poniedziałek, 22 czerwca 2020

Walczę o przeżycie

#autyzmzprzymrożeniemoka

Przymrożeniem nie jest tu błędem. Słowo jak najbardziej na miejscu, bo po latach dochodzę do wniosku, że mrożonki to najbardziej niezbędna rzecz w lodówce rodziców dziecka z autyzmem. Do podstawowego wyposażenia domu dodałabym jeszcze Altacet, wodę utlenioną, plastry, bandaże. Czasami taki plaster działa nawet, kiedy nie ma żadnych ran lub zadrapań. Wystarczy płaczącemu dziecku nakleić plaster i już jest dobrze. I wcale nie trzeba zaklejać ust. Plaster na ręce czy nodze działa dobrze, ale tylko pod warunkiem, że dziecko uzna, że ten plaster działa. W innych wypadkach niestety trzeba szukać lekarstwa idealnego.
U mnie dzień zaczął się od tego, że dziecko kolanami wylądowało na mojej piszczeli. Czekam czy mi noga spuchnie (czy pęknięte) czy nie (może jednak tylko obtłuczone jak poprzednia noga). Mówię sobie, że trzeba się cieszyć, że to uderzenie nie było znowu w tę samą nogę, bo tak kilka razy uderzenie spadającymi 30 kilogramami mogłyby się źle skończyć. Dziecko spadło z łóżka (gdyby kózka nie skakała) na kota (nie, Fifi jeszcze nie wróciła). Kot niby cały, ale dziwnie macha ogonem, dziecko podrapane, bo kot nie spodziewał się czegoś lecącego na niego (już po rozmowie, że trzeba patrzeć, bo małe zwierzęta nie rozumieją takich zagrożeń). A później jeszcze były wyścigi z psem po schodach i zjechanie dupskiem, bo tak będzie szybciej. Oczywiście wyhamowanie na łóżku, gdzie ja właśnie zakładałam skarpety (moje oko poczuło łokieć). Cel dotrwać do 22:00 i przeżyć. I tak każdego dnia, kiedy dzień zaczyna się o 4:00.
Czasami czujemy się jak w grze pełnej przeszkód. Innym razem jak saperzy na polu minowym. Ale i tak kochamy naszą pociechę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz