Za oknem słonko
coraz odważniej przedziera się przez chmury, a coraz cieplejsze podmuchy wiatru
głaszczą pieszczotliwe nasze policzki. Bazie już zdążyły wystrzelić
srebrzystymi kotkami, a te obsypały się złocistym pyłkiem. Z ziemi wytrysnęły
soczyście zielone źdźbła trawy, rozzłociły się forsycje i podbiały. Rano
słychać radosny świergot ptaków. Okoliczna kociarnia drze się wieczorami
wniebogłosy, udając, że przenikliwe miauczenie jest miłosną pieśnią kochanków.
W zwierzęta i ludzi wstępują nowe pokłady energii.
Ach! Chce się
żyć!
Tak, tak, moi
mili – to wiosna, a wraz z nią wyczekiwana laba od pracy i zajęć szkolnych
czyli święta wielkanocne!
Ha, ha, ha! Nic
z tego!
Pogoda lubi
płatać figle.
I cóż, że w
szafie wiszą powiewne sukienki w kwiecisty rzucik, a na półce przyciągają wzrok
nowiutkie szpilki w radosnym kolorze? Że upychamy w ciemnych zakamarkach
garderoby szaliki, rękawiczki, puchowe kurtki i szare grubaśne swetrzyska…
Wiosna, kapryśna
dama, kpi sobie z nas w żywe oczy. To pokropi deszczem, to zawieje silniejszym
wiatrem, to przyśle grad, który złośliwie zniszczy świeżo rozkwitłe żonkile i
tulipany. Czasami na okrasę podaruje cieplejszy dzień, wzbudzając nadzieję na
to, że w Wielką Sobotę powędrujemy ze święconką w tej nowej sukience, o której
marzyłyśmy przez pół zimy. A potem znowu nadciągają ciemne chmury, z których
polatują płatki śniegu przemieszane z marznącym deszczem.
Brr!
Pamiętam taką
Wielkanoc sprzed czterech lat, gdy zamiast upragnionych bratków i przebiśniegów
w moim ogrodzie zalegały śnieżne zaspy, otulając białym puchem krokusy, które
odważyły się rozkwitnąć zaledwie kilka dni wcześniej.
Za oknem salonu
straszył bałwan, ulepiony naprędce przez mojego syna. Szczerzył do nas uśmiech
wykonany z małych węgielków i wygrażał miotłą:
– Ha! Wiosny wam
się zachciało? Nic z tego, ja tutaj rządzę!
Tamtej
Wielkanocy jedna z moich bardzo rezolutnych czytelniczek nadesłała mi taką oto
kartkę z życzeniami:
Brr!
Wierzę, że w tym
roku pogoda będzie znacznie łaskawsza, chociaż meteorolodzy już straszą nas
brzydką aurą.
A jak wyglądają
świąteczne przygotowania w moim domu?
Zaskoczę Was
pewnie – nie ma przedświątecznego szału porządków ani gorączkowej gonitwy po
sklepach.
Dawniej nie
wyobrażałam sobie, że można spokojnie świętować, jeśli wcześniej nie wypucowało
się wszystkich okien i nie wypastowało podłóg. I nieważne, że za oknem padał
śnieg z deszczem – priorytetem były lśniące szyby. Później pudrowałam mocniej
nos, aby nie było widać jaki jest czerwony od kataru. Łykałam aspirynę i
nadrabiałam miną, marząc o tym, aby złapane w ferworze walki przeziębienie minęło
jak najszybciej. Marna opcja na święta, prawda?
Teraz nie czuję
związanej z tym presji. Pracuję zawodowo, piszę powieści, wolny czas spędzam
bardzo aktywnie. Jeżeli pogoda nie sprzyja myciu okien i trzepaniu dywanów, po
prostu to sobie odpuszczam.
Pieczenie bab i
mazurków pozostawiam tym, którzy się na tym lepiej znają. Od kilku lat
podchodzę do świąt na luzie – wszak nikt nie umrze w tym czasie z głodu, jeśli
zrobię jedną sałatkę mniej, a ciasto kupię w dobrej cukierni. Dawniej co roku
zajmowałam się wypiekami, czego efektem było kilka blach różnych smakołyków.
Dla mojej trzyosobowej rodziny było to zdecydowanie za dużo. Żal wyrzucić, a
przejeść nie można. Zresztą zaraz po lanym poniedziałku w mojej głowie włączały
się wyrzuty sumienia, że pochłonęłam nieprawdopodobną ilość kalorii. A te
złośliwe niewidzialne bestie tylko czekają na to, aby umościć się na moich
udach i biodrach zbędnymi fałdkami tłuszczu.
Zamiast więc katować
się staniem przy garach, a później cierpieć z przejedzenia, wolę zabrać rodzinę
na długi wiosenny spacer. Cieszymy się swoją obecnością, rozmawiamy, żartujemy,
szukamy pierwszych oznak wiosny – jeśli święta wypadają w marcu, a gdy są w
kwietniu – podziwiamy piękno przyrody.
A okna?
Okna można umyć
po świętach. Wtedy, kiedy jest ciepło i nie narażam się na przeziębienie.
W końcu święta
to coś więcej niż gorączkowa krzątanina trzy dni wcześniej. To czas, który
możemy spędzić z rodziną, a jeśli jesteśmy ludźmi wierzącymi, powinniśmy
mocniej zagłębić się w ich duchowy wymiar.
Wesołych świąt!
Duchowy wymiar Wielkanocy - oczywiście! Wywiad przeczytałam z zainteresowaniem :).
OdpowiedzUsuń