Jolanta Jonaszko, Bez
dziadka. Dziennik żałobny, Szczecin, Bezrzecze „Forma” 2018
Motyw odchodzenia, umierania, godzenia się z
przemijalnością życia, jego zmiennością, ulotnością i ułomnością jest jednym z
ważniejszych i poważniejszych w literaturze. Towarzyszy mu zestawienie żywotności
i pośmiertnej ciszy, siły i kruchości ciała oraz powstałej pustki. Śmierć
bliskiej osoby staje się pretekstem do wspomnień, przypominania sobie wspólnie
spędzonych chwil, tego jaki zmarła osoba miała na nas wpływ. Ponowne
przeżywanie w pamięci jest częścią żałoby, pomagającą na godzenie się z
nieuniknionym, z którym nigdy nie da się do końca pogodzić. Refleksja nad
egzystencją, trudami życia, radościami, codziennością, która przestaje wydawać
nam się wyjątkowa dopóki trwa zmusza nas do dostrzeżenia uroków życia,
docenienia tego, czym dawno przestaliśmy się zachwycać.
„Bez dziadka. Dziennik żałoby” Jolanty Jonaszko
zabiera nas do świata takiej refleksji po odejściu bliskiej osoby. Jak podtytuł
sugeruje są to myśli bardzo osobiste (można nawet stwierdzić, że intymne) pokazujące
zmarłego, jego relacje ze światem oraz bohaterką-narratorką wspominającą
dziadka uczącego ją jeździć na łyżwach, chodzącego z psem na spacery, gubiącego
się we własnym mieszkaniu, budzącego w środku nocy, zagubionego w świecie ciszy
spowodowanej utratą słuchu oraz ciemności wynikającej z niewidomości. Jego
ostatnie lata życia naznaczone były trwaniem w zamkniętej przestrzeni, kontemplowaniem
codzienności, przyglądaniu się zmienności otoczenia. Odchodzący, słabnący,
zanikający, ale mieszczący się w domowej przestrzeni, która wydaje się
niepokojąco pusta po śmierci. Nim jednak ona nadchodzi następuje zwyczajna
zamiana ról: dziadek karmiący wnuczkę z czasem staje się dziadkiem karmionym
przez wnuczkę, dziadek opiekujący się wnuczką staje się dziadkiem pielęgnowanym
przez wnuczkę. Czas jest brutalny i sprawia, że zamiana ról staje się elementem
życia. Jednak w książce „Bez dziadka” jest to zmiana naturalna, wynikająca ze
stworzonej między ludźmi więzi, ciepła, wyrozumiałości. Dziecko, któremu
poświęcono czas staje się wrażliwym, dbającym dorosłym poświęcającym czas. Wszystko
jest płynne, naturalne, jak upływ czasu sprawiający, że te same miejsca łączą
ludzi z różnych pokoleń.
W tym obrazie nie brakuje kontrastów: młody, żywotny
dziadek, dziadek ze wspomnień jego córki, dla której był innym ojcem niż
dziadkiem dla wnuczki. Dziadek w zderzeniu z nowym pokoleniem, bo odchodzenie
to też czas przychodzenia. Kolejne miesiące żałoby przeplatają się z kolejnymi
miesiącami macierzyństwa. Jedno życie odchodzi, inne się rozwija, a wszystko po
to, by ciągłość międzypokoleniowa była zachowana, by kolejne pokolenia
zachowywały w sobie ślady wcześniejszych.
„Bez dziadka. Pamiętnik żałobny” to niesamowicie
dojrzała książka pokazująca tworzenie więzi przez udział w codzienności
dziecka, trwające relacje w czasie dorastania, usamodzielniania się,
studiowania, a później stopniowego odchodzenia. To też zaskakująca obserwacja bliskiej
osoby, która była pełna sił, które brutalny czas odebrał. Ten pełen paradoksów obraz
podkreślają takie zwyczajne wspomnienia: „Przychodził tata Jacka, Twój
rówieśnik, który nigdy nie był wysportowany, a do końca był i nadal jest, w
świetnej formie”.
Jolanta Jonaszko zabiera swoich czytelników w świat głębokiej
relacji, ciasne więzi, w której dziadek jest bardzo ważną osobą dającą siebie
dziecku, obserwującą z niepokojem przyszłość, zerkającą na dorastające dziecko
i nienachalną, nie roszczeniową, ale za to zawsze obecną i żyjącą (pomimo
swoich starczych słabości) dla innych. Osobą, która daje się łatwo oszukać, by
nie sprawiać problemu i pragnącą dać z siebie wszystko, nawet jeśli ma do
zaoferowania niewiele.
Dziadek Czesiu jest tu nie tylko jest elementem
świata, ale go tworzy, sprawia, że pewne rzeczy postrzega się w określony
sposób, wchodzą do osobistego słownika, wrastają we wspomnienia o dzieciństwie,
a później towarzyszą dorosłości, nadają jej sensy, smaki, obrazy, sprawiają, że
osoba, która minęła, nadal z nami jest:
„Zastanawiam się, w jakich stałych powiedzeniach
pozostajesz.
Sernik dziadka.
Taki tradycyjny, z kaszką manną, bez budyniu i innych wynalazków. Dużo sera.
Rower dziadka. To
taki z cienkimi oponami. I musi być lekki, żeby go móc łatwo wynieść z piwnicy,
schodkami do góry, albo z balkonu, schodkami w dół. To taki, na którym się
siada o świcie, i jedzie, daleko, spokojnie, z przystankami, stałym tempem. Dla
przyjemności.
Dzień dziadka. Laurkę
od Ali zawiesiłeś obok portretu Piłsudskiego na czerwonej wstążce. Dzień
dziadka będzie dalej, tylko już nie nasz, a Kubusia i jego dziadków, i jeszcze
innych dziadków.
Wnuczka
dziadka. Jej już nie będzie. Czy jeszcze będzie? Czy jeszcze wciąż jestem?
Wnuczką dziadka”.
„Bez dziadka” to swoiste epitafium (ale nie nagrobne
tylko wewnętrzne, uczuciowe) połączone z trenem i epifanią, a do tego napisane
prozą, w której proza życia zyskuje nowe kolory, każdy przedmiot czy
wspomnienie pozwala docenić jej uroki oraz zachęca do zatrzymania się, zadania
sobie pytań metafizycznych o to, co nieuchwytne, niedostrzegalne, oczekiwane po
śmierci, która jest tu pretekstem do pochylenia się nad losem każdego z nas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz