czwartek, 10 sierpnia 2023

Grzegorz Musiał "Ja, Tamara"


Upamiętnianie swojego życia, bycia świadectwem swojego istnienia i dzielenie się doświadczeniami przy jednoczesnej możliwości kreowania swojego wizerunku to częste zjawisko wśród artystów. Prosta opowieść, zwyczajne życie to nie ich bajka.
Wielcy artyści tworzą wokół siebie legendy, pokazują jak bardzo ważne jest bycie człowiekiem czynu. Do tego często mają trudny charakter (z czego nie zdają sobie sprawy), są przekonani o tym, że są najważniejsi na świecie i bliscy powinni liczyć się z ich zdaniem oraz decyzjami. Jednocześnie pozostawiają innym spore pole do popisu oraz popełniania błędów, za które muszą ich ukarać. To powoduje zgrzyty. Jednocześnie w opinii publicznej budowany jest portret osoby niezwykłej, niedoścignionej, należącej do lepszych sfer, otoczonej blichtrem, perfekcyjnych, obracających się wyłącznie wśród ludzi godnych ich uwagi, ale potrafiących szukać natchnienia w „służących” i jednocześnie zaradnych oraz praktycznych. Taka też była Tamara Łempicka, polska malarka epoki art deco, czyli sztuki opartej na prostocie pozwalającej odejść od sztuki secesyjnej. Cechą charakterystyczną w tym nurcie jest brak dyscypliny przestrzennej, prostota kształtów i przerysowanie oraz upraszczanie form przy jednoczesnym zachowaniu cech pierwotnych przedmiotów i dbałości o wykonanie oraz materiał. Kładziono nacisk na luksusowość przedmiotów. Tamara Łempicka bardzo dobrze czuła się tworząc w tym nurcie, który pozwalał na inspirowanie się bliskim jej klasycyzmem.
Życie malarki bogate było w zmiany, podróże. W dzieciństwie wakacje spędzała we Włoszech, uczyła się w Lozanie. Po uzyskaniu pełnoletności poślubiła Tadeusza Łempińskiego i urodziła Marie-Christine. Doświadczenia męża z bolszewickiego więzienia i ucieczka do Francji sprawiły, że rodzina znalazła się w trudnej sytuacji finansowej. To skłoniło młodą kobietę do podjęcia próby utrzymania bliskich z malarstwa. Dzięki protekcji siostry jej prace trafiły na wystawę i malarka stała się znaną portrecistką, której prace są bliskie kubizmowi. Prywatnie była osobą wyzwoloną, odchodzącą od sztywnych ram kulturowych i bardzo elastyczną. Szybko dostosowywała się do sytuacji, była przebojowa, pracowita, ale też nie zabrakło w jej życiu epizodów depresyjnych. Trudy życia urozmaicają romanse, które przyczyniły się do rozwodu. Jej drugim mężem został austriacki dziedzic imperium browarniczego, baron Raoul Kuffner. To właśnie z nim tuż przed II wojną światową wiedziona przeczuciem oraz doskonałą analizą sytuacji wyprowadza się do Ameryki, gdzie jako artystka przykuwała uwagę swoją niezwykłą historią, tworzonym przez nią wizerunkiem. Wówczas eksperymentowała z kolejnymi formami wyrazu za pomocą innego stylu malarskiego. Nieprzyjęte dobrze prace sprawiały, że odchodziła w zapomnienie. Nie było już wystaw. Jedynie tworzona wokół siebie aura niezwykłości, artystycznego natchnienia oraz odziedziczona po drugim mężu fortuna, ponowne odkrycie jej prac w latach 60. XX wieku i niezwykłe życzenia dotyczące tego, co należy zrobić z ciałem po jej śmierci sprawiło, że odeszła jako legenda, której prace zaczęto doceniać po latach, przez co zyskują zawrotne ceny, a sama malarka staje się bohaterką wielu książek pozwalających na lepsze poznanie jej osobowości. Do nich należą publikacje Grzegorza Musiała. Piszę publikacje, bo książki powstały dwie. Obie obszerne i fascynujące, pozwalające zajrzeć do zakamarków niełatwej osobowości artystki. Podzielone są one na etapy jej życia. Pierwsza książka „Ja, Tamara” to opowieść, która zawiera pierwszy etap jej życia, czyli doświadczenia z Europy i troszkę z Rosji. Ale tych nawiązań do dzieciństwa nie zabraknie też w „Tamarze, siostrze wulkanu”. Obie publikacje uzupełniają się, opowieści zazębiają.
W pierwszym tomie zatytułowanym „Ja, Tamara” śledzimy jej dzieciństwo, naukę, podróże, zabawy, samodzielne chłonięcie wiedzy, tragiczne losy w czasie Rewolucji Październikowej, przyglądamy się jej wyjazdowi do Paryża i stawianie tam pierwszych kroków jako malarki oraz zrobieniu oszałamiającej kariery w latach 20-30 XX wieku. Tamara kreuje się na samouczkę z niepokorną duszą, katoliczkę o swobodnym podejściu do moralności, kobietę wyzwoloną, potrafiącą korzystać z uroków życia, biseksualistkę. Przez jej życie przewiną się tłumy znanych książąt, markizów, baronów, ale też i artystów takich jak Coco Chanel, Ernest Hemingway, Picasso i wielu innych. Widzimy jej pierwsze fascynacje, klimat w którym dorastała, czyli poznamy ekscentryczną i przebojową babcię i zaradną matkę. Jej okiem spojrzymy na ważne dzieła sztuki oraz poznawanych artystów. O wszystkich znajomościach opowiada barwnie, pokazuje zależności, osobowości bohaterów.
Pierwszy tom kończy się w 1939 roku, kiedy artystka razem z mężem wkracza na pokład transatlantyku pozwalającego uciec im przed widmem nadchodzącej wojny do Ameryki. Tam nie chce być traktowana jak większość tych biednych artystów uciekających przed prześladowaniami tylko jak sławna malarka. Amerykanie jednak nie doceniają jej. Mają już swoje ikony malarstwa, a Łempicka oceniana jest jako „baronowa z pędzlem”. Kolejnych miejscach zamieszkania w USA niedoceniana jest jako artystka. Musi budować wokół siebie opowieść, intrygować, aby przyciągnąć uwagę. Ze względu na brak docenienia decyduje się zamieszkać w Cuernavaca, pod wulkanem El Popo w Meksyku. Tam jej przyjacielem, z którym dzieli pracownie staje się młody meksykański rzeźbiarz, który występuje jako Pablo. To właśnie rozmowy z nim są nagrywane i stają się materiałem wyjściowym do snucia o niej opowieści.
„Tamara, siostra wulkanu” to opowieść właśnie z pracowni. Niby mamy tu kontynuację historii, ale kolejne wyzwania, nieporozumienia, sprzeczki z córką mającą do niej żal sprawiają, że ponownie lądujemy w czasach jej młodości, kiedy stała przed trudnymi wyborami, musiała zorganizować wyjazd do Ameryki. Napotykani po drodze znajomi to kolejne preteksty do dygresji o dzieciństwie, młodości, rozwijania talentu, pierwszych przyjaźniach i inspiracjach. Wyłania się z nich obraz artystki, która jeszcze w czasie mieszkania w Rosji ćwiczy się w tej sztuce.
Oba tomy cechują duża swoboda opowiadania, przeskakiwania do różnych wydarzeń. Opowieść o Tamarze Łempickiej wciąga od pierwszej strony. Wyłania się z nich obraz niezwykłej artystki konsekwentnie dążącej do celu i docenionej, podziwianej, kierującej się własnymi zasadami i kultywującej coś, co ona nazywa „polskim drygiem”, a jest zwyczajną zaradnością i elastycznością, umiejętnością dostosowania się do trudów życia oraz ich przezwyciężania. Nie brakuje tu jej ciętego języka oraz zaskakiwania innych wiedzą, umiejętnością zestawiania faktów, analizowania wydarzeń oraz trafnych ripost, mówienia wprost o złych wydarzeniach z historii. Z książki wyłania się portret ekscentrycznej i samolubnej indywidualistki, która potrafi dać się bliskim we znaki, jeśli nie podporządkowują się jej woli, ale jednocześnie jest niesamowicie inteligentna. Artystka dzieli się swoimi emocjami. Widzimy kobietę zmagającą się z przemijającą urodą, chorobą, słabościami, świadomością tego, że śmierć jest coraz bliżej i zostało jej coraz mniej czasu na tworzenie. Zwłaszcza, że teraz jest to szczególnie ważne, ponieważ w końcu po latach dostrzeżono i doceniono jej indywidualny styl. W pierwszym tomie mamy rozpacz z powodu utraty talentu, czy raczej skutków chorób, a w drugim opowieść o wyścigu z czasem, kiedy uznana artystka ma poczucie, że musi stworzyć więcej obrazów.
Grzegorz Musiał zabiera nas do świata artystki mającej duże rozeznanie w sztuce, obcującej z artystami, kierującej się w czasie tworzenia głosem serca. W obu tomach znajdziemy nawiązania do wpływu jej dzieciństwa, pochodzenia oraz znaczenia edukacji, przyjaźni zarówno z cenionymi, jak i zapomnianymi artystami. Uświadamia czytelnikom, że pamięć jest wybiórcza, a docenienie to zbieg okoliczności. Do tego od czasu do czasu powracamy do trudniejszych tematów z jej życia. Jest tu problem depresji, uzależnienia od środków odurzających. Opowieści wyłaniają się z codzienności ostatnich jej chwil, kiedy z jednej strony obserwuje postęp choroby, próbuje tworzyć kolejne prace, maluje kopie własnych prac.
Oba tomy pięknie się uzupełniają i warto sięgnąć po nie, ale nie trzeba znać pierwszego, aby wejść do życia artystki. Liczne retrospekcje pozwalają na pokazanie kolejnych scen z dzieciństwa i też pozwolą na zbudowanie klimatu, w jakim dorastała, wyzwań jakim musiała stawić czoło w czasie rewolucji, pierwszych kroków stawianych w Paryżu. W akcję wplatane jest sporo relacji z wydarzeń kulturalnych, oceny sztuki i ubolewania nad kierunkiem, w którym ona zmierza (np. dosadna reakcja na nagrodzenie dzieła Piera Manzoniego).
„Ja, Tamara” i „Tamara, siostra wulkanu” to opowieści w których podążamy za skojarzeniami opowiadającej. Mamy tu barwne wspomnienia, sporą dawkę emocji i ciekawe historie. Zdecydowanie warto sięgnąć po te publikacje.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz