sobota, 27 maja 2017

Czarnobyl

Pięknie pylący słoneczny maj po deszczowej nocy. Idę sobie z Olką i Tutkiem. Cieszymy się urokami przyrody. Ola zbiera sobie ptasi puch, macza w kałużach, skacze, śpiewa, kąpie psotną sowę. W naszym kierunku idzie mężczyzna, który zapewne cieszy się urokami polskiej emerytury, więc już przed południem lekko wstawiony, ale jeszcze trzyma pion. Dzielnie maszeruje chociaż grunt spod nóg wydaje mu się uciekać, a Ziemia płatać figle swoją niepewną grawitacją. Mija nas. Cofa się. Uśmiecha się urzekająco:
-A ja to panią znam – mówi lekko przeciągając. -Znam panią, bo ma pani fajnego psa. Jak go widzę to zawsze się uśmiecham. On taki radosny – kontynuuje – Niech pani patrzy na kałuże. Jakie żółte. To po Czarnobylu. Niech pani nie daje się tam bawić dziecku, bo się pochoruje. To radioaktywne – tłumaczy.
-Kałuże żółte są od pyłków. Dużo roślin teraz kwitnie – wyjaśniam.
-Nie. To po Czarnobylu. Mówię pani. Jak byłem młody to takie żółte nie były, ale jak te Ruski wysadziły Czarnobyl to i kałuże zżółkły.
-Jak był pan młody to nie miał pan czasu obserwować kałuż – stwierdzam.
-Czarnobyl. Mówię pani Czarnobyl – mówi oddalający się pan próbujący utrzymać równowagę, mówić i iść jednocześnie.
Piękna polska wiosna, ptaszki śpiewają, kwiatki pylą…a gdzieś tam ten mroczny Czarnobyl zapyla nam kałuże.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz