Joanna
M. Chmielewska, Poduszka w różowe słonie,
Kraków „MG” 2015
Prawdziwe piękno
powstaje w bólu, doświadczeniu. To nie radości kształtują nasz charakter, ale
chwile zmagań z przeciwnościami losu. Ten sam ból, ostre cięcia w twardniejącej
materii osobowości sprawia, że ludzie się zamykają przed innymi i sobą,
wypierając złe przeżycia ze swojej świadomości. Tak właśnie jest w przypadku
Hanki, która po śmierci najlepszej przyjaciółki zajmuje się Anią.
Dziecko wkradające
się w uporządkowane życie oparte na kontroli nad własnymi i cudzymi emocjami
wprowadza wielki nieład. Dyspozycyjność w pracy nie jest już taka łatwa, a do
tego wszystko utrudnia Ani żal po stracie jedynej osoby, którą kochała. Jej
nowa opiekunka jest zagubiona w świecie emocji i fizycznego wycofania w
kontaktach z innymi. Jakby problemów było mało na widnokręgu pojawia się
idealny mężczyzna. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ciało, nad którym nie
potrafi zapanować w momentach nawet najniewinniejszej bliskości. Hanka przez
całą powieść lekko uchyla drzwi w swojej i Ani psychice, ale zawsze, kiedy wydaje
jej się, że pokonała przeciwności powraca do punktu wyjścia.
Joanna M. Chmielewska
pięknie buduje napięcie w opowieści, która mogła być banalna, gdyby nie
subtelne wprowadzanie w losy bohaterów, odkrywania ich przeszłości. Każdy z nas
buduje wokół siebie otoczkę, przybiera maski, bo jak stwierdził Goffnam
codzienność jest teatrem, miejscem odgrywania różnych ról. Takie role odgrywa
Hania: jest idealną pracownicą, kiepską opiekunką, przestraszonym dzieckiem,
modliszką, posłuszną córką. Każdego dnia żongluje maskami, które pozwalają jej
przetrwać.
Książkę szczególnie
polecam kobietom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz