poniedziałek, 4 listopada 2019

Paweł Przywara "Ricochette"

Paweł Przywara, Ricochette, Szczecin, Bezrzecze „Forma” 2019
„Może każda doba ma swą składnię. Każdy element – swe miejsce. Uderzenie siekiery – pień. Przejazd furgonu. Praca zegarów ściennych. Awionetka nad dachami. Coś komuś coś mówi lub ma mówić. Front kosiarek mówi. Klakson. Leżący pies. Szpital. Każdy przedmiot w bazie danych” –  w taki sposób Paweł Przywara wprowadza nas bardzo subtelnie do wykreowanego świata będącego ucztą dla umysłu stęsknionego za zabawą skojarzeniami, hermeneutycznym i dekonstrukcyjnym spojrzeniem na jedno zagadnienie: śmierć. To ona staje się punktem wyjścia do snucia opowieści o zabiciu Asi, matki, żony i specjalistki. Ulotność istnienia sprawia, że narrator pochyla się nad zagadnieniami związanymi z życiem i jego przemijalnością. Zabiera nas w świat przemyśleń, teorii na temat istnienia i myślenia, pamiętania i zapominania.
„Nie spamięta zwierzę myślące wszystkiego, choćby prowadziło buchalterię istnienia i codziennie notowało. O jednym chce się pamiętać, o innym nie. O jednym nie chce się pamiętać, a się pamięta. Może dlatego wcina się w pamięć, niczym szkło w skórę, to, czego animal rationale nie chce widzieć. A może to, czego nie chce widzieć, chce jednak pamiętać. Może wspomnienia tego, czego nie chce się widzieć, chętnie się przegląda we śnie lub na jawie. W zaciszu samotni. Może wszystko się pamięta, tylko nie przypomina”.
Wchodzimy w korytarze myślowe niczym w książkach Camusa czy Exupery’ego i już wiem, że jestem w domu, już wiem, że to nie będzie jednokrotne czytanie tylko delektowanie się lekturą pełną tropów, wskazówek, odsyłaczy wymagających od czytelnika wiedzy, skupienia i otwartości. Zwłaszcza tej ostatniej, bo na samej erudycji nie da się tu daleko zajechać. Zwłaszcza, że w powieści Pawła Przywary nakładają się i przeplatają światy, w których najswobodniej poruszają się ci, których nie ogranicza bagaż wiedzy:
„Dziecko przecież porusza się na granicy wszechświatów. Umie porozumiewać się z rzeczami, zwierzętami, nie tylko myślącymi, z duchami, z budynkami, ze słońcem i innymi ciałami na niebie i w głębinach”.
Dziecięcość, niewinność, otwartość – to cechy jednego z głównych bohaterów, męża Asi, która z jakiegoś niewyjaśnionego powodu zginęła w wypadku, który wcale wypadkiem nie był, ponieważ wszystko zostało zaplanowane, dopracowane, odmierzone, aby nie pozostał żaden ślad. Snajper długo czekał na odpowiedni czas. A mimo tego, coś przeoczono i to coś ma naprowadzić męża na prawdziwe miejsce śmierci osoby, która była dla niego całym światem i nagle przestała istnieć, nagle staje się tylko ciałem, które trzeba pochować.
„Wszyscy kogoś tracimy, myślisz. Jedni bardziej przypadkowo, inni mniej. Co możemy wiedzieć o tych, którzy właśnie giną pod kołami lub na łóżkach szpitalnych. Lub w dżungli miejskiej. Wiedzą o nich wyłącznie ci, co wiedzą. Z tego powodu śmierć nabiera kształtu, gdy chodzi o kogoś komuś znanego. Mniej, bardziej. W innych przypadkach pozostaje bezimienna niby dane z rocznika. Tajfun zagarniający za górami i lasami odległe galaktyki, do których dotrzeć można tylko myślą – albo i nie”.
Namacalność braku bliskości żony, przejęcie jej obowiązków, próba sprostania w roli samotnego ojca, który musi być matką i ojcem pamiętającym o drobiazgach skłania do innego spojrzenia na siebie i otoczenie oraz dostrzeżenia, że nasze życie nie ogranicza się wyłącznie do nas samych, ale tego, co dają nam inni, w jaki sposób uczestniczą w naszej codzienności, jak determinują nasze obowiązki.
„Żyje się życiem różnych istot. Żyje się nie tylko sobą, lecz i w innych. Jest się więc i w cudzych życiach, nie wyłącznie w swoim. To tak jak z pięknem kobiety. Jest w niej tylko na chwilę. Jest w tylu naraz, przez moment. Fotografia to przebywanie może uwiecznić. Nie uwieczni istnienia. Zatrzyma może czyjeś spojrzenie, nie jego żywotność. Kolor jeden z wielu. W sekundzie. Zdjęcia pośmiertne niewiele mówią”.
Przemijalność i nieuchwytność, a jednocześnie refleksja nad układem okoliczności, w których przychodzi nam żyć – tak można podsumować „Ricochette” Pawła Przywary.
„Życie to jednodniowa kosmiczna wyprawa rządząca się kosmicznymi regułami, wiesz. Można trafić w wir wojny światów i zaświatów. Można w nadprzestrzeń, próżnię. Istnieje wiele możliwości”.
Te możliwości czasami są przerażające, bo za każdym rogiem czai się śmierć, za każdym zakrętem czeka na nas snajper gotowy pociągnąć za spust.
„(…) człowiek często nie myśli o tym, że w danej chwili coś może mu się przytrafić. Może dzięki temu łatwiej się nam żyje, podsumowuje mąż dziewczyny, inaczej balibyśmy się nawet palcem ruszyć”.
Nieświadomość uwalnia nas od poczucia strachu. Ten jednak nigdy nie odchodzi od nas na stałe. Pojawia się znienacka i atakuje w najmniej oczekiwanym momencie.
„Każdy ma własny strach do wypełnienia, jak pusty pokój, do którego każdego wprowadzają szarzejące dni”.
„Ricochette” to powieść z wyrazistą fabułą, w której przemyślenia oraz dialogi stanowią oś napędową. Z wymiany myśli dowiadujemy się najwięcej szczegółów. W ten sposób ma ona w sobie coś z greckich dramatów: niby nie widzimy wydarzeń, ale bohaterzy opowiadają nam ich przebieg. Prosty, wyraźny, z małymi niedomówieniami, które w kolejnych rozmowach są dopełniane. I właśnie ta dialogiczność oraz monologiczność sprawia, że obok naukowego słownictwa pojawia się zwyczajna mowa dotycząca codzienności, w której jest miejsce na syropki, katary, wódkę, piwo, wyprawy do lasu. Refleksyjność to główna cecha tej powieści. Przemyślenie goni tu przemyślenie. Bohater uwikłany jest tu w labirynty swoich myśli, z których wyłania się prosty obraz świata: żołnierz zabił Joannę na zlecenie, ponieważ wiedziała zbyt wiele. Jaka wiedza ją uśmierciła? Tego się nie dowiemy, ale za to wejdziemy w świat, w którym w niewyjaśnionych okolicznościach znikają kolejni ludzie. Wszystko w imię ukrycia prawdy. Poszukiwanie jej to wielki trud. I to nie tylko myślowy, ale i organizacyjny oraz fizyczny. Trzeba ruszyć w świat, a konkretniej w Polskę. Zobaczyć miejsce wypadku, zapoznać się ze starymi mapami, przeczesać teren i znaleźć ślad pozwalający odkryć tajemnicę, pogadać z ludźmi, zapoznać się z lokalnymi plotkami.
„To chyba mogłoby zmienić postać rzeczywistości. Mąż dziewczyny mógłby doznać iluminacji jak jakiś animal rationale z Hippony i kto wie, co byłoby dalej. Niemożliwe wydaje ci się ujrzenie tego, czego nie rejestrowała kamera poza okiem twoim i paru takich jak ty. Nierealne. Gdyby to jakoś laboratoryjnie było wykonalne, to nie dałoby się do przekazania tego dobrać żadnych słów. Bezczas przetarł ziarna chwil na proch. Nic nie ma. Wszystko fałsz. Mars rządzi, uważasz”.
Z jednej strony pewność siebie mordercy, a z drugiej ciągłe przeświadczenia, że coś przeoczono, że trzeba wszystko dokładnie przeanalizować sprawiają, że woj popełnia błędy, że chwyta się każdej nici prowadzącej do niego jako sprawcy śmierci dziewczyny, która pojawia się w myślach i w śnie Mikołaja (męża) oraz dzieci. Przychodzi niczym mara czekająca na sprawiedliwość.
Rykoszet to przypadkowe zranienie z broni palnej, kiedy kula się odbija od czegoś twardego i trafia w kogoś lub coś, co nie było celem. Nieszczęśliwe wypadki – takie najczęściej mają określenie. I tak właśnie jest i tu. Dziewczyna namierzona przez snajpera i trafiona umiera sprawiając cierpienie. Smutek po żonie i matce to takie przypadkowe i niezamierzone zranienie naprowadzające bliskich na trop tego, który pociągnął za spust. I właśnie owo dążenie do rozwikłania zagadki stanowi akcję powieści, w której wszystkie drogi wiodą do woja.
„Ricochete” Pawła Przywary to książka ambitna, wymagająca od czytelnika obycia kulturowego, swobodnie poruszającego się wśród naukowych pojęć i otwartego na historię, w której duch zmarłej nawiedza bliskich, namówienia ich do wyjaśnienia zagadki, która ma uwolnić jej śmierć od fałszu.
„Nawet więc, jeśli ciebie, jak widzisz, znaleziono i znajdzie się pozostałych, to już nie sposób odwrócić losu dziewczyny, cofnąć rykoszetowania. Nie zostanie zatrzymany ruch gwiazd, wiesz”.
Prawda wydaje się tu mieć wymiar wyzwoleńczy: nie cofnie czasu, ale pozwoli na sprawiedliwość i odejście duszy w spokoju, aby nie musiała trzymać się w świadomości jak demony, czyli osoby, które przez swoje niedokończone dzieła i pamiętane myśli ciągle powracają, aby współuczestniczyć w tworzeniu świata. A ten jest pełen wojów, bo każda nauka wyłania się z wojowej myśli.

2 komentarze:

  1. Pozdrawiam Panią serdecznie, dziękując za taką elegancką recenzję :)
    Paweł Przywara

    OdpowiedzUsuń
  2. P.S. Jeśliby znalazła Pani chwilę czasu, to proszę zerknąć na program zlinkowany poniżej, w którym rozmawiam o "Ricochette"
    https://rzeszow.tvp.pl/22527782/miejsce-do-czytania

    Raz jeszcze dziękuję i pozdrawiam,
    PP

    OdpowiedzUsuń