Edward
Radziński, Apokalipsa Koby. Wspomnienia
przyjaciela Stalina, tł. Władysław Jeżewski, Warszawa „Magnum” 2012
O Stalinie wiemy
wiele z książek historycznych. Jedne są mniej, inne bardziej rzetelne. Wszystko
przez tworzenie legendy wokół człowieka, który razem z przyjęciem rewolucyjnych
poglądów przybrał pseudonim „Kobo”. Mały chłopiec z patologicznej rodziny uodpornił
się na razy psychiczne i fizyczne. W jego umyśle powstała wizja przejęcia
władzy, która dla wielu mogła być szokująca. Nie wahał się przed używaniem
radykalnych środków, czego dowodem było jego zdjęcie z przyjaciółmi, których po
skazaniu zamazywał. Ten widoczny retusz rozszerzano na wiele zdjęć, na których
„papcio Stalin” był ojcem narodu. Nim doszedł do tego miejsca, nim nadszedł
ostatni dzień jego życie było pełne dziwnych splotów okoliczności dzięki
wykorzystaniu przez niego niesamowitej inteligencji i wiary we własne siły ze
świadomością ograniczeń: „Kiedy astrologowie gadają ludziom o gwiazdach, to
kłamią. Gwiazdy nie mają wpływu na losy zwykłych ludzi. Ale losy cezarów mają…”
Koba twierdził, że
życie społeczeństwa musi się drastycznie zmienić. Rewolucja w jego odczuciu to
nie zabawa. Ma ona zmyć z powierzchni nieodpowiednie jednostki. Zabicie jednego
człowieka lub tłumu jest w jego odczuciu tak samo mało znaczące. Ludzie są
materiałem dla prawdziwych rewolucjonistów: „Rewolucjonista to człowiek skazany
na zgubę. Nie ma własnych spraw, uczuć, a nawet własnego nazwiska. (…)
Zerwaliśmy wszelką więź z powszechnie przyjętą moralnością. Moralne jest dla
nas tylko to, co sprzyja zwycięstwu rewolucji. Niemoralne, zbrodnicze jest
wszystko to, co przeszkadza osiągnięciu tego celu. I dlatego muszą istnieć
rewolucjoniści pierwszej i drugiej kategorii. Pierwsi dysponują
rewolucjonistami drugiej kategorii jak swoim kapitałem, który mogą wydawać na
potrzeby rewolucji. I jeżeli rewolucjonista pierwszej kategorii uzna, że trzeba
poświęcić wolność, a nawet życie rewolucjonisty drugiej kategorii, to wolno mu
to zrobić. Ten drugi musi godzić się na to i uważać to za szczęście”.
W tej wizji ukazuje
nam się bardziej zrozumiały obraz człowieka, który uważał swoich rodaków za
niewolników: „Rosja to kraj niewolników. Tu jednemu wystarczy kazać: ‘Ruszaj!’
i idą wszyscy”.
Zdarzały się
jednostki niepokorne w odczuciu caratu, które trafiały na zsyłki, na których
wielu towarzyszy mogło zawrzeć nowe znajomości. Tam też tworzyli wizję
przeszłego państwa. W umyśle Koby powstawał świat, który znamy z podręczników
historii: nieludzkiego podejścia do więźniów politycznych, bezwzględne
traktowanie towarzyszy (zabijanie i zsyłanie do łagrów). Stalin, jako głowa
państwa budził przerażenie, któremu trzeba było stawić czoła. Nikt nie był
pewny swojej pozycji.
„Apokalipsa Koby” to
książka opisująca prawdopodobne losy Koby urodzonego w biednej i patologicznej
rodzinie. Terror, jaki stosowano na nim w domu on przeniósł na całe państwo i
marzył o światowej ekspansji agresywnego bolszewizmu, ponieważ rewolucja nie
może obyć się bez przelewu krwi i ofiar milionów ludzi, a wszystko po to, by
zobaczyć w oczach innych uznanie: „My, Gruzini, jesteśmy narodem próżnym.
Musimy być wielcy. Musimy ciągle widzieć swoją wielkość w oczach innego
człowieka”.
Często ludzie zachodu
zadają sobie pytania dotyczące krwawej dyktatury Stalina. Dlaczego miliony
posłusznie szły na śmierć. Edward Radziński wyjaśnia to słowami Koby: „Każdy
naród ma takich władców, jakich w swojej tajemnej głębi pragnie jego dusza.
Jakich potrzebuje geniusz narodu”. Rosjanie w tej wizji potrzebują wodza
stanowczego i takiego dostali. Książka budzi kolejne pytania, ale już wychodzące
poza tekst: czy teraźniejszość nie jest kontynuacją tych pragnień? Co nas czeka
w starciu z brutalną i nieobliczalną siłą, jaka rządzą wodzowie Rosji?
Edward Radziński
opowiada nam losy Stalina ustami przyjaciela głównego bohatera. Opowieść nie
jest ciągła i chronologiczna, ale dość poszczątkowana. Mimo tego czyta się bardzo
dobrze. Język jest obrazowy, przez co ulegamy tworzeniu wizji człowieka i jego
poglądów, a nie jego kolejnych sukcesach. O dziwo bardzo łatwo przebrnąć przez
grube tomiszcze, które wyglądem może odstraszać, ale po sięgnięciu po nie zmusi
nas do czytania. Wielkim plusem książki jest poruszenie kwestii Katynia. „Apokalipsę
Koby” polecam wszystkim zainteresowanym historią w lekkim wydaniu. Fikcja
literacka i historia łączą się tu bardzo subtelnie dając nam dobry obraz
tyrana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz