Dnia 1 września 1939 roku Polacy
zostali najechani przez III Rzeszę. Pierwsi bojownicy o wolność zginęli w
pierwszych godzinach wojny. W małych miasteczkach, z jakiego ja pochodzę, ma
miejsce kult tych, którzy wtedy polegli. Broni mieli mało lub wcale. Moje
miasteczko leżało na granicy z Niemcami, więc automatycznie (zgodnie z planami
Hitlera) zostało „przywrócone” okupantowi. Pierwsze strzały padły w okolicach
cmentarza, przy którym znajdowało się przejście graniczne. Dwieście metrów
dalej znajdowała się już niemiecka wioska.
Na co dzień ludzie przechodzili
przez ową granicę traktując ją umownie. Takie słupki, które miały wiele
symbolizować, dzieliły rodziny i znajomych, którzy zostali to tej drugiej
stronie po zakończeniu I wojny światowej. Dzieci uczyły się niemieckiego,
bawiły się z niemieckimi dziećmi, a później przyszła katastrofa.
Mały Janek stał w podartej nocnej
koszuli po starszej siostrze i bracie za dziurawą drewnianą bramą. Wybiegł z
domu mimo zakazów matki. Słyszał strzały. Miał dziesięć lat i bardzo chciał
zobaczyć, co się dzieje. Po raz pierwszy zobaczył brutalną śmierć: ojciec
kolegi-Niemca zabił jego sąsiada-Polaka. Wtedy uświadomił sobie podział na Polaków i Niemców.
W drugiej części miejscowości (za rzeką)
Stasia po usłyszeniu strzałów w nocy spakowała dwójkę młodszych dzieci i zakwas
na wóz zaprzężony w krowy! Starsi synowie i mąż uciekli do lasu walczyć. Szybko
wrócili do domu. Mężczyźni z powodu ran, a kobieta z dzieckiem przez zbyt
szybką wojnę. Wcześniej przerabiała taka sytuację z matką i udało się uciec
przed wojną. Teraz nim dojechali do Łodzi do krewnych Niemcy już tam byli. Nie było
dokąd uciekać. Trzeba było wracać.
Kilka dni później do drzwi domu
zapukał Niemiec. Wylegitymowanie mieszkańców domu. Ranny mąż schował się w
stogu krowiego łajna. Był z nimi Żyd, z którym mąż robił interesy. Upierał się, że on (polski partyzant)
jest w domu. Uciekł przez pola do lasu, wrócił dzień przed śmiercią z powodu
zakażenia. Czasami zastanawiam się, co spotkałoby go po wojnie gdyby przeżył.
Nie był piłsudczykiem, ale wielkim patriotą chcącym kraj uwolnić o wszelkich
zależności (począwszy od komunistów, przez faszystów, a skończywszy na
przywódcach religijnych).
Po wojnie Polska trafiła pod zabory.
To znaczyłoby, że on nadal walczyłby. Marzył o szklanych domach, o jakich
czytał w „Przedwiośniu” Żeromskiego. Jedna z niewielu rzeczy, jakie jego córka
pamięta o nim to właśnie czytanie opisów szklanych domów i opowieści o wizji wolnej Polski, jaką rysował Dmowski. Gdyby żył cieszyłby
go wygląd wiosek i miast, miłość do książek dość dużej liczby osób (przy takim
procencie inteligencji i konkurencji mediów, przy których wysiłek nie jest
potrzebny to i tak mamy ładne czytelnictwo) i na pewno byłby zawiedziony
oddawaniem ziemi za bezcen organizacjom religijnym.
Po jego śmierci nieletni chłopcy przestali myśleć o walce za
ojczyznę, ale o przetrwaniu rodziny. Przeżyli wszyscy. Przyszło im się
kształcić w Polsce Ludowej, w której dowiadywali się, że wartości wpajane im w
dzieciństwie są niebezpieczne społecznie, ponieważ zostały stworzone przez zepsutych
kapitalistów. Ci sami ludzie o walczących za Polskę mówili, jak o bandytach.
W mojej rodzinie nie było, ani wyklętych, ani zwycięzców. Po
prostu zabrakło mężczyzn. Jaki los czekałby rodzinę, gdyby bracia babci byli
troszkę starsi, a ich ojciec przeżył? Na to pytanie mogę sobie odpowiedzieć
czytając książkę Szymona Nowaka „Oddziały wyklętych”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz