wtorek, 24 czerwca 2014

Małgorzata Danuta Kłaczyńska



http://annasikorska.blogspot.com/2014/05/magorzata-d-kaczynska-wazne-rozmowy.html
Małgorzata Danuta Kłaczyńska to autorka poruszająca w swych książkach bardzo ważne tematy. Pierwsza z serii „Ważne rozmowy Krysi o świecie” bardzo subtelnie i interesująco wyjaśnia potrzebę bycia tolerancyjnym wobec innych. Uniwersalizm książki sprawia, że nie powinna być to lektura obowiązkowa wyłącznie dla dzieci, ale i dorosłych. W końcu dla dojrzałych czytelników istnieje wiele pozycji książkowych, których bohaterem jest dziecko, a tematy i przesłanie każe nam je umieszczać w zbiorze literatury nie tylko poważnej, ale i filozoficznej. Książki Małgorzaty Kłaczyńskiej polecam wszystkim, którzy chcą na chwilę się zatrzymać i pomyśleć o świecie, aby naprawiać swoje życie.
Zachęcam do przeczytania mojej rozmowy z autorką, która nie tylko posiada rozległą wiedzę, ale i emanuje optymizmem oraz ciepłem i życzliwością wobec ludzi.
Anna Sikorska: Pani książka zaskoczyła mnie niesamowitą dojrzałością społeczną. Jak pani ją osiągnęła?
Małgorzata D. Kłaczyńska: Dość prosto. Urosłam i dojrzałam (śmiech).
AS: Każdy dorosły byłby wówczas dojrzały społecznie, a przecież tak nie jest.
Małgorzata D. Kłaczyńska: Trudno mi odpowiedzieć na tak postawione pytanie, bo czy jestem dojrzała społecznie? Nie wiem. Wydaje mi się, choć pewnie pani, jako filozof, więcej na ten temat może powiedzieć, że „dojrzałość społeczna” jest definicją wynikającą z systemu społecznego, czyli konstrukcji, owszem porządkującej świat, ale skrajnie nienaturalnej.  Stworzonej przez ludzi dla ich zsubiektywizowanych potrzeb. Ja sama, z natury i po „dojrzeniu”, mam embiwalentne podejście do wszelkich systemów, form i norm.
Jeśli dobrze rozumiem, „dojrzałość społeczną” definiuje się, jako umiejętność współżycia w zespole. Oczywiście w dużym uproszczeniu. Jestem krańcową indywidualistką, więc tej umiejętności natura mi raczej poskąpiła. W tym znaczeniu nie spełniam warunków, określonych dla dojrzałej społecznie jednostki.
Jestem natomiast wystarczajaco empatyczna, aby czuć, co może czuć ktoś. Mam też świadomość konsekwencji, jakie mogą przynieść konkretne zachowania ludzi i grup. A to już zasługa raczej wiedzy historycznej i książek.
Jeśli empatia i wiedza wystarczają by wyczerpać znaczenie „dojrzałości społecznej”, to tak, jestem dojrzała społecznie.
AS: Skąd pomysł na książki o trudnych i ważnych tematach?
Małgorzata D. Kłaczyńska: Nie było takich na rynku. Kontrowersyjna tematyka społeczna jest traktowana przez pisarzy trochę jak przypuszczalny zbuk. Trudno znaleźć chętnego, aby takie jajko otworzył i potwierdził przypuszczenie.
AS: Może to raczej wydawcy nie chcą inwestować w taką tematykę?
Małgorzata D. Kłaczyńska: Może. Niemniej efekt końcowy jest taki sam. Tego rodzaju książki nie powstają. Rodzic, który chce mieć wyedukowane, mądre społecznie dziecko, mimo że szuka, nie potrafi znaleźć, choć jednej pozycji na rynku wydawniczym, która pomogłaby mu dziecko, w tym konkretnym zakresie, wychować.
AS: Czy braki na rynku książek dotyczą każdego z poruszanych przez panią zagadnień?
Małgorzata D. Kłaczyńska: Niemal. Jakiś czas temu szukałam dla swojej córeczki angielsko lub polskojęzycznej dziecięcej pozycji o konsumpcjonizmie – największego problemu współczesnego świata – i nie znalazłam. Szukałam książki o roli kobiet i też nie znalazłam. Temat homoseksualności w polskiej literaturze beletrystycznej dla dzieci jest praktycznie nieakceptowalny. I tak dalej, i tak dalej.
AS: Wierzy pani w ewolucję człowieka: będziemy coraz doskonalsi i bardziej doceniający innych?
Małgorzata D. Kłaczyńska: Czy wierzę? Chyba nie. To pytanie raczej do specjalistów w dziedzinie psychologii i ewolucji, albo do futurologów. Moja mała wiedza podpowiada mi, że instynkty, namiętności, emocje towarzyszą ludzkości od początku. Przez lata ewolucji wiele w nas się zmieniło, lecz pewne aspekty naszej natury pozstały niezmienne. Wie pani, w co bardziej mogłabym uwierzyć? Że na przestrzeni lat pragmatyzm wpłynie na zanik naszych autodestrukcyjnych poczynań. Tak bardzo będziemy bali się skutków wojny, że na wszelki wypadek wyeliminujemy z życia wszystko to, co może do niej zmierzać. Na przykład nietolerancyjne poglądy.
AS: Z jednej strony pragmatyzm jest doskonałą ideą, którą warto wykorzystać w społeczeństwie i nauce, ale z drugiej może nas zapędzić w ślepy róg. Nie uważa pani, że nadmiar tolerancji może być niebezpieczny? Że możemy zatracić granicę tego, co wolno, a czego nie? W imię tolerancji dziś uważamy za normalne związki homoseksualne(ja też podzielam ten pogląd). Każdy, kto uważa inaczej uznawany jest za odszczepieńca. Za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat za normę możemy uznać pedofilię i zoofilię oraz wszelkie wypaczenia.
Małgorzata D. Kłaczyńska: Sugeruje pani, iż tolerancja ma swoją złą stronę? Tak nie jest. Tolerancja jest wyłącznie pozytywną ideą. Definicja tolerancji, tak jak definicja każdej idei czy filozofii, gdzieś się kończy. W chwili, gdy się kończy pojawia się coś zupełnie innego, jakaś nowa wartość. Niemal każda dziedzina życia ilustruje tę prostą zasadę ograniczoności definicji.
Świetnym przykładem mogłaby być tutaj definicja „wymiany”. „Wymiana” jest jedną z najpiękniejszych idei wspólnotowych. Ja w tym roku pomogę ci przy budowie twojego domu, a w przyszłym roku ty pomożesz mi przy budowie mojego. Ja podrzucę ci kilka słoików własnych ogórków, a ty popilnujesz mojego dziecka. „Wymiana” była i jest pozytywna, twórcza, łączy ludzi. Kiedy natomiast polityk mówi do drugiego: ty sfinansujesz moją kampanię a ja sprawię, że twoja firma wygra przetarg – czy jest to nadal wymiana? Tak. Lecz nie tylko. Dlatego definicja „wymiany” nie może być tutaj zastosowana. Panowie zawarli bowiem umowę, która znacznie wykracza poza granicę czystej „wymiany”. W tym przypadku zaczyna obowiązywać określenie „korupcja”, które definiuje zjawisko naganne.
To samo dotyczy idei „dobroci”. Nie zaprzeczy pani, że „dobroć” jest niepodważalnie pozytywną myślą. Mianem „dobrego człowieka” ocenia się ludzi, którzy nie ustają w pomaganiu innym. Ale i ta definicja ma swoje ograniczenia. Człowieka, który żyruje kolejny i kolejny kredyt niewypłacalnemu znajomemu, już nie nazywamy „dobrym”, lecz „naiwnym” lub „nieodpowiedzialnym”. 
Na marginesie każdej dobrej idei początek mają inne idee, czasem skrajne, czasem całkowicie sprzeczne.
AS: Czy tak samo jest z definicją tolerancji?
Małgorzata D. Kłaczyńska: Dokładnie tak samo. Tolerancja też się gdzieś kończy. Kończy się tam, gdzie zaczyna się krzywda innej istoty, człowieka, zwierzęcia, nawet planety, według mnie. Czyli tolerujemy tylko to, co nie niesie za sobą czyichkolwiek krzywd. To proste.
AS: Dlaczego ważne jest, by uczyć dzieci akceptacji?
Małgorzata D. Kłaczyńska: Dla nich samych. Ludziom tolerancyjnym żyje się po prostu lepiej. Mają niższe ciśnienie krwi w żyłach (śmiech). To samo dotyczy dzieci. Spokój w społeczeństwie jest wartością dodaną. Najpierw ja, a potem świat J.
AS: Ma pani przepis na walkę z przemocą wśród dzieci? W pani książce o tolerancji dziewczynki są już starsze i mądre, a do tego wyrozumiałe. Można powiedzieć, że są wzorem. W rzeczywistości jest jednak inaczej: rówieśnicy mówią sobie po prostu „spadaj” i nie myślą o swoich czynach.
Małgorzata D. Kłaczyńska: Przepisu nie mam. Gdybym miała opatentowałabym go, a potem sprzedawała licencje rządom tego świata (śmiech). Mogę tylko domniemywać, co może odwrócić ten bieg. Ale nie chcę powtarzać słów, które wypowiadało przede mną dziesiątki specjalistków w dziedzinie zmian społecznych.
AS: Jakie jest pani najstarsze wspomnienia z dzieciństwa?
Małgorzata D. Kłaczyńska: Biegajace po podwórku kury J. A dlaczego pani o to pyta?
AS: Interesują mnie pani doświadczenia z dzieciństwa. Często to, czego doświadczamy, jako dzieci, odbija na nas piętno. Biegające kury to taka troszkę wiejska sielanka.
Małgorzata D. Kłaczyńska: Dzieciństwo spędziłam na wsi z dziadkami. Bez wątpienia miało ono wpływ na ukształtowanie moich wartości.
AS: Kiedy pani odkryła w sobie wewnętrzną potrzebę uczenia się?
Małgorzata D. Kłaczyńska: Czy pyta pani o świadomość tego, że wiedza ułatwi mi zrozumienie świata?
AS: Tak. Właśnie o to mi chodzi. O potrzebę, a nie o konieczność, uczenia się.
Małgorzata D. Kłaczyńska: Wydaje mi się, że świadomość wagi, jaką ma wiedza przyszła do mnie wraz z wiedzą (śmiech). Czyli gdzieś pod koniec moich studiów magisterskich.
Czym więcej czytałam, uczyłam się tym bardziej czułam potrzebę posiadania wiedzy. Tak chyba jest ze wszystkimi, którzy lubią wiedzieć (śmiech).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz