wtorek, 7 października 2014

Michał Bigoszewski "Duch w maszynie"

http://novaeres.pl/
Michał Bigoszewski, Duch w maszynie, Gdynia 2014
„Duch w maszynie” to wytrawny bigos literacki bez eksperymentowania słowem, ale powstały przez skupienie pewnego rodzaju wątków z literatury i filozofii pochylającej się nad człowiekiem i jego miejscem w świecie. Przy okazji opowiedzenia prostej historii o Marku, który prawdopodobnie cierpi na Zespół Aspergera: patrzy na ludzi z boku, nie potrafi nawiązać z nimi relacji. Jego świat jest pustynią bez emocji. Wielka zmiana następuje podczas rodzinnego obiadu u rodziców, gdzie poznaje Różę, przyjaciółkę brata bliźniaka, Adama.
Michał Bigoszewski nakreślił dość typowe, ale jednocześnie bardzo życiowe postacie: starego profesora znudzonego i rozczarowanego życiem duchowym nowych czasów, pisarza, matki wychowującej swoje dorosłe dzieci i niezauważającej, że one już dawno wyfrunęły z gniazda, społecznika, w którym drzemie zło, kiepskiej matki i żony oraz jej męża pantoflarza.
„Duch w maszynie” ociera się o książki Exuperego u Camusa oraz filozofów egzystencjalnych rozczarowanych teraźniejszością, co szczególnie uwidacznia się w przekonaniach profesora głoszącego poglądy na temat współczesności:
„-No, bo to jest tak – filozof często w ten sposób zaczynał swój wywód, zarówno pijąc, jak i nie – w zasadzie dużo rzeczy już było i trudno coś nowego wymyślić. Wyrzeźbienie drugiego Dawida, pomijam, że trudne i żmudne, nikogo już nie podnieca, bo to już było. W muzyce posucha. Wygląda to tak, jakby ilość możliwych kombinacji dźwięków na poziomie się już skończyła. Dlatego wymyślono, że obsrany przez gołębie spodek pod filiżankę, który by został sprzątnięty przez każdą szanującą się sprzątaczkę, też może być sztuką. Piecze się przy tym kilka pieczeni. Po pierwsze, każdy może na tym zarobić, bo to łatwe, i dowolny człowiek może to wykonać; napisać symfonię byłoby trudniej. Po drugie, spokojnie można to promować, bo że to sztuka to tylko kwestia umowy i odpowiedniej kreacji w mediach. Czterysta lat temu, żeby coś zostało uznane za sztukę, gość musiał naprawdę wytworzyć coś wyjątkowego, czego nie umiał nikt inny, i przez to mniej osób mogło na tym zarobić. A teraz ktoś złamie krzesło, jego kumpel-pismak napisze w gazecie, że to cymes, i zaczyna się kręcić karuzela. Ludzie to kupują, tak jak pastylki na cellulit wodny. Dla mnie współcześni artyści to firmy farmaceutyczne – zrobił drastyczną pauzę i zakończył swoim delenda Carthago; - I jeszcze ten Internet, w którym jeden kretyn ogłupia drugiego kretyna. Czy mogło nas spotkać coś gorszego niż świadomość, jak wielki procent ludzkości jest głupi?”
W krytyce nad sztuką nie pozostaje w tyle miłośniczka literatury tworzonej przez Marka.
„Ile razy można oglądać te same schematy, słuchać tych samych słów? Ja uważam, że należy szukać choć okruszka tego, co uczyni nas lepszymi czy nas wzbogaci. Można to znaleźć w tym, co wydaje się nam znane. Może dotrze do nas coś, czego nie dostrzegaliśmy? Jesteśmy dziećmi we mgle próbującymi wymacać coś, co uczyni nas szczęśliwymi”.
Autor przekonuje nas, że życie każdego z nas toczy się własnym od dawna wyznaczonym torem. My możemy starać się zmienić świat, ale jesteśmy pyłkami w trybach wielkiej maszyny, którą uruchomił duch:
„Wszechświat jest jak doskonała maszyna, w której wszystko zostało zaplanowane już na początku. Od początku do końca wiadomo, jak będzie działał. Tylko my jesteśmy niestabilnym elementem opętanym własną, niezrozumiałą wolą. Może kompletnie nieistotnym. Jedynie pyłem, który chce wdać się w tryby tej maszyny. Pokładaliśmy nadzieję w tym, co najbardziej nieprzewidywalne i ulotne. Ale inaczej się nie dało”.
Te kilka zdań przesiąknięte jest filozofią Johna Locka, Rene Descartesa, Blaise Pascala i jednocześnie ociera się o polskich romantyków. W tej wspólnocie spojrzenia nie ogranicza się do postrzegania świata jako działającego mechanizmu, ale też stosuje chwyty znane nam choćby z „Konrada Walenroda” czy „Dziadów” Mickiewicza (co było z rozmiłowaniem powielane przez cały pozytywizm), w których wiele jest niedopowiedziane i zmusza przez to czytelnika do łączenia faktów. Można ją też czytać bez całej tej wiedzy. Będzie to na pewno interesującym doświadczeniem dla czytelnika. Książkę polecam miłośnikom dobrej literatury pisanej w stylu pomiędzy Camusem i Hemingwey’em.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz