piątek, 29 maja 2020

Roman Ciepliński "Ukryte myśli"



Życie społeczne pełne jest niejasności, masek, podwójnych ról, zakrytych kart, które nie pozwalają nam na jasną ocenę sytuacji. Bez pełnej wiedzy jesteśmy jak ślepcy błądzący w ciemnościach, ulegamy złudzeniom podsuwanym przez znajomych i sami tworzymy fałszywe tropy. Na tym właśnie polega odwieczna rola świata jako teatru. Ludzie tu wchodzą, wychodzą. Aktorzy się zmieniają, grają różne role, zakładają inne maski, wychodzą naprzeciw wymaganiom sceny, są elastyczni jak chińscy akrobaci i od tego się nie uwolnimy, bo życie to teatr, któremu trzeba stawić czoło. Jednak w tym graniu jest pewna granica: nie wolno krzywdzić innych. I właśnie tym różni się wolne społeczeństwo od zniewolonego: odgrywanie ról nie jest podszyte systemowo zaplanowaną krzywdą. Totalitaryzm niesie nasilenie gry społecznej, dbanie o pozory zachowań. Gra w układzie politycznym nigdy nie może być jawna. Musi być podszyta niepewnością, strachem i sposobem na realizowanie własnych celów, których – być może – bez wsparcia władzy, której pomagamy nie bylibyśmy w stanie osiągnąć. Wpadamy jednak w pułapkę, w której jesteśmy nie tylko śledzącym drapieżnikiem, ale i ofiarą śledzenia. Nitki powiązań pięknie wyłaniają się w IPN-ie, w czasie studiowania teczek towarzyszy.
„Ukryte myśli” Romana Cieplińskiego to powieść zabierająca nas do współczesnej Polski, w której w różnych układach nadal działają dawni działacze komunistyczni. Tym razem jednak w maskach zagorzałych opozycjonistów, obrońców demokracji, ofiar pokrzywdzonych przez wcześniejszy system. Niejawność dała im możliwość płynnego przeniesienia swoich wpływów do nowego ustroju. Dawne znajomości znają, powiązania rozwijają się, a każdy z towarzyszy gra zgorszenie, że ktoś z ich środowisku mógł donosić. Patriotyzm przelewa się. Staje się poczuciem obowiązku na pokaz, aby odpędzić od siebie podejrzenie o kolaboracje z komunistami. Lustracja sprawia, że coraz więcej materiałów staje się jawnych, coraz łatwiej można dotrzeć do wiedzy. I z tego korzysta pierwszoosobowy narrator rozliczający się ze swojej przyjaźni z Albertem Cyremkiem. Powolne studiowanie akt jest tu niczym proustowska magdalenka prowadząca od wspomnienia do wspomnienia. Podążamy za bohaterem i razem z nim wchodzimy w coraz dziwniejszy labirynt zależności. Każde wspomnienie przybliża pierwszoosobowego narratora do przerażających odkryć, które uwypuklić mają powracające w tle dwa znaczące obrazy: „Pokusy świętego Antoniego” Salvadora Dalego i „Ogród rozkoszy ziemskich” Hieronima Boscha. Obie prace łączy surrealistyczne zobrazowanie ludzkich słabości, tego, co motywuje ludzi do czynienia występków. Dziwne i zademonstrowane postacie na reprodukcjach zdobią ściany TW „Emanuela”. To od nich wychodzi nasz bohater, który próbuje się odnaleźć w świecie, w którym każdy w jakimś stopniu powiązany jest z dawnym ustrojem. Zagubiony, zdezorientowany, bo nieznający wcześniejszych zależności, wolny od wpływów minionej władzy w obliczu nici powiązań coraz lepiej rozumie bierność swoich znajomych ze studiów, a później pracy. Kolejne sprawy przynoszą rozjaśnienie, ale czy mogą dać zrozumienie?
Powieść Cieplińskiego to rozrachunek z otoczeniem, w którym ciągle wiele spraw nie wyjaśniono, nie można poznać prawdy o współpracownikach, dlatego żyjemy w świecie złudzeń. Wchodzimy w świat zła rozmyślnego, czynionego w dbaniu o interes własny pod przykrywką dbania o „dobro ludu”. Napotykamy ludzi, którzy w swojej przebiegłości płyną z nurtem wydarzeń dostosowując do nich swoją rolę i zmieniając maski. Z tej perspektywy transformacja traci na znaczeniu. Odkrywamy jak bardzo rozbudowane były struktury, jak sprytnie działali agenci, w jaki sposób dobierano osoby mające tworzyć raporty. Wchodzimy do świata dobrze zbudowanego, a jednocześnie będącego w dziwnym rozkładzie. Kontrastuje z tym doświadczenie Zachodu, w którym wykluczenie społeczne ma zupełnie inny wymiar: jest w nim pewnego rodzaju poczucie wolności, przekonanie o braku zobowiązań, ale jednocześnie ludzie nadal stosują wobec siebie przemoc. Zderzenie tych dwóch światów sprawia, że „Ukryte myśli” jest nie tylko historią o zależnościach w społeczeństwie komunistycznym, ale i o ludzkiej naturze, dążeniu jednostek do realizowania własnych celów. Roman Ciepliński obnaża tu człowieka i poddaje wiwisekcji. Patrzymy na funkcjonowanie jednostek w totalitaryzmie i w wolnym kraju. Dostrzegamy, że brak rozliczeń nie przynosi żadnych zmian. Nadal mamy tych samych aktorów, ale w innych maskach i odmiennych rolach.

„Odkryłem przerażającą rzecz, być może dotyczącą wszelkiej władzy, a zwłaszcza totalitaryzmu: władza mogła dowolną bzdurę uznać za dogmat, świętość i prawdę objawioną, a nawet oficjalną doktrynę państwa i karać tych, którzy tę jawną niedorzeczność próbowaliby podważyć. Jeśli władza zadeklaruje, że białe jest czarne, biada temu, kto spróbuje zaprzeczyć”.

„Kiedy normą staje się geniusz, geniusz traci na wartości, jak zaatakowana przez spekulantów waluta”.

„W Polsce za komuny zawsze wszystko się psuło. To był kraj popsutych rzeczy. Wszystko się rozpadało, nawet nowe przedmioty miały w sobie zalążek rozpadu”.

„Jeżeli ktoś zaczyna się zmieniać, a to z powodu choroby, upływającego czasu, nałogów czy też z powodu zgryzoty lub – co rzadziej – szczęścia, to zazwyczaj dzieje się to stopniowo: powoli chodnie, starzeje się, tyje, szarzeje lub przeciwnie: nabiera kolorów, pięknieje, a niekiedy – jak się złudnie zdaje obserwatorom – młodnieje. Zdarza się oczywiście, że, kiedy człowieka atakuje śmiertelna choroba, zmiany następują błyskawicznie, czasem i w ciągu zaledwie tygodni, a śmierć pojawia się tak szybko, że ludzie nawet nie zdążą tej przemiany zarejestrować, przez co później wydaje im się, że ‘wyglądał dobrze, nie chorował i nagle umarł’”.

„W świecie zwierząt, roślin i minerałów apokalipsa trwa nieustannie. Wszystko ulega przemianie. Katastrofa wpisana jest w każdy byt. (…) Tę katastrofę człowiek przerabia na swoja modłę, czyni z niej wartość, nazywając ją rozwojem. Katastrofa wpisana w byt jest czynnikiem rozwoju. Bez apokalipsy kolejnych pokoleń nie byłoby tego, co nazywamy – nowoczesnością. A życie i dzieje narodów i społeczeństw nie miałyby sensu. Widmo rozkładu, czyli ruchu wstecz, powoduje pragnienie wzbudzenia ruchu w stronę przeciwną”.

„Polityka podobnie jak kłamstwo zawsze wyprzedza świadomość tak zwanych normalnych ludzi. Zawsze jest krok dalej. Dopóki nie zostanie obnażona. Dopóki król jest ubrany… iluzja działa. Gdy szaty opadną, widzimy wówczas całą prawdę, ale bywa, że jest już za późno. Jeszcze długo po rewolucji, która rewolucją nie była (ale to dotarło do pewnej części społeczeństwa dopiero później), nazwanej dla zmydlenia oczu transformacją, rządzili ci sami ludzie, co przed ‘wielkimi zmianami’. Polityka zawsze jest o krok dalej, dopiero później, zazwyczaj od historyków, dowiadujemy się ‘jak było naprawdę’ i dostrzegamy też przedziwną bierność ludzi. Ale czy pasywność ta jest naprawdę ‘prawdziwa’? Nie, to tylko efekt ‘bycia krok w tyle’, braku wiedzy. Podobnie jest zresztą z każdą historią: dopóki się ona dzieje na naszych oczach, wydaje się taka, a nie inna. Kiedy jednak mija parę lat, widzimy ją -w kontekście późniejszych i wcześniejszych zdarzeń – niekiedy zupełnie inaczej niż w z tamtej ‘żabiej perspektywy’”.

„Kiedy zdałem sobie sprawę, że będę dla historyka jak okaz jakiegoś dziejowego insekta, zacząłem myśleć nad zmianą perspektywy. Świadomość, że to co robię, traci wartość chwilę po skonsumowaniu przez czytelnika jest frustrująca. Zacząłem więc pisać – wzorem klasyków – dziennik. Ku przerażeniu historyków zdecydowałem się więc pisać – historię świata i okolic z perspektywy konkretnego człowieka, o imieniu, nazwisku, dacie urodzenia z konkretnym adresem”.

„Kto by pomyślał, że to Platon, idealista, stworzył model państwa totalitarnego, niemal wzór państwa sowieckiego, w którym nie było miejsca dla poetów. Paradoks jednak polega na tym, z czego bolszewicy sprawy sobie nie zdawali, że miejsce poety jest właśnie tam, gdzie go nie chcą. Prawdziwa poezja rzadko rodzi się tam, gdzie poetów zapraszają, rozpieszczają i słono wynagradzają. Tłuste koty nie piszą wierszy”.

„Cierpieć z własnego wyboru to szczęście, zwłaszcza dla masochisty, ale cierpieć wbrew własnej woli to dopiero źródło prawdziwego bólu. Czy cierpi więc naprawdę ten, który wybiera cierpienie?”

„Wybujałe ambicje prawie zawsze są żałosne i chyba zawsze są owocem ‘choroby autoimmunologicznej wyobraźni’”.

„Człowiek, który chce tworzyć z pozycji kolan, może po prostu nie jest jeszcze artystą, a może i nie będzie nim nigdy”.

„Dopóki człowiek odróżnię dobro od zła i czyni to w sposób umiarkowany, jest zdrowy”.

„Cienka jest granica między tym, kto ma władzę a tym, kto jest tej władzy przedmiotem. Okazuje się bowiem, że role mogą się szybko odwrócić, a wtedy ofiary stają się wyjątkowo łatwo katami”.

„Zło czynione bez wiedzy, dla samego zła sensu nie ma. Wpisuje się ono tylko w naturalne procesy destrukcji, erozji, i utleniania materii, nie rodzi natomiast wielostopniowych konsekwencji w sferze ducha, nie działa jak zasada domina, lecz zdycha śmiercią naturalną, odchodzi do historii jako jednorazowy fenomen podobnie jak trzęsienie ziemi w Lizbonie czy tsunami na wyspie Puket”.

Zapraszam na stronę wydawcy




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz