sobota, 19 lipca 2014

Magdalena Kulus "Nie tylko o łajdakach"

http://wydawnictwosol.pl/ksiazki/nie-tylko-o-lajdakach

Magdalena Kulus, Nie tylko o łajdakach, Warszawa „SOL” 2014
Spokój, wieś, dzieciaki, święta, katolickie święta w tle i nieco nakręcona rodzinka – to są dodatki do mieszkania w Maszkarce, czyli brzydkim domku na wsi, którego nabyli rodzice Nastki (Anastazji), która właśnie kończy nieżyciowe studia (filologię polską) i przeżywa stratę mężczyzny, którego można określić jako „pasożytującego fajtłapę”: rozgarnięty nie jest, szuka darmowej kobiety, która go utrzyma i wmawia sobie, że potrzebuje w związku iskier. Odnalezienie iskier sprawia, że Nastka, która liczyła na coś więcej niż „sexfriend” jest zrozpaczona. Całą jej rozpacz topi sytuacja: ciągłe najeżdżanie i nachodzenie rodziny, przed którą musi grać zadowoloną z życia, a troskliwi rodzice w ramach terapii porozstaniowej wysyłają ją nad morze z grupą muzyków.
W międzyczasie zostaje ona też panią od komunii, mimo że ma być panią od polskiego, przez co musi się pilnować, co mówi i robi, co jest niezmiernie trudne w obliczu ciekawskich bliższych i dalszych sąsiadów, którzy wieści roznoszą szybko, a i rodzinie zdają relacje z poczynań młodej damy, która na dobrze osłoniętym podwórzu postanawia opalać się toples. „Przypadkowo” odwiedzają ją wtedy młody ksiądz i zaciekawiona sytuacją sąsiadka, która wie lepiej, co zaszło między Nastką a kapłanem… Jak wybrnie z tej sytuacji? Co jest dla ludzi na wsi ważne? Musicie przekonać się sami.
Z jednej strony naiwność bohaterki i jej sentymentalne myślenie o związku, którego przecież nie było były dość irytujące, a z drugiej strony przypominało mi się sielankowe dzieciństwo wśród rodziny w małej miejscowości, w której wszyscy wszystkich znają i odwiedzają, w której plotki roznoszą się w zawrotnym tempie, a ludzie mieszkają często dość niewygodnie.
Życie bohaterki nie jest łatwe. Powoli wchodzi w dorosłość: ma swoje pieniądze ze stypendium socjalnego(?), bo naukowe nie jest tak wielkie, by z niego wyżyć, mieszka jeszcze z rodzicami, ale ma już ich po dziurki w nosie, a do tego jeszcze miłość do chłopaka, którego nie potrafią zaakceptować jej rodzice, ponieważ nic nie robi tylko dużo je.
Inną miłością – taka sprzed lat – jest Michał, który wrócił z Irlandii z przyszłą żoną i chce (wbrew narzeczonej) założyć gospodarstwo agroturystyczne. Baśka oczywiście podświadomie wyczuwa dawne uczucia i zawsze zastaje swoją „rywalkę” w dziwnych sytuacjach z narzeczonym. Jak zakończą się te relacje? Czy dojdzie do ślubu? Żeby było ciekawiej w tle pojawia się jeszcze skrzypek Julian ze słynnego zespołu muzycznego, który jest wdowcem…
„Nie tylko o łajdakach” jest opowieścią o wewnętrznym dojrzewaniu. Do tego potrzebuje świadomości, że jej cierpienie nie jest wcale wielkie, że musi jeszcze wiele w życiu przeżyć, by osiągnąć spokój i równowagę, że nie wszystko to, co uważamy za ważne jest ważne oraz musi nauczyć się po swojemu zmierzyć z rzeczywistością, a także uczenia się życia, by móc podsumować swoje dotychczasowe życie: „Doświadczyłam namacalnie bliskości śmierci i jej nieuchronności, pojęłam też, że w obliczu odchodzenia wiele drobnostek nie ma znaczenia. Ja z tych drobnostek dotychczas potrafiłam sobie i innym robić piekło”
„Nie tylko o łajdakach” jest książką z jednej strony bardzo irytującą (ach to głupie dziewczę tak mocno przeżywa rozstanie z takim czymś jak Olek), a z drugiej pełną pozytywnego spojrzenia, humoru, bo wszystko, co dzieje się na wsi jest mi bliskie, ale i odległe przez perspektywę czasu. Książkę czyta się w zawrotnym tempie. Jest to lektura lekka i radosna. Polecam wszystkim, którzy potrzebuję troszkę pozytywnego spojrzenia i krzywego zwierciadła, by na nowo spojrzeć na codzienność.

2 komentarze:

  1. Czasami pozytywne myślenie dobrze poprzeć odpowiednią lekturą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że nie tylko pozytywne spojrzenie. Ja jestem przekonana o wielkiej mocy literatury (zwłaszcza w perspektywie samobójstw po wydaniu "Cierpień młodego Wertera". My troszkę nie doceniamy tej mocy myśli, jakie przekazują nam autorzy. Gdybyśmy ją doceniali to wielkim łukiem omijalibyśmy książki przygnębiające, czy zachęcające do występków, a sięgalibyśmy po takie, po których człowiek jest szczęśliwy i na codzienność patrzy z wielkim dystansem. Ja staram się tak robić. Po co się unieszczęśliwiać ;)

      Usuń