czwartek, 2 kwietnia 2015

Edith Marguerite Jurkiewicz – Pilska: Skomplikowanymi ścieżkami do polskiej tradycyjnej Wielkanocy

Niestety, niewiele mam do przekazania na temat tradycji wielkanocnych w mojej rodzinie. Mama urodziła się w Brnencu (do dziś jest to niewielka wieś licząca ok 1300 mieszkańców) leżącym na pograniczu Czech i Moraw, a tata prawdopodobnie w Sankt Petersburgu.
Poznali się w niezwykłych okolicznościach tuż po zakończeniu II Wojny Światowej we Frankfurcie nad Menem, pobrali i stworzyli dwujęzyczne małżeństwo, kulturowo niezwykle zróżnicowane... Ojciec przebywał rok w Oświęcimiu i tuż przed zakończeniem wojny, został w transporcie odwieziony wagonami towarowymi do innego obozu zagłady w Niemczech, gdzie miał zostać stracony. Nie doszło do tego - bo front się zbliżał i cała niemiecka ekipa uciekła...
Mama natomiast przeżyła nalot amerykańskich sił powietrznych w Dreznie (pracowała w szpitalu, jako instrumentariuszka) i po zakończeniu wojny - wyruszyła piechotą na poszukiwanie swojej matki i córki. Dotarła do Frankfurtu nad Menem...jaka to mogła być wędrówka i jak niebezpiecznie było być wówczas osobą (zwłaszcza kobietą) posługującą się językiem niemieckim (mama nie była Niemką ,ale Amerykanie nie odróżniali tych dwóch narodowości: niemieckiej i austriackiej) w strefie amerykańskiej - opisuje m.in.  Hans Habe w książce "Off Limits".
Po wielu perypetiach - Rodzice znaleźli się w Polsce - jest to odrębny rozdział w ich dziejach...
Tradycje wielkanocne w domu rodzicielskim mojej mamy:
W Brnencu mama mieszkała wraz z braćmi Erhardem i Kurtem w sporym domu z ogrodem. Na zdjęciach dostępnych na stronie wsi - widać, że jest ona położona w dość malowniczym terenie, w dolince pomiędzy wzgórzami.
W poranek wielkanocny mój dziadek Ludwig budził dzieci przed świtem (przed wschodem Słońca). Udawali się razem na jakieś pobliskie wzgórze i tam oczekiwali na wschód Słońca. Miało ono, zdaniem dziadka, podczas wyłaniania się spoza widnokręgu wyraźnie "trząść się". Był to znak, że kamień u grobu Chrystusa usuwają aniołowie. Chrystus zmartwychwstaje!
Babcia chyba nie brała w tym pięknym misterium udziału - pewnie przygotowywała śniadanie wielkanocne lub szykowała się na Rezurekcję (także szykowała odświętne ubrania dla obserwatorów "trzęsienia się" Słońca) - i razem szli do kościoła parafialnego.
W niedzielę wielkanocną dzieci szukały po całym domu i w ogrodzie koszyczków wielkanocnych. Te były chowane i dzieci musiały je znaleźć. Szczególnie koszyczek Kurta był zawsze tak schowany, że długo musiał go szukać - w domu od piwnic po strych, także w dużym ogrodzie. Bywało, że dopiero pod wieczór go wreszcie odnajdywał...
Gdy dziadkowie przenieśli się do Brna - pewnie wychodzenie przed świtem na obserwację "trzęsienia się" Słońca ustało, bo nie było już tak łatwo dotrzeć na jakieś wzgórze, a poza tym dziadek zmarł, gdy moja Mama miała 10 lat i pewnie także i z tego powodu tradycja odeszła w niepamięć...
Jak było u taty w jego domu - niestety nie wiem, bo nic o tym nie wspominał. Tata urodził się w 1910 roku, gdy miał 2 lata umarł jego ojciec na Krymie, a babcia Jadwiga musiała zadbać o wychowanie i utrzymanie 7 dzieci ( w tym jedno podrzucone, znalezione na progu domu). I Wojna Światowa, Rewolucja Październikowa, emigracja do Polski, a zatem utrata wszystkiego po dewaluacji pieniądza może nie było jak myśleć o tradycji świąt wielkanocnych...
W Polsce - Mama przejęła polskie tradycje wielkanocne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz