poniedziałek, 16 października 2017

Achdé i Jul "Lucky Luke. Ziemia obiecana"

Achdé i Jul, Lucky Luke. Ziemia obiecana, tł. Maria Mosiewicz, Warszawa „Egmont” 2017
Należę do osób wychowanych na serialu animowanym o kowboju z Dzikiego Zachodu, dlatego bardzo chętnie sięgam po komiksy belgijskiego rysownika i scenarzysty Morrisa (czyli Maurica de Beverego) będące pierwowzorem doskonale znanych mi filmowych opowieści, o których marzył rysownik. Nim doszło do realizacji filmu studio filmowe zbankrutowało, a szkice przerobiono na komiks, który od 1947 roku podbija serca małych i dużych miłośników westernów. Od 1955 roku seria komiksów powstawała przy współpracy z Reném Goscinnym (znanym z opowieści o Asteriksie), a później kontynuowali ją miłośnicy opowieści o kowboju, dzięki czemu pomysły Morrisa są realizowane. Tym razem Achdé i Jul zabierają nas w świat Dzikiego Zachodu i bardzo dobrze oddają ducha oryginału (także pod względem szaty graficznej), ale też zabierają nas w nowe, polsko-żydowskie klimaty.
Myślicie, że Lucky Luke to nie może mieć nic wspólnego z Polakami i Żydami? Może. Spokojne życie na prerii, wypasanie trzody z dala od ludzi ma zapewnić kowbojowi spokój. Sielanka zadowolonych krów nie potrwa długo. Na horyzoncie pojawia się pechowy Jack, przez którego miały mało jedzenia i musiały znosić jego gry słowne. Wspomnienia o kiepskim kominku nie są miłe. Na widok dawnego opiekuna krowy uciekają w popłochu. Wolą skoczyć do kanionu niż mieć z nim kontakt. Lucky Luke cudem je powstrzymuje i już ma dać nauczkę kowbojowi, który je przepłoszył, ale okazuje się, że to jego stary znajomy. Jack prosi Lucke Luka o przysługę: zaopiekowania się jego rodziną będącą Żydami Aszkenazyjskimi, przypływającymi do Ameryki z Polski w czasie, kiedy pechowy Jack musi dostarczyć bydło na targ w Teksasie. Propozycja pracy pozwoli mu zarobić pieniądze i przy okazji odzyskać honor, a co za tym idzie może stać się szansą na zdobycie podobnych zleceń, czego obecnie – przez jego zaniedbania i pech – bardzo mu brakuje. Nowa praca jest też dla niego idealną wymówką: nie musi przyznawać się rodzicom, że nie jest adwokatem. Postawiony pod ścianą Lucky Luke z litości przejmuje obowiązki przyjaciela. Szybko odkrywa, że krewni pechowego Jacka nie rzadziej wpadają w tarapaty niż ich syn. Nieświadomi realiów Dzikiego Zachodu, idealistyczni i bardzo pozytywnie nastawieni do świata podróżni stają się idealnym obiektem ściągającym wszelkie możliwe niebezpieczeństwa. Jakby tego było mało ściśle trzymają się wyznaczonych zasad: nie podróżują w soboty, nie jedzą niektórych rodzajów potraw, dołączają do strzelaniny. Zabawne jest również ich spojrzenie na strzelaninę Indian, którą podsumowują stwierdzeniem, że Kozacy są bardziej niebezpieczni. Dziki Zachód w oczach przybyszów wydaje się bardzo bliskim miejscem ze znanymi niebezpieczeństwami. Ich pozytywne spojrzenie na świat sprawia, że opiekujący się nimi kowboj ma bardzo dużo pracy.
Polskie akcenty w komiksie to bardzo miły i zaskakujący akcent pozwalający na  dostarczenie czytelnikom sporej dawki humoru. Sam tytuł może nam się kojarzyć z biblijną wędrówką Żydów oraz wybitnym dziełem Władysława Stanisława Reymonta i poszukiwaniem lepszego miejsca na Ziemi. Tu jest podobnie: rodzina Żydów próbuje znaleźć swoje miejsce i poszukuje lepszej przyszłości.
Autorzy humorystycznie przekręcają historię, zderzają odmienne realia ze sobą oraz czasami pokazują stereotypowy wizerunek Żydów, dzięki czemu powstają zabawne opowieści. Dynamiczna akcja, świetne ilustracje sprawiają, że czytelnicy doskonale się bawią. Kontynuatorzy komiksu Morrisa bardzo dobrze poradzili sobie z zadaniem. Zdecydowanie polecam!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz