niedziela, 19 września 2021

Waldemar Bawołek "To co obok"


„Podążam własną drogą: krętą, ciemną, pełną zasadzek, lęków, pokus, wycofań, lęków, błędów, ale i iluminacji”.
Wszystko to, co dzieje się wokół nas jest obok. Waldemar Bawołek zabiera nas w wyścig po życiu. A w tym nie zabraknie romansów, tragedii, gonitwy z czasem, podążania za własnymi myślami, pędzenia z nurtem tłumu. Bohater porwany jest przez życie i niemal jak w śnie przechodzi od jednej swojej roli do innej.
„(…)to, kim się jest, zawsze pozostaje tajemnicą. Tym, czego człowiek poszukuje, jest on sam”.
Odgrywa role, zdejmuje maski, dziwi się sobie, osobom, które spotyka, przygląda jak widz z boku, ale jest to obserwator wciągany w różnorodne gry społeczne, uczestniczenie w obrządkach, rytuałach przejścia. Mamy tu doświadczenia zdrady, radości, sprowadzanie bliskości do zaspokojenia potrzeb fizjologicznych. Życie ciągle zaskakuje bohatera porwanego przez prąd istnienia. Człowiek pokazany jest tu jako źdźbło targane przez okoliczności, wystawiane na próby zmian klimatów społecznych.
„Wysoki pałac w stolicy, bardzo wysoki, tak wysoki, że gdy popatrzysz w dół, ludzie wyglądają jak mrówki. Zdaje się, że bliżej jest do nieba niż do ziemi”.
Balansowanie między niebem a ziemią, między jawą i snem, między wyznaczonymi celami, a tym, co narzuca popychający nas w rzece życia tłum. Składająca się z czterech rozdziałów opowieść podzielona jest na dwie wyraźne części. W pierwszej z perspektywy bezwolnego elementu porwanego przez otoczenie, a w drugiej przyglądającemu się temu otoczeniu, dziwiącemu się relacjom, działaniom.
„Wszędzie trzeba coś mówić, odzywać się, dawać do zrozumienia, że się jest, że się widzi i słyszy innych”.
„To co obok” Waldemara Bawołka to książka niedługa, bo licząca nieco ponad sto stron, ale za to bogata w wątki, zaskoczenia, wydarzenia, które targają bohaterami, ubrane w słowa, które uwypuklają paradoksy uprzedzeń kulturowych, przekonań politycznych i religijnych kształtujących ludzkie życie. Pierwszoosobowy narrator i bohater porywany przez nurt życia, dziwiący się temu, co wokół niego się dzieje, jakie działania podejmuje często zadaje sobie pytanie o swoje miejsce w świecie i kulturze, na ile jest produktem tego, co naturalne i tego, co społeczne i bodźców wpływających na mózg, nasze postrzeżenia. Mamy tu przyglądanie się językowi i temu, w jaki sposób kształtuje on nasz świat, jak granice języka są granicami tego, jak bardzo potrafimy zrozumieć i wyrazić to, co wokół się dzieje. Mamy tu Wittgensteinowskie podejście, w którym to, co doświadczalne zależy od granic naszego języka, osobistego słownika i gramatyki, którą się posługujemy.
„Zdaje się, że czym prędzej pędzimy, tym miej rozumiemy, ku czemu to wszystko zmierza i dlaczego akurat ku temu”.
„To co obok” to z jednej strony pęd po świecie, a z drugiej ciągłe zaglądanie w siebie, swoje myśli, stosunek do tego, co świat mu narzuca, dziwienie się przez pryzmat tego, w jaki sposób ukształtowała go kultura, kontrast między zaprogramowaniem społecznym a doświadczeniem z naciskiem na skupianie się na sobie. Pierwszoosobowy narrator jest tu lupą, przez którą przygląda się światu.
„Ileż można grzebać w tym paskudztwie? Ileż można myszkować w sobie?”.
Narracja oddaje stosunek bohatera do siebie i świata. W pierwszej i czwartej części mamy narrację pierwszoosobową, w drugiej drugoosobową, w trzeciej trzecioosobową. Może być to wyraz pewnego rodzaju odchodzenia od siebie, patrzenia na siebie z boku, przez pryzmat napotykanych osób, aby móc wrócić do siebie, bo człowiek nigdy nie jest tworem żyjącym w próżni tylko sumą wypadkową spojrzeń otoczenia, własnych doświadczeń, doświadczanych wydarzeń. Z drugiej strony spojrzenie, z jakim mamy do czynienia w narracji skierowanej na czytelnika, sprawia, że pisarz zwraca się do nas, mówi wprost do nas, jest wścibski, pokazuje nam, że i my mogliśmy tego wszystkiego doświadczyć, obdarza nas wyrozumiałością, ale jednocześnie mówi o własnych doświadczeniach oczekując przyjęcia ich jako własne i przez to obdarzenia bohatera większą empatią.
„Wszystko na tym świecie tworzone jest przez relacje z czymś innym”.
Narracja trzecioosobowa pozwala na wspólne zdystansowane obserwowanie, ale czy to jest możliwe, kiedy już doświadczyło się zanurzenia w emocjach porywanego przez nurt życia bohatera? Zabiera nas w świat doświadczeń ekipy remontowej, której życie toczy się wokół pracy, ale też bywa urozmaicone irracjonalnymi decyzjami, wyprawami do burdelu, kierowaniem się impulsami i popędami, ograniczonej zależnościami, kontaktami.
„Nie możesz nic nie robić. Szwendać się bez celu, lekceważyć miłość”.
Mamy tu świat pełen paradoksów przywodzących na myśl labirynty, w jakie wchodzi bohater Franza Kafki, gry społeczne jak u Witolda Gombrowicza, poczucie wyobcowania jak u Gottfrieda Wilhelma Leibnitza, poklatkowanie życia jak u Davida Huma, zdejmowanie masek i zakładanie innych jak Erwinga Goffmana, poczucie manipulacji doświadczeniami jak u Hilarego Putnama.
Waldemar Bawołek łapie to, co wokół bohatera płynie i przenosi na karty książki. Rewelacyjnie uchwycił monologi nowohuckich blokersów, stragany z tanimi towarami, zależności i tworzenie pozorów w firmach tnących koszty narażając życie pracowników. Mamy tu ludzi nieporadnych, jednosezonowych fachowców, ciągłe przechodzenie od zajęcia do zajęcia, wielkich kombinatorów zbijających majątki.
„Nie jest to bowiem przypadek, że zauważamy pewne naturalne dziwy, dopiero gdy znajdziemy się w sytuacji możliwie daleko odbiegającej od codzienności”.
Życie bohatera to wielowarstwowe dzieło: niektóre elementy są bardziej wypukłe, inne mniej, ale odbiór zależy od czytelnika i jego doświadczeń, oceny, co jest dla niego ważne, jak wyglądał jego osobisty skok na główkę w życie. Od pierwszej sceny, w której bohater patrzący na tłum z wysokości Pałacu Kultury waha się czy skoczyć przechodzi płynnie jak po bezpiecznych kładkach i drabinach położonych pomiędzy kolejnymi wyspami wyborów, opcji, jakie daje mu życie pełne zdrad, miłości, rozczarowań, awarii rur, zadziwiających zachowań, problemów finansowych, niedostosowania społecznego, poczucia obnażenia, samochodów, spania po kątach, poszukiwania własnego miejsca i relacji z innymi, substytutów bliskości. Bohaterzy żyją tu tak jakby komunikowali się przez jakieś medium: nie rozumieją siebie, wydają się nie dostrzegać wielu rzeczy, ale brak tu technologii, która okazuje się nie tak niezbędna do komplikowania sobie życia i odczuwania samotności, ułomności, niedomówień i zachowań łamiących konwenanse, ciągłego zrywania kontaktów, kiedy współtowarzysze znajdą się na innej „wyspie” lub za innym „zakrętem” życiowym. Dużo tu przechodzenia od relacji do relacji, wspinania się po drabinach nawet w obszarze publicznym. Zycie to ciągłe wyzwanie i stwarzanie pozorów, scen niemal ze snu żywcem wyjętych, bo nierealnych, ale krążących wokół pragnień, marzeń i wysiłku z tym związanego.
„Bez wchodzenia po drabinie trudno wspiąć się na najwyższe półki”.
Życie to ciągłe wspinanie się, wchodzenie, pokonywanie przeszkód, płynięcie pod prąd. Każda aktywność wystawia bohatera na ścieranie się z napotykanymi innymi, przepływanie obok nich. Bohater jest tu jak strumień kierowany przez kamienie. Jego życie to zawiły labirynt, w którym nie wiadomo, co czeka na nas za rogiem, ale powrotu do ponownego wyboru drogi już nie ma. Z drugiej strony można odnieść wrażenie, że cały świat przepływa obok bohatera, a on nie zmienia swojej sytuacji. „Nie sądź, że się oddalasz, stoisz nadal na wprost siebie”. Świat zawsze oglądany jest przez pryzmat naszych odczuć, a my stajemy się sumą wypadkową kontaktów z tym, co obok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz