania nowych rzeczy, cieszenia się czasem spędzanym na farmie u babci, która z racji wieku i osobistych doświadczeń okazuje się niesamowicie mądrą i wspierającą bohaterów osobą. Jednak waśnie ta podróż staje się pretekstem do poruszenia takich ważnych tematów jak tworzenie dyskryminujących przepisów. Ze względu na to, że część akcji dzieje się w RPA pojawia się temat Mandery, walki o równość, wprowadzanie totalitaryzmu, wykorzystywania przepisów państwowych do prześladowania określonych grup ludzi, odbierania części osób prawa do swobodnego korzystania z przestrzeni publicznej, a nawet miłości i poślubiania osoby, którą się kocha. A na koniec podsuwam Wam kilka zdań wypowiedzianych właśnie przez nią:
„Chcę, żebyś był szczęśliwy, Nathanie. Musisz żyć w sposób, który czyni cię szczęśliwym. – Uśmiecha się. – Gdybym słuchała ludzi wokół mnie, w tym mojej własnej rodziny, nigdy nie byłabym szczęśliwa. Ani trochę nie żałuję, że kocham twojego dziadka. Dokonałabym ponownie tych samych wyborów, ponieważ z twoim dziadkiem byłam najszczęśliwsza. – Wzdycha. – jednak nie zawsze było łatwo. Rząd się o to postarał. Ludzie wokół nas także. Nasza miłość została uznana za nielegalną. Prawo ustanowione przez kogoś noszącego nienawiść w sercu skrzywdziło tak wielu ludzi, którzy po prostu chcieli żyć w wolności. Świadomość, że moje dzieci urodziły się jako owoc przestępstwa, wciąż łamie mi serce – mówi. – kolor skóry decydował o ich wartości. Nic innego nie napełnia mnie taką wściekłością. Mam nadzieję, że każdy rasistowski drań, który popierał apartheid, zgnije w piekle. – Ouma Lettie ściska moją dłoń. – Wszyscy zasługujemy na szczęście, bez względu na rasę, orientację seksualną czy wyznanie. Nikt na tej ziemi nie ma prawa nam tego odebrać. Chcę, żebyś zawsze pamiętał, Nate, że zasługujesz na to, by być tym, kim jesteś, i kochać, kogo chcesz”.
„Faktem jest, że czasem przeprosimy nie wystarczą. I nie możesz nikogo zmusić do ich przyjęcia. Ale jesteśmy tylko ludźmi, więc popełniamy błędy. A ponieważ jesteśmy ludźmi, możemy się na tych błędach uczyć i rozwijać”.
I mam nadzieję, że czujecie się przekonani do sięgnięcia po tę książkę albo podsunięcia swoim nastolatkom.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz