poniedziałek, 24 września 2018

Roman Kołtoń "Deyna, czyli obcy"

Roman Kołtoń, Deyna, czyli obcy, Poznań „Zysk” 2014
Nie jestem kibicką piłki nożnej, nie oglądam żadnych sportów, ponieważ wolę uprawiać swoje, np. czytanie lub na czas (nie, nie ma w tym ani odrobiny żartu), spacerowanie. Zdarza mi się pokopać piłkę. Ale tylko do psa, bo córka na razie nie jest zainteresowana taką formą aktywności (ma autyzm, a odkopywanie piłki jednak wymaga jakiegoś tam nawiązywania relacji) Jak widać z piłką nożną mam niewiele wspólnego. Jedyne, co usprawiedliwia moje pisanie o książkach dotyczących życia piłkarzy czy omawiających rozgrywki, ukazujących historię to moje literackie spojrzenie na taki tekst. Tak będzie i tu. Wiem, wiem, że Deyna był legendą i każdy powinien o nim dużo wiedzieć, ale ja przed sięgnięciem po książkę nie wiedziałam nic. Troszkę oczekiwałam pięknej biografii pozwalającej dokładnie poznać jego życie, abym ja-laiczka wiedziała coś więcej niż to, że był piłkarzem.
„Deyna, czyli obcy” Romana Kołtonia to publikacja bogata w wątki i przez to nieco chaotyczna. Nie ma w niej jasnej metodologii ani chronologii, ani nawet ściśle określonej tematyki. Ot taki tam potok myśli niemal jak u Prousta. To ma swoje zalety, ale też i wady. Jednych może zaciekawić, innych znuży i zmęczy. Należę do tych drugich, chociaż naprawdę bardzo trudno mnie czymkolwiek zmęczyć. Z wielkich przynudzaczy nawet James Joyces swoim „Ulissesem tego nie dokonał). Ze współczesnych pisarzy zdarzyło się to kilkoma (z autorką Greya na czele). W całej tej opowieści dla mnie laiczki zabrakło napięcia, wielkich emocji, które możemy odczuć w innych książkach tego autora. Być może moje znudzenie to też przepracowanie materiału (za dużo ostatnio czytałam książek o piłce nożnej), dlatego zamiast pochłonąć publikację w jeden wieczór przemęczyłam się z nią tydzień i to nie dlatego, że źle napisana. Po prostu mnie nie wciągnęło.
Wielką wadą tej książki jest brak sylwetki psychologicznej bohatera. Mamy taki troszkę nijaki obraz z zaletami i wadami (sporo niewygodnych faktów). Autora usprawiedliwia to, że są to czasy dość odległe, nie do wszystkich materiałów i bohaterów mógł trafić. Nadrabia to cytowaniem polskich i niemieckich mediów z czasów, kiedy Deyna był w szczytowej formie. Z tego powodu też nie dowiemy się o początkach kariery piłkarze, nie poznamy tego, z jakimi problemami się borykał. Za to czasami ma się wrażenie, że autor wypełnia strony treściami niezwiązanymi z bohaterem książki. To co prawda zarysowuje sytuację na arenie piłkarskiej tylko pojawia się pytanie: ale po co to jest?
Książka zaczyna się od najsłynniejszej fotografii przedstawiająca trzech wielkich kapitanów trzech wielkich reprezentacji - Franza Beckenbauera, Johana Cruijffa oraz Kazimierza Deyny (przypominam, że wówczas, w roku 1974, mogliśmy mówić o naszej kadrze jako o jednej z najlepszych). Jeden z tych bohaterów szybko zmarł: był to polski piłkarz, który z tego powodu nie miał czasu na zbudowanie własnej legendy. To ma swoje plusy: nie trzeba obalać mitów. Ma też minusy: często mamy mało informacji o piłkarzu.
Roman Kołtoń stara się wydobyć z mroków przeszłości różne fakty z życia Kazimierza Deyny. Dowiemy się jak zdolnym piłkarzem był, ale też przy okazji odkryjemy jego trudny charakter, dążenie do izolacji i jednocześnie przyciągający uwagę, kontrowersyjny. Autor wykorzystał tu wspomnienia kolegów z boiska, trenerów, a wszystko na odpowiednio zbudowanym tle pokazującym trudne realia, w jakich żyli wówczas Polacy. Dużym plusem ożywiającym treści są wplecione w tekst zdjęcia pomagające nam lepie poznać ówczesny piłkarski światek.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz