piątek, 7 sierpnia 2020

Uta Przyboś "Wielostronna"

Uta Przyboś do literatury weszła jako dziecko, kiedy razem z ojcem tworzyła rymowanki. Julian Przyboś był jednym z najwybitniejszym poetów Awangardy Krakowskiej. Jego spojrzenie było świeże, twórczość pełna prostych tematów: miasta, robotników, a później też pejzażów. Czytając wiersze Uty Przyboś zawsze jakoś uaktywnia mi się świadomość tego powiązania. Nie wiem, czy dobrze czy źle, ale inaczej nie potrafię odczytywać jej twórczości jak dwugłosu, dialogu z wierszami ojca. Nie znaczy to, że poetka ogranicza się do tematyki i stylistyk, w ramach której tworzył. Raczej mamy tu nawiązania to tematów żywych w tamtej epoce, postawa, że każda nowinka oraz zjawisko zasługuje na wiersz, pozwalający się zdystansować. I jest to dialog właśnie w sensie pokazywania świata, w jakim żyje. Kolejną cechą czasów jej dzieciństwa było to, że poeci bardzo chętnie włączali swoje pociechy w proces twórczy. I to rozwijanie talentu od wczesnych lat widać, bo ich twórczość jest lekka, bez zbędnych udziwnień, obrazowa.

Te cechy urzekły mnie już kilka lat temu, kiedy po raz pierwszy sięgnęłam po jej poezję. W wierszach Uty Przyboś nowy świat pełen technologii i odmiennego spojrzenia na relacje oraz siebie zderza się ze spokojnym doznawaniem przyrody, obserwacjami pór roku, wchłanianiem otoczenia, podtrzymywaniem relacji z tymi, którzy odchodzą oraz patrzeniem z dystansem na tych, którzy uważają swoje prawdy za jedyne, oświecone i kulturalne. Ironia pozwalająca na dystans pokazuje nam, że wartości ogólnie przyjęte nie muszą być najlepsze, a utarte drogi jedynymi, najlepszymi. Jej wiersze wprowadzają nas w świat doznań zmuszających do stawiania pytań dotyczących otoczenia, codzienności, sław, przemian, w których uczestniczymy. Przebija przez nie myśl obecna w filozofii José Ortegi y Gasseta dotycząca przemian technologicznych, ludzi uważających się za elity, istnienia człowieka w przyrodzie.

Zbiory jej wierszy przenoszą nas w specyficzny klimat budowania obrazów poruszających ważne kwestie społeczne, polityczne, życiowe oraz intensyfikujących kontakt z przyrodą. Wszystkie tematy są bardzo aktualne w każdych czasach, ponieważ poprawność polityczna zawsze jest równie aktualnym tematem jak odchodzenie, samotność, starość, choroba, zmiany pór roku. W utworach Uty Przyboś przyroda zostaje ożywiona, wkrada się w ludzkie życie, obserwuje i uczestniczy w różnych ważnych wydarzeniach, czy zwykłych przemianach pór roku oraz powoduje wyrzuty sumienia. Dla miłośników poezji wiersze Uty Przyboś są interesujące również ze względu na dziedzictwo, jakim były dziecięce lata tworzenia z ojcem, którego stylistyka wierszy jest bardzo specyficzna i doskonale wpisująca się w kulturowe przekonanie o męskiej sile, aktywności, działaniu. Poezja Uty Przyboś mimo podobnej stylistyki dąży do zatrzymania chwili, utrwalenia nieuchwytnego i rozciągnięcia chwili do wieczności, przez co wydaje się bardziej kulturowo żeńska. Poetka za pomocą nowych słów wdzierających się do codziennego użytku zabiera nas nie tylko w świat swoich przeżyć, ale i spostrzeżeń, uproszczeń, które bardzo pięknie podsumowują nasze życie. Do tego napisane przez nią utwory bogate są w uniwersalne prawdy takie jak w wierszu „A jak powiemy o komarze?”, w którym spostrzega nasze uprzedmiatawiające i degradujące niektóre zwierzęta podejście. Rozważania są punktem wyjścia do przesłania: „Ciało choć wytrzymuje i sto lat istnienia – miłości/ to ani sekundy nienawiści”.

Tematów etycznych w jej poezji więcej. Można pokusić się o stwierdzenie, że wszystkie są nimi przesiąknięte. Nawet praca w charakterze projektantki wnętrz i wybór toalety zmusza ją do refleksji nad naszymi postawami, niesprawiedliwością, zmianami w technologii, biedą wynikającą z braku dostępu do naturalnych źródeł, podstawowych zasobów, czyli między innymi wody pitnej, kiedy my bezmyślnie marnujemy ją, bo kojarzy nam się z osiągnięciem naszej cywilizacji: „Nasza cywilizacja: grzech – wodą życia czystą spłukiwać – przecież/ iluż kuca nad dziurami bez wody, bo nawet tej do picia brak./ Iluż przebywa z narażeniem życia wielkie wody mórz,/ żeby mieć taki klozet i mieć go co dzień powszedni czym wypełnić.// Lśniący, gładziutki jak nasza cywilizacja/ powierzchowna niekiedy./ Żeby lepiej się ześlizgiwało./ Żeby wygodniej czyścić podejrzane zakamarki,/ załomki jelita grubego jak pofałdowania mózgu”.

W czasie lektury często zastanawiałam się: czy to ciągle wiersz o danym przedmiocie czy raczej przedmiot jest pretekstem do opisania bolączek, nierówności, niesprawiedliwości naszego świata. Krótkie stwierdzenie „nawet tej do picia brak” niesie niesamowity bagaż tragedii ludzkiej, gdzie życie każdego dnia toczy się wokół zdobycia porcji wody do picia.

W poezji Uty Przyboś obecny jest dojrzały dystans do świata, ludzi i przede wszystkim siebie. Podmiot liryczny wie więcej, ale mniej czuje się uprawniona do strofowania innych. Tak jest właśnie w wierszu „Przekonywanie”: „W młodości myślałam, że trzeba przekonywać, wyprowadzać z błędu/ (jakbym znała ścieżkę!)./ Mam nadzieję, że nikogo nie wprowadziłam w maliny,/ chyba że tylko do tego chruśniaka…// Teraz piszę od ludzi./ Przejrzałam./ Wyjaśniam się”. Z wiekiem priorytety się zmieniają, odkrywamy bezsens narzucania innym swojego punktu widzenia, przepisów na życie, inne rzeczy zaczynają mieć znaczenie: „Dla mnie najważniejsze jest słowo: czy daje radę, w jakimś sensie, unieść ten świat” (https://www.rp.pl/Sztuka/310309946-Slowo-niesie-swiat---rozmowa-z-Uta-Przybos-corka-Juliana-Przybosia.html). Zarówno w jej wierszach, jak i tym stwierdzeniu ciągle pobrzmiewa maksyma Ludwiga Wittgensteina „Granice mojego języka są granicami mojego świata”. Pokazywany przez nią świat to wchodzenie w kontakt z przedmiotami, przyrodą i ludźmi i odkrywanie w tych relacji czegoś więcej niż tylko to, co widać na pierwszy rzut oka. Jak już pokazałam – to, co nas otacza może być punktem wyjścia do refleksji nad różnicami kulturowymi, ciężarem braku dostępu do zasobów. Każdy przedmiot niesie z sobą emocjonalny ciężar, etyczny problem, od którego trudno się uwolnić: „Trudniej okiełznać uczucia, znikliwość,/ wy-ja-łowić się ze słów”. Nie można pozbyć się ciężaru słów, pojawiających się wątpliwości to trzeba się z nimi podzielić, ale tak, aby sens i ciężar trafił do odbiorcy: „Chciałoby się dostojniej, pełniej./ Nie da się wygarnąć ze świata nawet kamyczka węgielnego pod zapis./ Ale może to i dobrze, że mowa ogranicza, zdania tężeją gramatycznie./ Samotny człowiek dawał tylko nazwy, nam, wspólnocie, niezbędne:/ czyje, kiedy, po co, dlaczego. Niemożliwa stabilność./ Jednak chciałoby się wyzwolić z jarzma słów,/ z pętli gramatyk, niewyraźności./ Ode-tchnąć”. I znowu konteksty filozoficzne granic języka, wyzwalania się z niego, niemożności istnienia poza kulturą, bo ona jest w nas i wyzwalanie to śmierć. A przecież to nie ona przyczynia się do naszego rozwoju tylko trwanie, życie, rozmnażanie, o którym Uta Przyboś pisze: „Jak mężczyzna najbardziej lubię moment poczęcia./ Jak kobieta cieszę się, że nowe narasta we mnie./ Na poród czekają położne palce z kleszczem długopisu,/ z miękkim łóżeczkiem klawiatury./ Czasem wychodzą w strzępach,/ ale inne, choćby ze znikomą ilością punktów apgar/ otula się kartkami./ Niektóre są krnąbrne, inne łatwiej uczą się układności. Jak zmęczony rodzic, który ma dość rozwydrzonych nastolatków. Wysyłam do ludzi.// obawiam się, że nigdy nie dojrzeją”. Macierzyństwo jest tu przyjemnością, nabrzmiewaniem, bólami, znużeniem i wypychaniem z gniazda przy jednoczesnej obawie, że dzieci na zawsze pozostaną dziećmi. I tak w istocie będzie, bo – teoretycznie – rodzice zawsze mają bogatszy bagaż, większe doświadczenie i przez to podejmują rozważniejsze, dojrzalsze decyzje oraz patrzą na dzieci z obawą, że one ciągle będą popełniać te same błędy.

Wiersze Uty Przyboś to pokazywanie chwil, przemyśleń. Zabiera nas do swojej codzienności, ale też towarzyszymy w jej podróżach odwiedzając miejsca ważne dla naszej kultury oraz te mniej rozpoznawalne. Bardzo wyraźnie zarysowują się tu odwołania do „Biblii”. „Wiele stron na wiatr” – tytuł jednej z części tomu jest przekształceniem związku frazeologicznego: „rzucać słowa na wiatr”, co oznacza niedotrzymywanie słów bądź nieprzywiązywanie wagi do ich wypowiadania. Pochodzi on z Wulgaty, 1. listu do Koryntian, 14.9: „Tak też i wy: jeśli pod wpływem daru języków nie wypowiadacie zrozumiałych słów, któż pojmie to, co mówicie? Na wiatr będziecie mówili”. Słowa mają tu znaczenie, kiedy są zrozumiałe dla odbiorcy. W innym wypadku są tylko rzucanymi na wiatr zapiskami. Aby tak nie było warto nad językiem się pochylać, ciągle zastanawiać nad znaczeniami, używanymi zwrotami, utartymi schematami. I ta refleksja jest w poezji Uty Przyboś obecna, ciągle wraca jako zastanawianie się nad semantyką i semiotyką z jednoczesnym naciskiem, że nie ma tematów niepoetyckich, bo każdy przedmiot może odkryć przed nami ważne problemy: „Wybieram kible: ich kształt, czasem kolor, / nie żebym narzekała. / Kibel z wodą: ileż było trzeba tysiącleci sztuki, filozofii, nauki, żeby wymyślić!”. Uta Przyboś uświadamia nam, że stworzone przez pokolenia przedmioty determinują spojrzenie kolejnych pokoleń na inne społeczeństwa. To subtelne spojrzenie na otaczający nas świat to cecha rozpoznawalna w jej poezji.

Zapraszam na stronę wydawcy
















 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz