W Polsce
w renesansie panowała moda na kreowanie inteligentnego czy uczonego prostaczka,
czyli chwalenie się brakiem edukacji i jednocześnie popisywanie swoim pisaniem,
darem zesłanym przez natchnienie. Taki sposób kreacji własnej postaci przyjął
Mikołaj Rej, który swoje dzieciństwo opisywał jako ganianie po polach i
chodzenie na ryby. Jan Kochanowski poszedł podobną drogą. Podobną, ponieważ nie
była to droga zwieńczona dyplomem żadnej uczelni, przez co nie możemy
powiedzieć, że uzyskał stopień naukowy. A studiował wiele i na różnorodnych uniwersytetach.
Skąd się to wzięło? Pewnie jako przeciwstawienie się średniowiecznej postawie,
że formalna edukacja przebiegająca ściśle określonym torem jest coś warta. W
nowym spojrzeniu prawdziwy twórca i wynalazca rozwija się sam, bo obdarzony
jest twórczym płomieniem od Boga. Takie zaczerpnięte ze starożytności podejście
zdecydowanie rozwijało się przez kolejne wieki, aż apogeum osiągnęło w
romantyzmie. Gdzieś w tym kontekście powstają sztuki Williama Szekspira,
brytyjskiego dramatopisarza i poety, autora 38 sztuk, 154 sonetów i wielu
utworów innych gatunków. Płodny twórca uznanie zyskał dopiero po śmierci, ale
za życia nie mógł narzekać na brak powodzenia. Popularność przyczyniła się do
powstania licznych tłumaczeń jego dzieł, badania okoliczności i czasu ich
powstania, tworzenia kolejnych adaptacji. Dziś Szekspir to nazwisko powszechnie
znane w kontekście dzieł teatralnych. Mało jednak wiemy o jego życiu. Z
informacji, które przetrwały do naszych czasów można wyciągnąć wniosek, że był
to „uczony prostaczek”. Brak informacji o poważniejszej formalnej edukacji
zderza się z faktami, czyli świadomością, że jest to wprawny twórca wielu
neologizmów, człowiek świadomie posługujący się bogatym słownictwem. Do tego umiejętnie
czerpie z motywów literatury dawniejszej, dzięki czemu często miały szansę
przetrwać. Trawestacja i intertekstualność jego dzieł wprowadza w zadziwienie. Nie
mógł tego robić człowiek nieoczytany, niewykształcony. Jak zatem wygląda jego
edukacja?
Inną ciekawostką jest zadziwiający dar pomnażania majątku. Poza pisaniem
porywających serca publiczności sztukami opartymi na cudzych pomysłach miał
talent do interesów, dużą świadomość planowania inwestycji. Z niewiadomych
powodów Szekspir wrócił na rodzinną prowincję, do Stratfordu w 1613 roku (wtedy
spłonął teatr, z którym był związany), zmarł w wieku 52 lat, 23 kwietnia 1616.
Ostatnie lata życia spędził w New Place. Ciekawostką jest też miejsce pochówku:
absyda kolegiaty Świętej Trójcy w Statfordzie, ale dzięki wykupieniu sobie
miejsca, a nie za zasługi, bo na te mógł liczyć dopiero po śmierci. Dziwne
zdarzenia, niepewna edukacja i jednocześnie wielka fascynacja jego sztukami
stają się tematem licznych badań naukowych, filmów, sztuk i opowiadań. Spore
luki w życiorysie pobudzają wyobraźnię, związek z kuzynką (co wówczas było
powszechne) intryguje. „Nocny gość” Krzysztofa Ćwiklińskiego to kolejna odsłona
i próba zrozumienia fenomenu tego twórcy. Sztuka w jednym akcie i dwudziestu
pięciu scenach z trzema aktorami (jeśli policzyć, że głos z offu informujący o
datach śmierci dwóch postaci i służący to jedna osoba), prawie zerową akcją,
ale za to z dość zastanawiającą rozmową. Jest tym coś z dramatów antycznych: to
rozmowa opowiada o wszystkim tym, co stało się kiedyś. Jest rok 1615. Szekspir
mieszka już w Statfordzie. Teatr spłonął dwa lata wcześniej, a rok później
dramatopisarz dokończył swoją ziemska wędrówkę. Drugi z bohaterów dożył do 1630
roku. Kim był? Czyżby to postać historyczna? A może wykreowana na potrzeby poruszenia
wątpliwości, jakie budzi płodna twórczość i dobrze zorganizowana działalność
bohatera?
Czasami przyjmuje się, ze przeprowadzka Szekspira miała miejsce w 1610 roku.
Większość badaczy jednak opowiada się za datą 1613 i ta data pięknie pasuje do akcji
„Nocnego gościa”, ponieważ jako przyczynę ucieczki przyjmuje pożar teatru. Po
intensywnej aktywności dramatopisarz staje się odludkiem, który pisze już
niewiele i przestał występować na scenie. Czyżby lata intensywnej pracy
wyczerpały go? A może jest jakiś inny powód rosnącego milczenia? Ten okres
budzi najwięcej wątpliwości i staje się największym polem do popisu dla
twórców. Bywa przedstawiony jako odludek oddający się refleksji nad własnym
życiem, co pięknie podkreślił Sándor Márai w opowiadaniu „Łabędzia pieśń” z
tomu „Magia”. Nieco inaczej ostatnie lata przedstawiono w filmie „Cała prawda o
Szekspirze” reż. Kennetha Branagha, gdzie widzimy twórcę, którego dzieła
podbiły Anglię, ale prowincjonalne miasteczko, do którego wraca nie docenia
geniuszu. Mieszkańcy prowincji widzą wyłącznie jego majątek, ale nie uznają
pozycji społecznej. W rodzinnym mieście postrzegany jest przez pryzmat korzeni:
syn rękawicznika, który popadł w długi i zhańbił nazwisko. Traktowany z lekceważeniem,
wyizolowany, otoczony ludźmi czekającymi na spadek po nim. Do tego bohater po
latach intensywnej pracy i pomnażaniu majątku w końcu ma czas na przeżywanie
żałoby po zmarłym wiele lat wcześniej synu, zadawanie sobie pytań, czy syn mógł
odziedziczyć po nim talent i niedocenianie córki, która (jak większość kobiet w
tamtych czasach) była niepiśmienna i nie miała szansy rozwinąć talentu,
powalczyć o przebicie się w patriarchalnym świecie.
Krzysztof Ćwikliński idzie inną drogą, którą podsuwają niektórzy badacze epoki
i działalności Szekspira. Pojawia się motyw podejrzenia, że dzieła nie są jego
autorstwa tylko kogoś lepiej wykształconego, obytego w świecie, bardziej
rozeznanego w polityce. Typowany jest tu często Christopher Marlowe, który zdaniem
niektórych badaczy nie zginął w wieku 29 lat w karczemnej awanturze, ale jego śmierć
sfingowano, aby mógł uniknąć oskarżenia o herezję. Rówieśnik Szekspira
doskonale pasowałby do teorii Krzysztofa Ćwiklińskiego o śmierci rozmówcy w
1630 roku. Do tego tajemniczy, wpływowy, unikający sławy, ale jednocześnie nie
mogący powstrzymać się przed pisaniem i pokazywaniem swoich dzieł światu. A że
pod innym nazwiskiem to nie ma znaczenia. Za całą operacją pozornej śmierci Christophera
Marlowe’a miał stać sir Francis Walsingham, szefa ówczesnego wywiadu, który do miał mieć słabość do młodego twórcy. Uchronił
go przed oskarżeniami, dał schronienie i wynajął Szekspira do promowania sztuk
pod swoim nazwiskiem. Po latach intensywnej pracy w teatrze Szekspir wrócił w
rodzinne strony, aby zająć się lichwą i zaprzestać działalności teatralnej.
W sztuce „Nocny gość” Krzysztofa Ćwiklińskiego w burzową noc wydaje się, że Szekspira
odwiedza Walsingham (Nieznajomy) przybierający różnorodne nazwiska. Wędrowiec
chce porozmawiać z gospodarzem. Nie wiemy o czym i dlaczego. Zadziwiające jest
jednak jego niesamowite zorientowanie w życiu słynnego dramatopisarza, co
przywodzi na myśl spotkanie z diabłem lub aniołem, który wszystko wie i widzi.
Gość jednak jest jak najbardziej namacalny, a rozeznanie może być wynikiem
posiadania licznych agentów. Ale którzy szpiedzy są aż tak dokładni i znają
wszelkie tajemnice? Te pytania nurtują przez całą sztukę. Zwłaszcza, że w grę
wchodzi zawarta przed laty umowa (czyżby jednak cyrograf?) zaproponowana przez
przypadkowo spotkanego w gospodzie człowieka. Szekspir udaje, że nie wie i nie
pamięta o jaki układ chodziło. Wydaje się być zaskoczony wizytą Nieznajomego,
nazwisko nic mu nie mówi, okoliczności zawarcia umowy też. A może tak dobrze
udawał, że sam uwierzył w swój talent? Sztuka Ćwiklińskiego wydaje się
nawiązywać do publikacji Setha Stephensa-Davidowitza „Wszyscy kłamią”, w której
autor pokazuje, że ludzie tak bardzo kłamią, że zaczynają wierzyć we własne
kłamstwa. W sztuce Ćwiklińskiego mamy do czynienia z analizą mechanizmów
kłamstwa. Wykreowany przez autora „Nocnego gościa” Szekspir tak bardzo oszukiwał
innych i siebie, że uwierzył we własny talent. I nawet brak edukacji, obycia
literackiego, książek na półkach nie sprawiło, że zaczął wątpić w swoją
wielkość. Rozmowa z Nieznajomym zaskakuje go. Dramatyzm całej sytuacji potęguje
fakt, że dramatopisarz rok później umiera. Czyżby była to śmierć w wyniku szoku
spowodowanego odkryciem prawdy o sobie? Jaki cel ma Nieznajomy? Czy zależy mu
na prawdzie czy bardziej na utarciu nosa?
Akcja toczy się całą noc. Szekspir pokazany jest tu jako bohater bardzo przeciętny,
słabo wykształcony, mający ubogie słownictwo, niewielką wiedzę o świecie.
Nieznajomy to z kolei prawdziwy erudyta swobodnie żonglujący cytatami i motywami
historycznymi oraz literackimi i filozoficznymi. Nawiązuje do sztuk Szekspira, które
wydaje się znać lepiej od ich autora. Do tego pojawiają się nawiązania i cytaty
do współczesnych nurtów filozoficznych, dzieł badaczy. Znaczący jest tu parafraza
bardzo popularnych słów Tadeusza Kotarbińskiego: „Wobec przechodzącego wszelkie
wyobrażenie zła na świecie, wobec głodu, nędzy, cierpienia, niesprawiedliwości,
nienawiści, pogardy, wojen, gwałtów, chorób, pożogi, bluźnierstwem jest
podejrzewać go o istnienie”. Takich ateistyczno-agnostycznych perełek jest tu
więcej. Nieznajomy jest sceptykiem podważającym różnorodne punkty spojrzenia,
więc także i swój brak wary także podważa, pokazuje bezsens zgłębiania czegoś,
czego poznać się nie da, bo jest nienamacalne i nielogiczne. Jednocześnie używa
zwrotów, które tak mocno wpisały się w naszą kulturę, że żegnając się, mówi o
spotkaniu na tamtym świecie (oczywiście, o ile taki istnieje). Nieznajomy to
bohater oczytany. Jego rozeznanie to nie tylko literatura (sięga po współczesne,
znaczące nazwiska jak Orwell) i doskonała znajomość dzieł Szekspira, filozofów,
ale też ojców Kościoła, papieża Piusa XII, a nawet polskiego władcę Zygmunta
Augusta mówiąc: „Nie jestem panem twego sumienia”. Nie jest panem sumienia, a
przychodzi, aby to sumienie obudzić, przypomnieć zawartą dawno umowę, pokazać
Szekspirowi prawdę. Po co? Czego chce? Prawdy. Ale dla kogo? Przecież nie dla
siebie. Może dla swojego ulubieńca, podopiecznego, ukochanego? I co tu jest
prawdą? Zapewnienia Szekspira czy wskazówki Nieznajomego, który nie chce nic o
sobie powiedzieć?
„Nocny gość” Krzysztofa Ćwiklińskiego to utwór niedługi. Godzinka czytania.
Jednak w tym minimalizmie, poruszonych tematach, próbie burzenia iluzji jest
głębsze przesłanie, które może prowadzić do wniosków, że ludzie są dla siebie
wzajemnie Szatanami i Bogami. To, którą droga powędrujemy zależy od nas, naszej
umiejętności nieokłamywania siebie.
Zapraszam na stronę wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz