czwartek, 13 kwietnia 2017

Edyta Świętek: inny wymiar świąt



Za oknem słonko coraz odważniej przedziera się przez chmury, a coraz cieplejsze podmuchy wiatru głaszczą pieszczotliwe nasze policzki. Bazie już zdążyły wystrzelić srebrzystymi kotkami, a te obsypały się złocistym pyłkiem. Z ziemi wytrysnęły soczyście zielone źdźbła trawy, rozzłociły się forsycje i podbiały. Rano słychać radosny świergot ptaków. Okoliczna kociarnia drze się wieczorami wniebogłosy, udając, że przenikliwe miauczenie jest miłosną pieśnią kochanków. W zwierzęta i ludzi wstępują nowe pokłady energii.
Ach! Chce się żyć!
Tak, tak, moi mili – to wiosna, a wraz z nią wyczekiwana laba od pracy i zajęć szkolnych czyli święta wielkanocne!
Ha, ha, ha! Nic z tego!
Pogoda lubi płatać figle.
I cóż, że w szafie wiszą powiewne sukienki w kwiecisty rzucik, a na półce przyciągają wzrok nowiutkie szpilki w radosnym kolorze? Że upychamy w ciemnych zakamarkach garderoby szaliki, rękawiczki, puchowe kurtki i szare grubaśne swetrzyska…
Wiosna, kapryśna dama, kpi sobie z nas w żywe oczy. To pokropi deszczem, to zawieje silniejszym wiatrem, to przyśle grad, który złośliwie zniszczy świeżo rozkwitłe żonkile i tulipany. Czasami na okrasę podaruje cieplejszy dzień, wzbudzając nadzieję na to, że w Wielką Sobotę powędrujemy ze święconką w tej nowej sukience, o której marzyłyśmy przez pół zimy. A potem znowu nadciągają ciemne chmury, z których polatują płatki śniegu przemieszane z marznącym deszczem.
Brr!
Pamiętam taką Wielkanoc sprzed czterech lat, gdy zamiast upragnionych bratków i przebiśniegów w moim ogrodzie zalegały śnieżne zaspy, otulając białym puchem krokusy, które odważyły się rozkwitnąć zaledwie kilka dni wcześniej.
Za oknem salonu straszył bałwan, ulepiony naprędce przez mojego syna. Szczerzył do nas uśmiech wykonany z małych węgielków i wygrażał miotłą:
– Ha! Wiosny wam się zachciało? Nic z tego, ja tutaj rządzę!
Tamtej Wielkanocy jedna z moich bardzo rezolutnych czytelniczek nadesłała mi taką oto kartkę z życzeniami:
Brr!
Wierzę, że w tym roku pogoda będzie znacznie łaskawsza, chociaż meteorolodzy już straszą nas brzydką aurą.
A jak wyglądają świąteczne przygotowania w moim domu?
Zaskoczę Was pewnie – nie ma przedświątecznego szału porządków ani gorączkowej gonitwy po sklepach.
Dawniej nie wyobrażałam sobie, że można spokojnie świętować, jeśli wcześniej nie wypucowało się wszystkich okien i nie wypastowało podłóg. I nieważne, że za oknem padał śnieg z deszczem – priorytetem były lśniące szyby. Później pudrowałam mocniej nos, aby nie było widać jaki jest czerwony od kataru. Łykałam aspirynę i nadrabiałam miną, marząc o tym, aby złapane w ferworze walki przeziębienie minęło jak najszybciej. Marna opcja na święta, prawda?

Teraz nie czuję związanej z tym presji. Pracuję zawodowo, piszę powieści, wolny czas spędzam bardzo aktywnie. Jeżeli pogoda nie sprzyja myciu okien i trzepaniu dywanów, po prostu to sobie odpuszczam.
Pieczenie bab i mazurków pozostawiam tym, którzy się na tym lepiej znają. Od kilku lat podchodzę do świąt na luzie – wszak nikt nie umrze w tym czasie z głodu, jeśli zrobię jedną sałatkę mniej, a ciasto kupię w dobrej cukierni. Dawniej co roku zajmowałam się wypiekami, czego efektem było kilka blach różnych smakołyków. Dla mojej trzyosobowej rodziny było to zdecydowanie za dużo. Żal wyrzucić, a przejeść nie można. Zresztą zaraz po lanym poniedziałku w mojej głowie włączały się wyrzuty sumienia, że pochłonęłam nieprawdopodobną ilość kalorii. A te złośliwe niewidzialne bestie tylko czekają na to, aby umościć się na moich udach i biodrach zbędnymi fałdkami tłuszczu.
Zamiast więc katować się staniem przy garach, a później cierpieć z przejedzenia, wolę zabrać rodzinę na długi wiosenny spacer. Cieszymy się swoją obecnością, rozmawiamy, żartujemy, szukamy pierwszych oznak wiosny – jeśli święta wypadają w marcu, a gdy są w kwietniu – podziwiamy piękno przyrody.
A okna?
Okna można umyć po świętach. Wtedy, kiedy jest ciepło i nie narażam się na przeziębienie.
W końcu święta to coś więcej niż gorączkowa krzątanina trzy dni wcześniej. To czas, który możemy spędzić z rodziną, a jeśli jesteśmy ludźmi wierzącymi, powinniśmy mocniej zagłębić się w ich duchowy wymiar.
Wesołych świąt!

1 komentarz:

  1. Duchowy wymiar Wielkanocy - oczywiście! Wywiad przeczytałam z zainteresowaniem :).

    OdpowiedzUsuń