wtorek, 16 lipca 2024

Emilia Jachimczyk "Nigdy przenigdy"


Okres dojrzewania, a później wchodzenia w dorosłość to czas pierwszych miłości, intensywnie przeżywanych uczuć, ważnych doświadczeń dających ważną szkołę życia oraz zdobywania wiedzy, a także całego mnóstwa problemów z jakimi borykają się młodzi ludzie, dlatego pisanie o nastolatkach jest chwytliwe, bo można wiele rzeczy tam umieścić. Tylko czy na pewno warto? Tego pytania na pewno nie zadała sobie Emilia Jachimczyk przez wydaniem książki „Nigdy przenigdy”.
Sam pomysł na historię jest dość powszechny, fabuła do przewidzenia, ale w tym nie byłoby nic złego, gdyby nie realizacja. Język jakim posługują się w kontakcie ze sobą bohaterzy zdecydowanie jest nieodpowiedni. Nazywanie siebie debilem i głupkiem jest tu codziennością. A wszystko otoczce życia klasy średniej, dzieciaków, których rodzicom się powodzi. Ubieranie tej opowieści w amerykańskie realia sprawiło, że miałam wrażenie, że to kolejny przemocowy serial dla młodzieży, a takich wzorców mamy w życiu, aż za dużo. Opowieść otwiera rozmowa dwójki przyjaciół. Ich relacje wydają się jasne. Od dziecka są przyjaciółmi. Nie ograniczają się wyłącznie do swojego duetu. Każde spędza czas także z innymi znajomymi. Maks jest zainteresowany przyjaciółką Marissy (swojej przyjaciółki). Znajoma ma mu pomóc w przełamaniu nieśmiałości i pierwszych lodów na randce, z czego nie jest zadowolona, ale czego nie robi się dla osób, które są dla nas ważne. Jego pierwsze randki są udane. Do tego Marissa też poznaje młodego, inteligentnego i intrygującego chłopaka, który okaże się nowym uczniem w ich klasie. Relacje się zacieśniają, emocje buzują, gonitwa myśli przeplata nudną szkolną codzienność i urozmaicone życie towarzyskie beztroskiej amerykańskiej młodzieży, która już za chwile wyfrunie z rodzinnych gniazd, aby za chwilę rozwijać swoje umiejętności na studiach. Czeka ich czas intryg, zadawania sobie ważnych pytań o emocje i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że cała fabuła wydaje się pisana na siłę jak pamiętnik nastolatki i nie byłby w tym nic złego, gdyby nie sztuczność, pewnego rodzaju amerykańska pretensjonalność i cała masa negatywnych zachowań, złego traktowania się dwójki bohaterów i ich znajomych. Niby się przyjaźnią, ale nie ma tu miejsca na szacunek, bo przecież kogoś kogo lubimy nie nazywamy głupolem i debilem. Przynajmniej nie w moim otoczeniu. Jak dodamy do tego normalizowanie zdrady to zdecydowanie nie jest to powieść dla młodzieży. Mam też zastrzeżenia dotyczące zachowania lekarza w kontekście uderzenia piłką lekarską i zemdlenia z tego powodu. Myślę, że zabrakło tu porządnej kwerendy.
Same postacie miały potencjał. Fabuła też. Bohaterzy są dość typowi: kujonka, błaznujący przyjaciel, nijaka, ale ładna przyjaciółka i bad boy, który nie jest taki zły na jakiego stara się pozować, a jego poza wynika z posiadania artystycznej (czyli bardzo wrażliwej duszy). Akcja, zachowania bohaterów, w połączeniu z lekkim piórem wywołały we mnie mieszane uczucia. Niby czyta się tę książkę szybko, ale zachowania bohaterów mnie irytowały, były bardzo dziecinne.
Wielkim plusem jest tu pokazanie jak otoczenie, to z kim się spotykamy wpływa na nasze zachowanie i relacje z bliskimi. Do tego brak szczerości ze sobą może prowadzić do wielu złych decyzji. Druga ważna rzecz, którą poruszyła tu autorka to pokazanie, że powinniśmy być ostrożni komu ufamy, bo możemy trafić na osobę, która będzie próbowała zniszczyć naszą wieloletnią przyjaźń. Młodzi czytelnicy dowiedzą się też, że w miłości trzeba być ostrożni, bo prawdziwa miłość może być bliżej niż nam się wydaje.
„Nigdy przenigdy” Emilii Jachimczyk to lektura lekka, niewymagającego dużej uwagi, bohaterów tu niewielu, akcja prosta, szybka i tocząca się wokół pierwszych miłości oraz wyboru życiowej drogi.
Zapraszam na stronę wydawcy






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz