poniedziałek, 25 maja 2020

Joanna Lessnau "Oswoić Hiszpanię. Tom I"

Osiemnasty wiek był czasem, kiedy ludzie coraz bardziej otwierali się na świat. Chcieli znać zwyczaje innych ludzi, poznawać odmienne kultury, wchodzić w świat odczuć wywołanych przez odległą szeroko pojętą sztukę. Powieść podróżnicza pozwoliła na przeżywanie tego, na co nie możemy sobie pozwolić lub na zapoznanie się z tym, jakimi szlakami ruszyć w świat. Jedną z takich czołowych lektur jest świetna publikacja z tamtego czasu „Podróż sentymentalna przez Francję i Włochy” Laurence'a Sterne’a. Jak bardzo była ona wówczas potrzebna i upragniona przez angielskie społeczeństwo pokazuje jej popularność. Bardzo długo różnego rodzaje diariusze z podróży miały spore powodzenie i pomagały na porządkowanie zdobytej wiedzy. Z tego powodu we wszystkich krajach pojawiały się takie lektury. Nasi pisarze nie byli gorsi. I nadal nie są, bo co jakiś czas do czytelników trafiają właśnie tego rodzaju lektury. Do tego nadal mają spore powodzenie. I to jest zastanawiające. Zwłaszcza w czasach, kiedy mamy całe mnóstwa przewodników, stron internetowych, z których możemy czerpać informacje o określonych regionach, poznawać zabytki, miejsca warte obejrzenia, wirtualne miasta, dzięki którym możemy udać się praktycznie w każde zamieszkałe miejsce na świecie, czy programy podróżnicze. A jednak wspomnienia z podróży ciągle mają się dobrze. Myślę, że ich fenomen polega na tym samym, co powieści: są pewnego rodzaju odskocznią pozwalającą na wejście w świat odczuć drugiego człowieka. Jako przewodniki się nie sprawdzają, bo nimi nie są, ale pod kątem emocji sprawdzają się rewelacyjnie. Właśnie ta sfera sprawia, że ludzie ciągle po nie sięgają. Nawet częściej niż po przewodniki, bo one pomagają na nazwanie odczuć, skonfrontowanie własnego spojrzenia ze spostrzeżeniami innego człowieka.

„Oswoić Hiszpanię” Joanny Lessnau wpisuje się właśnie w tego typu literaturę. Mało tu zdjęć (mniej niż kot napłakał), ale za to jakieś tam emocje, dużo opisów i codzienności w nowym miejscu. Suche fakty? To nie ten adres. Tu nawet fakty nie są aż takie istotne, chociaż autorka zadbała o nie. W tego typu literaturze ważniejsze jest zarażenie czytelnika podróżami, odkrywaniem uroków kraju, który bardzo długo kojarzył nam się z luksusem i egzotycznością. I coś w tym jest, bo starsze pokolenia pamiętają zamknięte granice, niedostępne towary, kolejki, bylejakość, a gdzieś tam na zachodzie w głowach majaczyła wizja plaży z palmami. Właśnie to zestawienie sprawiało, że Hiszpania kojarzyła się z rajem na ziemi. Tęsknota, wzdychanie do takich obrazków była inspiracją do pierwszej podróży rodziny pisarki. A wszystko zaczęło się od dziecięcych westchnień, uświadomienie sobie, że można te marzenia zrealizować. Pierwsza wyprawa przyniosła niedosyt i zachęciła do kolejnych.

Piękny wstęp na temat miłości do tej części świata sprawił, że oczekiwałam książki mniej poprawnej, bardziej nasyconej słońcem i humorem, z większą dawką emocji, jakąś natrętną fascynacją, a tu troszkę tego zabrakło. Są opisy ciekawych miejsc, są spostrzeżenia, ale napisane bardzo przewodnikowo, czyli na plan pierwszy wysuwają się tu odwiedzane miejsca, a nie odczucia, jakie one wywołują, a przecież właśnie o to chodzi w powieści podróżniczej, aby dzielić się swoim zdziwieniem, czasami zgorszeniem, zachwytem. Może to po prostu odzwierciedlenie osobowości autorki, która bardziej jest obserwatorką otoczenia niż daje porwać się żywiołowi. Na to musi ona sobie sama odpowiedzieć.

Joanna Lessnau zabiera nas w podróż powolną. Nie ma tu gonienia za atrakcjami, maratonu przez wszystkie zabytki w okolicy, nie ma niesamowitej ilości zdjęć i jeszcze większej ilości faktów. Raczej mamy tu powolny spacer po starannie wybranych atrakcjach, aby by też czas na odpoczynek, relaks, cieszenie się chwilą. Wszystko, co kojarzy nam się z japońskim sposobem zwiedzania schowane gdzieś głęboko. Za to szwedzki sposób bycia ma się tu dobrze: spokój, pozory nieplanowania, pozwolenie na płynięcie życia i czasu. I tak właśnie wyglądają wakacje. Oczywiście bez przesady z tym spokojem i płynięciem, bo wylegiwania na plaży jest niewiele, a wszystko przez to, że nie na plażę przyjeżdża tu rodzina pisarki, ale po to, aby poznać kraj i jego atrakcje i przy okazji zgłębić jego historię. Czasami aż do przesady. I to mi się właśnie bardzo kojarzy z naszym narodowym sposobem poznawania świata: bardziej opisy tego, co widzieli niż tego, co przeżyli.

Całość czyta się bardzo wolno, ale przyjemnie. Z rytmu opowieści wybijały mnie dialogi i żarty, które pewnie miały ożywić lekturę, a przyniosły skutek przeciwny, ponieważ rozmowy są tu bardzo sztuczne. Chciałabym zobaczyć, czy faktycznie Lessnauowie tak rozmawiają. Na szczęście tego bardzo mało w lekturze, dzięki czemu można sobie spokojnie płynąć przez kolejne odwiedzone miejsca, związane z nimi opowieści, legendy, a nawet mity. Ciągle gdzieś bocznymi drogami, aby lepiej poznać, zrozumieć, zachwycić się. Do tego pojawią się takie atrakcje turystyczne jak Benidorm lub Mundomar i przy okazji opis zachwytu delfinami (tu o dziwo emocje wykrzesane), co mogło być atrakcją, ale w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, a dziś niestety wiemy o delfinariach za dużo…

„Oswoić Hiszpanię. Tom I” to lektura wprowadzająca nas w klimat takich miejsc jak Murcja, Alicante, Torrevieja, Elche, Costa Blanca, Villajoyosa, Benidorn, Kartagena, czyli dość sporo miejsc z południowo-wschodniej części tego egzotycznego kraju.

Myślę, że lektura przypadnie do gustu osobom, które uwielbiają Hiszpanię i marzą, aby tam zamieszkać, planują wycieczki w te regiony.

Zapraszam na stronę wydawcy



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz