poniedziałek, 2 stycznia 2017

Miłosz Waligórski "Kto to widział"

http://www.wforma.eu/kto-to-widzial.html
Miłosz Waligórski, Kto to widział, Szczecin, Bezrzecze „Forma. Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy” 2016
„ludzi nie ma
tylko chmury suną po niebie
rzeki płyną góry
stoją i falują morza
jeziora
tylko
ludzi nie ma
kto to widział
kto to widział”
Słowa poety odszczepieńca, który nie potrafił wdrożyć się w swoje codzienne obowiązki mogą być idealnym podsumowaniem opowiadań-szkiców o ludzkich losach, relacjach, ścieraniu się osobowości. Akcja z jednej strony płynie gdzieś obok bohatera-narratora, a z drugiej wymusza na nim potok myśli, przez które codzienność zaskakuje. W spokojne życie wkraczają przypadkowi ludzie wędrujący do przypadkowych miejsc, ale łączy je Budapeszt: jedni w nim są, inni wyjeżdżają, jeszcze inni przyjeżdżają. Budapeszet ze swoją różnorodnością i skrajnością jawi się jako stan umysłu, w którym każda ilość alkoholu jest dopuszczalna. Kolejne cecha napotykanych ludzi to przechodniość. Bohater-narrator z jednej strony doświadcza różnych rzeczy, ale w relacji ze światem ukazany jest jako biorca czynów zamiast aktywny uczestnik własnego życia. Przyjezdni znajomi, bezdomny, wędrowny muzyk, nauczycielka i szereg innych osobowości wkracza w jego życie, które do niego należeć nie może, bo od niego niewiele zależy.
„Kto to widział” to swoista opowieść, w której to nie „ja” narratora jest znaczące, ale język, jakim on mówi do czytelnika. Jest to język z jednej strony bliski sposobowi opisywania świata przez Alberta Camusa w „Upadku” oraz strumieniowi świadomości u Marcela Prousta. Jest to jednak relacja poddana lekkiej modyfikacji i strumieniem są tu napotykani ludzie zmuszający do określonych przeżyć, całkowicie absorbujący uwagę, namolni jak muchy o świcie w upalny dzień, ale z drugiej strony interesujący i wnoszący coś pięknego jak świergot ptaków.
Dwanaście utworów wydaje się zabierać nas w odmienne światy. Wszystkie jednak są połączone osobą narratora poszukującego w sobie odpowiedzi na pytania dotyczące relacji ze światem: ludźmi, rzeczami, budynkami, ulicami, porami dnia i roku. Narrator zabiera nas do Bydgoszczy, Nowego Sadu, Budapesztu, Pragi, Gdyni. W każdym z nich zobaczymy rozpad: świata, wartości, relacji, wizji.
Pierwsze pytanie pięknie wprowadza czytelnika w klimat całego zbioru. „Moczymordki i ochlapusy” pozwalają czytelnikowi odczuć niepokój wywołany nagłym najazdem gości, dla których podróż i zmiana miejsca zamieszkania to interesująca przygoda, a nie poważne wyzwanie. Ich przekonanie o ulotności życia i oddawanie swojego losu w ręce prawie nieznanego człowieka, którym jest narrator powoduje zagubienie bohatera. Porwany przez wir ich imprez, poszukiwania pracy po ich wyjeździe może odsapnąć z ulgą, ale czuje jeszcze większe zagubienie.
Inna opowieść to skromny wycinek z życia stuletniego profesora literatury, Savy Uko jadącego z Nowego Sadu do Budapesztu. Ze względu na długą podróż bohater ma dużo czasu na rozmyślania i kontemplacje widoków za oknem. Kiedy w obliczu piękna i braku pośpiechu wysnuwa pogląd „jestem oceanem, górą jestem niewzruszoną” to wrażenie zostaje brutalnie zniszczone przez widok kopulujących psów, obściskujące się zakochane pary, walące się budynki, rozpadające otoczenie. Zderzenie kultury i natury chwieje jego emocjami, które wybuchają po nawarstwieniu się nieodpowiednich wydarzeń, których kulminacją jest hultajski incydent powodujący upadek wyuczonych manier.
Książka Miłosza Waligórskiego to opowieść o ciągłym budowaniu tożsamości w oparciu o subiektywne doświadczanie relacji z innymi ludźmi, którzy nie zawsze chcą przestrzegać naszych granic intymności, a po nich zniknięciu masochistycznie zaczyna czegoś w świecie brakować, bo nie ma już powrotu do momentu przed ich wprowadzeniem zamieszania.
Książkę polecam czytelnikom gotowym na intelektualną wędrówkę.
Patronuję z:




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz