Stany
Zjednoczone kojarzą nam się z imperium tolerancji, niezawodnych
uregulowań prawnych i doskonałego systemu społecznego. Wszystkie te
pozytywy na pierwszy rzut oka są wynikiem doskonałego Pi-aRu, którego
Polsce niewątpliwie brak, ponieważ my lubimy prać swoje brudy na forum
światowym.
Mimo
bajkowej scenerii malowanej przez osoby odpowiedzialne za wizerunek
światowego mocarstwa wcale nie jest takie różowe. Polityka zmniejszania
ingerencji państwa w życie obywateli przyczyniła się w monstrualną
machinę spychającą biedniejszych, nieporadnych i mniej
inteligentnych na margines społeczny, z którego nie mają szans wyjścia.
Do takiej sytuacji doskonale pasuje powiedzenie mojej babci: „Czemuś
głupi? Bom biedny. Czemuś biedny? Bom głupi”. Koło się zamyka. Brak
inwestycji w edukację klas spychanych, dyskryminowanych utwierdza ich
nie tylko w niższości, ale także sprawia, że stają ofiarami
więziennictwa, bo przecież któż inny jak nie biedni popełniają
przestępstwa? Pewnie jest w tym sporo prawdy, ale oczywistością jest
również, że państwo (USA) z czystego wygodnictwa umyło ręce od
odpowiedzialności za tych ludzi.
Brak
zasiłków społecznych, przymusowe prace za bardzo niskie wynagrodzenie,
które głównie odbija się na tych w najgorszej sytuacji (a są to głównie
kobiety i dzieci czyli matki samotnie wychowujące dzieci) sprawia, że
bardzo wiele ludzi żyje poniżej granicy określanej mianem ubóstwa. Brak
środków na jedzenie przekłada się również na ograniczone możliwości
edukacji (edukacja w historii ludzkości miała zawsze sens jak brzuszek
był pełny, ponieważ była potrzebą dodatkową), bez której niemożliwe jest
znalezienie lepszej pracy, a przez to zmuszenie (nawet tych chcących
wydostać się ze swoich dzielnic) do tkwienia w sytuacji tragicznej.
Nad
biednymi trudniej panować, są mniej ulegli wobec aparatów władzy, nie
przestrzegają zasad życia społecznego, zażywają środki odurzające- tak
twierdzą Amerykańskie władze. W celu regulacji i zwalczania „zachowań
nieodpowiednich” wprowadzono wiele unowocześnień aparatu ścigania
wykroczeń i więziennictwa, co wymagało zwiększenia środków na te cele (a
można było na edukację i resocjalizację i mieć więcej porządniejszych
obywateli).
Ofiarami
nowego systemu „mniej państwa” i „zero tolerancji” padli biedni i
kolorowi, co przyczynia się do dyskryminacji rasowej i społecznej.
Doskonały system rejestracji wykroczeń powoduje eliminowanie przez
pracodawców osób, które zostały odnotowane przez służby porządkowe i
koło znowu się zamyka: biedny zostaje głupim bez pracy i możliwości
polepszenia swojej sytuacji.
Rozrastający
się system więziennictwa wymagał wielu reform: większych nakładów na
zakłady karne, zmian rodzajów więzienia (np. wprowadzenie aresztu
domowego, kontrola za pomocą bransolet) oraz przemianę więziennictwa w
dział gospodarki (prywatyzacja więzień).
Ten
idealny republikański model społeczny, który niby przyczynił się do
zmniejszenia przestępczości wzbudził zainteresowanie rządów europejskich.
Wielu socjologów, psychologów i innych uczonych od relacji społecznych,
edukacji wyraziło wątpliwości dotyczące skuteczności takiego systemu.
Książka
Loïca Wacquanta „Więzienia nędzy” próbuje pokazać słabe strony
genialnego sposobu na radzenie sobie z patologią społeczną. Dzięki niej
odkrywamy, że karanie więzieniem wcale nie jest najlepszym rozwiązaniem w
walce z przestępstwami i wykroczeniami. Jednak czy pomoc społeczna też
jest dobrym wyjściem? Może rozleniwia masy pobierające zasiłki, nie
motywuje ich do działania?
Loïc Wacquant, Więzienia nędzy, wstęp i tł. Michał Kozłowski, Warszawa 2009.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz