poniedziałek, 29 lipca 2019

Wakacyjna opowieść Elżbiety Ceglarek


Muszę przyznać, że jakichś specjalnych wspomnień z wakacji z lat dziecięcych niestety nie mam, ale te które mi utkwiły w pamięci choć są zwyczajne, to ja postrzegam je jako cudowne i niezapomniane. Wszystkie te ulotne chwile uważam za równie udane, beztroskie i wspaniałe, za te które dały mi pewną wiedzę i uczyły doświadczać. Pamiętam, że nigdy nie mogłam się doczekać wakacji. A gdy już ten czas nastąpił cieszyłam się każdym dniem, każdą chwilą spędzoną z koleżankami, każdą wypożyczoną z biblioteki i przeczytaną książką, każdą zabawą, spacerem z psem, wszystkim. Jako dziecko miałam to szczęście, że jedna z moich babć mieszkała na wsi. Ponieważ od zawsze miałam bujną wyobraźnię, tamto miejsce co roku było dla mnie na swój sposób tajemnicze i każdego roku odkrywałam je na nowo, a teraz wspominam z rozrzewnieniem. Spytacie, co najbardziej zapamiętałam z tamtych lat? Bardzo dużo. 
Wakacje z dzieciństwa to przepiękny widok zboża rozpościerającego się tak daleko, że z perspektywy dziecka trudno mi było odgadnąć, gdzie się kończył. To zapach babcinych piwonii, w ogródku, zapach polnych truskawek, jagód nazbieranych w lesie, potem zapach przetworów w kuchni. Wreszcie zapach owocowego placka popijanego kompotem. To również pyszne podpłomyki na podwieczorek i do tego mleko prosto od krowy. To wspólne wędrówki do sklepu geesowskiego, gdzie czasami zabierała mnie babcia i gdzie wydawało mi się, że jest mnóstwo skarbów. I pyszna oranżada zarówno ta w płynie, ale również ta w proszku. Teraz dzieci takiej nie piją i nie jedzą, bo by może im zaszkodziła. To niekończące ciepło z jednej strony wynikające z letniej pogody, a z drugiej bijące od babci. W tamtym czasie miałam kilka koleżanek i kolegów, którzy pochodzili z tej samej wioski co moja babcia. Zawsze wspólnie się bawiliśmy, a pomysłów do zabaw nigdy nam nie brakowało. Czasami pomagałam też w gospodarstwie i wdychałam zapach siana. Nigdy nie narzekałam. Zawsze najtrudniej było odjeżdżać do domu, lecz może trochę łatwiej z perspektywą powrotu za rok.
Inne wspomnienia to te z wakacyjnego miasta, gdzie mieszkałam. Gdy byłam dzieckiem, mało kto jeździł na kolonie. Byłam na nich chyba ze trzy razy, nad morzem, gdy trochę podrosłam. Przywoziłam stamtąd bezcenne muszelki, bursztynki i piasek, który długo przetrzymywałam w swoich skarbach i to tyle. Resztę czasu spędzałam w mieście. Ale i tak chyba wolałam spędzać czas na osiedlu, przy trzepaku, skacząc w gumę, grając w klasy, biegając za piłką, robiąc widoczki z polnych kwiatów i szkiełek. Pamiętam las Puszczy Kozienickiej i czas spędzany na spacerach i wędrówkach. Nikt wtedy nie myślał o kleszczach lub innych zagrożeniach. Świat był spokojniejszy. Obecnie dzieci nie mają takiego szczęśliwego dzieciństwa. Nas nikt nie musiał specjalnie pilnować. Sami się pilnowaliśmy. Nikt nie dzwonił i nie sprawdzał co pięć minut, co robimy, gdzie się podziewamy, bo na szczęście nie było komórek. Większość wakacji spędzałam z rówieśnikami na dworze, po środku prawdziwej budowy, gdyż moje osiedle wciąż się rozrastało. Nikt nam nie kazał nosić kasków na głowach i nie bał się, że może nam się coś stać. Nikt też nas nie przywiązywał do laptopów, do smartfonów. Kto by nas utrzymał w jednym miejscu? Karą był zakaz wychodzenia z domu, gdy się coś przeskrobało. Teraz pewnie byłaby to nagroda. Cóż wszystko się pozmieniało, a dzieci nie są już takie szczęśliwe jak my kiedyś. A może po prostu inaczej postrzegają szczęście?
Wszystkie zdjęcia pochodzą z archiwum pisarki.


 

2 komentarze:

  1. Piękne wspomnienia. I ja spędzałam wakacje u moich babć na wsi. Każda z nich była kochana. I mleko prosto od krowy, które piłam, by zrobić im radość. Każda z nich chciała mnie podtuczyć, bo byłam niejadkiem. I pomoc na polu. Łany zbóż, chabrów, kąkoli. Spanie na sianie itp, itd. A mieszkanie w bliku też miało uroki. I zabawy na podwórku. Skakanki, piłeczki... Ach, nie ma co wspominać, bo serce płacze za tamtymi latami.a

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń