piątek, 21 lipca 2017

Fragment powieści „Między prawami. Przedpiekle" Very Eikon



Nowa powieść kryminalna
PRZECZYTAJ FRAGMENT
„Przedpiekle” to druga część serii kryminalnej ukazującej się pod wspólnym tytułem: „Między prawami”. Konstrukcja tej historii pozwala jednak na zapoznanie się z nią niezależnie od poprzedniej części.
Autorka serii - Vera Eikon - od kilku lat przeciera szlaki polskiego self-publishingu. Idą za tym czasami niespodziewane, zaskakujące metody marketingu. Pierwsza część serii („Polowanie na WIlka”) jest udostępniona do darmowego pobrania na stronie autorskiej www.veraeikon.com.pl
Premiera najnowszej powieści - „Przedpiekle” - planowana jest na 4 września, jednak z myślą o wiernych czytelnikach, uruchomiona została krótka przedsprzedaż, podczas której można zamówić powieść w cenie rabatowej. Żeby zachęcić niezdecydowanych do zapoznania się z historią komisarza Alana Berga, autorka udostępniła fragment otwierający książkę. Dodatkowo, każda osoba zamawiająca „Przedpiekle”, od razu otrzymuje na maila drugi rozdział powieści, co pozwala wypełnić czas oczekiwania na premierę.
Tymczasem zapraszamy do zapoznania się z początkiem tej intrygującej powieści!
            „Pokój przesłuchań tonął w półmroku. Siedzący w nim komisarz Wydziału Zabójstw Centralnego Biura Śledczego Policji, Kamil Feliński, czuł się wyjątkowo niezręcznie w roli, którą przyszło mu teraz odgrywać. Zajął miejsce nieco oddalone od centralnego punktu niewielkiego pomieszczenia. Bardziej w cieniu. Może dzięki temu ukryje nerwowy tik mrugania prawym okiem i nachalne dłubanie przy paznokciach. Nieco ulgi przynosiła mu obecność technika siedzącego przy wariografie i młodszej inspektor Olgi Tyrman, która zobowiązała się do przeprowadzenia przesłuchania. Tych dwoje zachowywało pełen profesjonalizm. Zero stresu. Zero nerwowości. Co w zaistniałej sytuacji było oczywiście godne pochwały. Komisarz pomyślał, że zdecydowanie wolałby zajmować się teraz jakimś niezidentyfikowanym zgniłkiem niż mieć do czynienia z napięciem i poczuciem wstydu, swoistymi dla ludzi żywych. Potem przypomniał sobie, że to właśnie jeden z przydzielonych mu denatów postawił go w tej niewygodnej sytuacji. Należało odkryć prawdę o okolicznościach zgonu. Okolicznościach morderstwa. I zdemaskować winnego.
            Przebywał w tym pokoju jeszcze ktoś, kto wydawał się podzielać odczucia Felińskiego. Na miejscu przesłuchiwanego siedział czterdziestoletni mężczyzna. Ubrany był w garniturowe spodnie koloru czarnego i ciemną koszulę, której dwa górne guziki pozostawały rozpięte. Za plecy przerzucił marynarkę i czarny krawat. Nie ubrał się elegancko z okazji przesłuchania. Gdyby jego dzień potoczył się zgodnie z planem, byłby teraz w zupełnie innym miejscu. Choć, bez wątpienia, równie przytłaczającym. Jego ciało zostało przed chwilą okablowane czujnikami wykrywacza. Kazano mu się nie ruszać, co jeszcze zwiększało dawkę dyskomfortu, która i tak wydawała się już zabójcza. Nigdy, przenigdy nie spodziewałby się, że przyjdzie mu siedzieć na tym miejscu.
Stojąca naprzeciw niego inspektor Tyrman sprawnie związała długie blond włosy w koński ogon i zajęła swoje miejsce. Z służbowej teczki wyjęła kilka zadrukowanych kartek, po czym spojrzała na technika.
– Możemy zaczynać? Wszystko gotowe? – Otrzymawszy twierdzącą odpowiedź, zwróciła się do przesłuchiwanego: – Muszę pana pouczyć, że przeprowadzamy tę rozmowę na wniosek prokuratora, więc proszę o pełną współpracę. Zadam panu zaraz szereg pytań. Musi pan odpowiedzieć na wszystkie. Wolno panu odpowiadać tylko „tak” lub „nie”. Czy rozumie pan?
– Wiem, jak działa wariograf… Tak – odparł ciszej, niż zamierzał. Odchrząknął więc, żeby odblokować ściśnięte nerwami gardło i uwolnić swój naturalny, mocny głos.
Wykres wariografu podskoczył kopnięty dawką adrenaliny. Za chwilę nakreśli na kartce linię prawdy i kłamstwa, zapisze specjalny kod, będący odzwierciedleniem wewnętrznego stanu człowieka. Człowiek zareaguje na wszystkie postawione mu pytania. Testowe i właściwe. Niezwiązane ze sprawą i te dla niej kluczowe. Każde wypowiedziane w tym pokoju słowo zamieni się w uczucie, zostawi po sobie ślad i konkretną impresję.
– Czy nazywa się pan Alan Berg?
– Tak.
– Czy zamierza pan odpowiadać szczerze na wszystkie postawione mu pytania?
– Tak.
– Czy ma pan stopień komisarza?
– Tak.
– Czy pracuje pan w szpitalu?
– Nie.
– Czy pracuje pan w Centralnym Biurze Śledczym Policji?
– Tak.
– Czy jest pan żonaty?
– Tak.
– Czy pańską żoną jest Angelina Jolie?
– Nie.
– Czy pańską żoną jest Ewa Berg?
– Tak.
– Czy mamy rok dwa tysiące dwunasty?
– Nie.
– Czy studiował pan w Anglii?
– Nie.
– Czy mamy rok dwa tysiące szesnasty?
– Tak.
– Czy urodził się pan w Pradze?
– Tak.
– Czy kiedykolwiek spotkał się pan z Zuzanną Ostrowską?
– Tak.
– Czy spotykał się pan z nią wielokrotnie?
– Tak.
– Czy prezydentem Polski jest Barack Obama?
– Nie.
– Czy kiedykolwiek pozostawał pan w kontaktach intymnych z Zuzanną Ostrowską?
– Tak – odparł po chwili wahania. Wiedział, że właśnie teraz jest oceniany.
Technik patrzył na wykres, coś notował. Tyrman miała wzrok pozbawiony emocji. Feliński zerkał poniekąd współczująco. A jednak Berg podejrzewał, czuł w powietrzu nutę osądzenia, potępienia. A może to tylko jego własne emocje? Nerwy? Żal? Dlaczego to zrobił? Dlaczego się nie wycofał? Wszystko mogło być teraz inaczej.
– Czy zamordował pan Zuzannę Ostrowską?
Pytanie jakby do niego nie dotarło. Był teraz gdzieś indziej. Był przy niej. Obejmował ją i przysięgał, że nic jej się nie stanie. Nie dotrzymał słowa. Był winny.

Dwa tygodnie wcześniej…

Wisła płynęła spokojnie. Wyraźnie, niczym lustro, odbijała otaczającą ją dziką przestrzeń i wiszący na nieboskłonie księżyc błyszczący złotym sierpem. Czarny mercedes stał zaparkowany na brzegu. Jego kierowca czekał już od pół godziny na umówione spotkanie i zaczynał się niecierpliwić. Wokół jedynie cykały świerszcze, a pobliskie pola przynosiły jednostajny szum nadciągający z autostrady. Sięgnął po trzeciego papierosa, kiedy usłyszał nadjeżdżający szosą samochód. Światła reflektorów przecisnęły się pomiędzy pniami drzew, rzucając na ziemię wydłużone smugi światła. Wóz stanął obok.
– Czekam już od pół godziny! – zrugał przybysza właściciel mercedesa.
– I co? – odparł nowo przybyły, wychodząc z wozu. Jego szerokie ramiona okrywała czarna skórzana kurtka.
– Gówno! Piździ jak cholera.
– To nie pierdol, tylko do roboty.
Mężczyźni podeszli do bagażnika mercedesa. Gdy uniosła się pokrywa, spojrzało na nich dwoje przerażonych oczu. Młoda, skąpo ubrana kobieta wydawała z siebie głuche piski i chrząknięcia. Usta zaklejone taśmą. Nie mogła się bronić, bo jej dłonie i stopy skrępowano mocno zaciśniętymi więzami.
– Jezu, szkoda takiej fajnej dupy – powiedział ze szczerością w głosie mężczyzna w skórze.
– Nie byłoby sprawy, gdyby trzymała język za zębami.
– No, po chuj ci to było? – Chwycił ją za ramię i brutalnie wyciągnął z bagażnika. – Możesz już jechać. Zajmę się tym.
– Chcę to zobaczyć.
– Kurwa, nie ufasz mi?
Właściciel mercedesa wzruszył ramionami. Drugi przycisnął dziewczynę ku ziemi. Uklęknęła plecami do nich. Próbowała się obrócić, spojrzeć na nich jeszcze raz. Ostatni raz błagać o życie. Chociażby wzrokiem. Nie interesowała ich jej panika. Mieli swoje sprawy, swoje interesy, które musieli załatwić. Ją – wyeliminować, a potem przedyskutować to i owo. W jej głowie milion myśli. Wspomnienia, ludzie, błędy. Tyle błędów. Trzeba było żyć inaczej. Prośba o wybaczenie. „Mamo, wybacz! Tato, wybacz! Boże, jeśli tam jesteś, przepraszam…”
– Ja pierdolę! – zaklął mężczyzna w skórze. Zaczynało padać. – Nie dość, że mam po tobie sprzątać, to jeszcze mi nie ufasz. – To powiedziawszy, wyciągnął zza kurtki broń i oddał jeden strzał w kierunku dziewczyny. Kula spenetrowała jej czaszkę i ciało bezwiednie opadło na ziemię.
– Teraz mogę już jechać.
– Teraz, kurwa? Czyli dalej sprzątam sam?
– Każdy ma swoją rolę do odegrania.
– Dobra. Mam nadzieję, że dobrze odegrasz swoją rolę przy najbliższym przetargu.
– O to się nie martw. Mamy go jak w banku – odparł z uśmiechem. Był z siebie szczerze zadowolony. Nie musiał już martwić się o niewygodnego świadka. Wierzył, że ciało kobiety zniknie bez śladu. Nie ma problemu. Żadnych pytań, żadnych podejrzeń. Można kontynuować interesy. Żyć spokojnie. Jak dobrze to wszystko rozegrał! Miał wszystko. Pieniądze, wpływy, człowieka od brudnej roboty. Czasami przypłacał to momentami stresu. Ale dla chwil takich jak ta, kiedy wydawało mu się, że jest panem życia i śmierci, warto było się trudzić, warto było żyć.
Towarzysz spojrzał na niego z nie mniejszą satysfakcją. Włożył pistolet do kabury i powiedział:
– Miło się z panem robi interesy, panie pośle.
– Wzajemnie, komisarzu.”


ZAMÓW PEŁNĄ WERSJĘ KSIĄŻKI NA STRONIE:
http://veraeikon.shoplo.com
(Rabat 20% na zamówienia złożone w okresie
przedsprzedaży! Do 3-go września)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz