Kwiecień to miesiąc, w którym obchodzimy światowy dzień
książki. To chyba też dobry moment, żeby uświadomić sobie, w jakich warunkach
przyszło tworzyć artystom w cieniu Stalina.
Piotr Kitrasiewicz tak właśnie zatytułował swoją najnowszą książkę. Artyści w cieniu Stalina.
Piotr Kitrasiewicz tak właśnie zatytułował swoją najnowszą książkę. Artyści w cieniu Stalina.
Opowiada w niej o losach czworga wybitnych artystów: Maryny
Cwietajewej, Osipa Mandelsztama, Michaiła Bułhakowa i Sergiusza Eisensteina.
W tryby machiny uruchomionej przez krwawego sowieckiego
dyktatora mógł wpaść każdy bez względu na zajmowaną pozycję, pochodzenie,
zasługi, osiągnięcia. Ginęli komisarze ludowi, marszałkowie, sekretarze
partyjni, inżynierowie, zasłużeni działacze rewolucji, a przede wszystkim masy
zwykłych obywateli. Nie byli bezpieczni również artyści, który Stalin cenił
szczególnie uważając, iż mają znaczny wpływ na umysły ludzkie, a nawet są „inżynierami
dusz”.
Żyli w sowieckim państwie niczym na stoku czynnego wulkanu,
bo nieobliczalny dyktator, kierując się irracjonalnymi podejrzeniami,
osobistymi uprzedzeniami lub wiarą w donos, mógł w każdej chwili aresztować,
zesłać do łagru lub zamordować. I robił to.
Mógł także, co również się zdarzało, nagradzać, rozsławiać i
odznaczać, dawać mieszkania, samochody i dacze, zezwalać na zagraniczne wyjazdy.
Jednak czas łaski trwał za zazwyczaj krótko. W kraju rządzonym przez Stalina
nikt nie mógł czuć się bezpiecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz