środa, 6 marca 2019

M. Sajnog "Balony"

M. Sajnog, Balony, Gdynia „Novae Res” 2019
Filmów i książek apokaliptycznych mamy wiele. Niektóre prześcigają się pomysłami na zagładę. Większość jednak bazuje na prostych chwytach: eksperymenty w rządowych lub korporacyjnych laboratoriach albo rozpylenie czegoś przez złych kosmitów przyczyniły się do powstania wirusa/ bakterii/ mutacji zmieniającej zarażonych ludzi w zombiaków / wilkołaków/ wampirów i tylko garstka bohaterów dziwnym sposobem przetrwała. Przy całej otoczce niezwykłości istnienia odmiennych form życia większość fabuł trzyma się pozornie prawdopodobnych zjawisk, wytłumaczalnych naukowych. M. Sajnog poszła nieco dalej: science fiction połączyła z fantazy. Bardzo prawdopodobne istnienie wirusa wędrującego po kosmosie i uśmiercającego napotkane planety, teorię istnienia różnych wymiarów łączy się tu z opowieściami o magii, przeznaczeniu, wizjach, dzięki czemu dostajemy do ręki bardzo wciągającą opowieść i niestety bardzo szybko odkryjemy, że ta książka nie rozwiąże nam postawionych w niej zagadek. Przynajmniej nie ten tom. Dalsze losy bohaterów mają pojawić się już niedługo. Mnie pozostanie czekać i zachęcić Was do sięgnięcia po tę opowieść, bo naprawdę warto.
Wszystko zaczyna się od pojawienia się na niebie tajemniczych balonów:
„Balony pojawiły się wcześnie rano. Wisiały wysoko na niebie i czarowały swoim pięknem, mieniły się zielenią i fioletem, emanowały mocą i magicznym blaskiem, rozpraszały promienie słońca i skupiały na sobie uwagę. Pojawiły się nagle i tak samo nagle pękły.
Wybuchły czerwienią, która zalała niebo jak krew i oplotła je swoimi mackami. Miliardy malutkich nasion rozproszyły się po całym świecie. Najpierw niezauważalnie, w całkowitej ciszy dostały się do krwiobiegu, połączyły się z nim i wypuściły korzenie. Wrastały w kości, zatruwały krew, a na koniec rozrywały serce. Były cudowne, bajecznie piękne i jednocześnie śmiertelnie niebezpieczne. Kiedy pojawiły się na niebie, zwiastowały odrodzenie, nowy początek. Ale żeby nowe mogło się narodzić, najpierw musi nastąpić śmierć. A ona nie czekała… Wirus był w balonach i rozprzestrzeniał się bardzo szybko i intensywnie, do wieczora wszystkie zwierzęta były nim zainfekowane. Objawy zarażenia u ludzi pojawiły się trochę później, mimo tego że trawił on już każdą żywą istotę na ziemi. Wirus nie był głupi, uśpił naszą czujność, a kiedy zorientowaliśmy się, co się dzieje, było za późno. Planeta zakwitła nowym pięknem, przybrała świeże barwy i oddała się nasionom, przyjęła je i pozwoliła na zmiany. Stare życie umierało, a na jego zwłokach rosło nowe, mroczne, magiczne i niebezpieczne. Rozpoczęło się panowanie wirusa”.
Początkowo wszystko zaczyna się dość spokojnie, niewinnie: zwierzęta padają bez powodu. Zaniepokojeni ludzie szukają dla nich pomocy u specjalistów. Z czasem okazuje się, że niektóre z nich stają się agresywne i atakują ludzi, z których wyrasta dziwna roślinność albo zmieniają się w agresywnych napastników atakujących innych, by ich uśmiercić lub zarazić. Miasto bardzo szybko porasta dziwnymi wyrastającymi ze zwłok roślinami, wokół których krążą nowe gatunki ptaków i owadów plujących jadem. W tej katastrofalnej scenerii ludziom włączają się pierwotne instynkty: muszą zrobić wszystko aby przetrwać. Mimo tego wielokrotnie zachowują się irracjonalnie, czyli często pakują się w niebezpieczeństwo. W ciągu pięciu dni miasta zamieniają się w niebezpieczne, ale zjawiskowe dżungle z nowymi gatunkami roślin i zwierząt. Wydawałoby się, że nie ma ratunku dla ludzkości. Jednak (jak na tego typu historie przystało) kilka jednostek jest odpornych na działanie przebiegłego wirusa i ma ważną misję: uratować świat (nie tylko Ziemię) przed przebiegłym intruzem potrafiącym planować swoje kroki i śledzić ofiary.
M. Sajnog zabiera nas do świata, który z powodu ilości ofiar powinien śmierdzieć zgnilizną rozkładających się ciał, przerażać ilością leżących na ulicach zwłok. Zamiast tego przenosi nas do niemal magicznego miejsca pokrytego urokliwą roślinnością. Beton i asfalt bardzo szybko zamieniają się w przestrzenie pełne zieleni. Jak na tego typu opowieść przystało pojawia się tu kilka nielogicznych elementów, ale te musicie wyłapać sami. Nie będzie to oczywiście łatwe, bo to są naprawdę subtelne rzeczy, na które zwrócą naprawdę wprawieni w logice czytelnicy.
„Balony” to opowieść z kilkoma bohaterami rozmieszczonymi w różnych częściach Europy (co już jest miła odskocznią od większości akcji toczących się w Ameryce) z naciskiem na Polskę. Poznajemy tu Kraków, Białystok, okolice Wrocławia. Do tego w książce wiele się dzieje i akcja trzyma czytelnika w napięciu do samego końca. W pewnym momencie opowieść urywa się i nie wiemy co dalej. Na szczęście wiem od pisarki, że ciąg dalszy nastąpi. Pozostanie cierpliwie czekać. Ja będę żebrała o dalszą część przed pojawieniem się kolejnej, bo nie lubię przerywać lektury. Zwłaszcza takiej.
„Jeśli ktoś by teraz, piątego dnia, przeleciał samolotem nisko nad ziemią, nie zobaczyłby jednak ciał, może gdzieniegdzie jakieś pojedyncze ich części. Zauważyłby jednak nienaturalną roślinność, pokrywającą to, co było kiedyś drogami, polami czy budynkami. W każdym miejscu, gdzie leżały jakieś ciała, rosły zielono-fioletowe rośliny. Ich grube łodygi wspinały się po ścianach i drzewach, a kwiaty rozkwitały na zwłokach. Postrzępione liście tworzyły dywany na ulicach. W powietrzu unosiły się kolorowe owady o przeźroczystych skrzydłach, a po niebie latały małe czarne ptaszki z błękitnymi oczami o wyjątkowo długich czerwonych dziobach. Jeśli ktoś by nie wiedział, co tu się stało, mógłby pomyśleć, że jest tu tak pięknie, mógłby zapragnąć wylądować i przejść się po tych bajecznych przestrzeniach. Ale popełniłby niewybaczalny błąd, bo kiedy tylko stanąłby na ziemi, zauważyłby resztki ciał leżących pod liśćmi, zauważyłby, że kwiaty wyrastają z ich oczu, a łodygi dziurawią ich plecy, nogi i ręce. Poczułby, jak roślinność próbuje go oplatać, usłyszałby jej wołanie, a kiedy chciałby uciec, okazałoby się, że owady o pięknych skrzydłach plują trującym jadem, a ptaki o szkarłatnych dziobach mają w nich dwa rzędy ostrych zębów i szpony zdolne rozerwać ciało w kilka sekund. Jeśli jednak jakimś cudem udałoby się mu dotrzeć do samolotu i w nim schronić, po paru minutach zauważyłby, jak z jego ran wyrastają powoli łodyżki, które w niedługim czasie oplotłyby go całego, a potem rozerwały od środka. Tak, planeta wyglądała olśniewająco pięknie i wabiła swoim czarem, była jednak śmiertelnie niebezpieczna dla niczego nieświadomych i nieodpornych na nią wędrowców. Potrafiła zabić na kilka rożnych sposobów, czasem bardzo boleśnie i powoli, a każdy, kto na niej umarł, stawał się jej częścią, wrastał w nią na zawsze”.

2 komentarze:

  1. Wygrana książka dotarła dziękuję , zaczynam czytać . Tak się tylko zastanawiam czy autor/autorka zagraniczny ? nazwisko niewskazuje narodowości. a w mojej biblioteczce mam podział na polskich i zagranicznych autorów i nie wiem gdzie ową książkę ulokować

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autorka jest Polką mieszkającą poza granicami naszego kraju.
      Życzę miłej lektury :)

      Usuń