środa, 30 września 2020

Uprzejmnie donoszę, że bocian mnie nie zjadł

Minimum dobrego wychowania wymaga, aby witać się, kiedy wchodzi się gdzieś. Ja dziś wszedłem do lasu. Ale nie tego swojego, znanego, na wszystkie strony oblatanego, obwąchanego tylko innego. Takiego z dala od domu. Z dala od znanych szlaków. Wszedłem i usłyszałem:
-Patrz, kozy, sarny, jelenie!
Oczywiście zaszczekałem na powitanie. I usłyszałem, że obciach robię tym witaniem, a przecież witanie się to normalna rzecz. Ludzie się witają, a ja mam być gorszy. Nie byłem. Po powitaniu podszedłem, powąchałem, zostałem obwąchany, a jeleń nawet mnie śledził. Szedł za mną wzdłuż płotu. Był piękny. Duży. I miał jakieś patyki na głowie. Pani mówiła, że to poroże, a takie białe place na pupie saren nazywała lusterkami. Chciałem podbiec do nich sprawdzić, czy faktycznie można się tam przejrzeć jak w lustrze. Niestety dzielił mnie od nich płot.
Po krótkim zapoznaniu się z ssakami miałem okazję przywitać się z ptakami. Były kury, gęsi, indyki, a nawet orzeł. Troszkę dziwnie na mnie patrzył. A najuważniej przyglądał mi się bocian. Miał taką iskierkę w oku, jakby chciał mnie dziobnąć tym swoim długim , czerwonym dziobem.
Wycieczka oczywiście nie mogła obyć się bez jedzenia. Było to, co uwielbiam, czyli kiełbaski. Pyszne, pieczone. Ummm. I poznałem miłego chłopca, który podzielił się ze mną jedzeniem, bo na swoją ludzkość nie miałem, co liczyć. Powiedzieli, że już zjadłem i mam o więcej nie prosić. Taaa, zjadłem. Kawałeczek wielkości muchy. No, może z tą muchą to przesadziłem.
Poza rozmowami ze zwierzakami i obwąchiwaniem ich miałem ważne zadanie: szukanie grzybów. Udało mi się znaleźć piękne czerwone, a pani powiedziała, że takich mam nie szukać. Lepsze takie niż wcale. Przecież i tak grzybów się nie je. Przynajmniej ja nic na ten temat nie wiem.








 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz