środa, 19 maja 2021

Anna Sakowicz "Grzeczna dziewczynka"


Anna Sakowicz zawsze będzie dla mnie specjalistką od trudnych tematów. Pisarka po mistrzowsku pokazuje brutalną codzienność pełną wyzwań i jednocześnie ubiera ją w humor, aby czytelnikowi łatwiej było wejść w świat problemów społecznych i chorób. Tematyka kojarząca się ze smutkiem, łzami, załamaniem u niej jest pokazana w prostej, ale dosadnej formie i okraszona dużą dawką humoru, aby czytelnik miał szansę przemyśleć, ale nie zdołować się, uświadomić sobie problemy, ale nie załamać się. Nie znaczy to, że Anna Sakowicz pokazuje problemy przez różowe okulary. Co to to nie. Mamy brutalną rzeczywistość, w której osoba niepełnosprawna intelektualnie wysmaruje ściany własnymi odchodami, chwyta w miejscach publicznych za krocze męża i obnaża się. Nie brakuje ucieczek, poszukiwań, stresu związanego z wyczerpującą opieką oraz szczerości, że opieka nad osobą niepełnosprawną to niesamowity trud.
„Dziś jednak wszyscy byli w zupełnie innym miejscu. Wojciech trenował swoją cierpliwość każdego dnia, karmił, przebierał i mył żonę, choć w jego życiu gniazdko mościła sobie depresja opiekuna. Pojawiła się ni stąd, ni zowąd jako wierna towarzyszka alzheimera. Miranda pomagała ojcu, syn jedynie od czasu do czasu zadzwonił z pytaniem, jak sobie radzą. Zdarzało się, że przysłał pieniądze na leki dla mamy. Ale we wszystkim i tak byli sami. Znajomych już dawno nie mieli. Pierwsze objawy choroby skutecznie ich przegoniły. Jakby alzheimerem można było się zarazić! Państwo też umywało ręce, choć trzeba było przyznać, że ośrodek pomocy społecznej wypłacał Gosi co miesiąc dwieście złotych z groszami. Nie wystarczało nawet na nierefundowane leki, ale dobre i to. W chorobie człowiek bierze wszystko, każdą jałmużnę i każdą oznakę empatii. Na grymaszenie go nie stać. Zresztą nie przyniosłoby odpowiedniego skutku, bo taki chory dla państwa jest niewidzialny. Jeżeli nie potrafi postawić krzyżyka w okienku przy nazwisku kandydata na posła, nie istnieje. Nie opłaca się w niego inwestować. Samotność więc stała się naturalnym drugim imieniem każdego opiekuna osoby z niepełnosprawnością”.
Okładka i początek historii sprawiają tworzy otoczkę lekkiej,  ciepłej i pełnej humoru opowieści. W sumie nie zawiedziemy się, bo przecież takie są wszystkie książki Anny Sakowicz. Cechuje je też zaskakiwanie czytelnika trudnymi tematami. Tym razem pisarka zabiera nas w świat bardzo jej bliski, bo pokazujący realia niepełnosprawności intelektualnej. Zderzenie z chorobą jest tym brutalniejsze, że bohaterka doskonale pamięta swoją matkę jeszcze z czasów, kiedy nie była chora tylko panowała nad każdym aspektem życia, dbała o karierę, przykładała wielką wagę do wyglądu i poświęcała się aktywności społecznej, przez co była doceniana wśród znajomych. Pierwsze objawy zabrały wszystko: erudycję, elegancję i wymiotły przyjaciół. Zostali przy niej tylko najbliżsi: mąż i córka. Nawet jej matka nie jest w stanie zaakceptować choroby tylko traktuje jak kaprys i wygodne podejście. Najbliżsi odizolowani przez alzheimera zostają zaskoczeni wizytą babci, z którą od początku diagnozy nie mieli kontaktu. Anna Sakowicz dosadnie pokazuje u niej wyparcie tego, że jej dorosłe dziecko może być niesprawne. Widzimy jej tłumaczenia, że córka postępuje tak, a nie inaczej nie przez chorobę, ale z wygody. Później stajemy się świadkami przechodzenia przez żałobę. Nim jednak do tego dojdzie babcia zrobi sporo zamieszania, bo misja, z którą przybywa do dorosłej wnuczki jest bardzo ważna i poważna: chce znaleźć grzecznej dziewczynie męża. I za nic w świecie nie daje się przekonać, że Mirka wcale nie chce się z nikim związać. Przynajmniej z nikim, kogo babcia uważa za dobrą partię. Do tego dojdzie przemeblowywanie domu, wprowadzanie ładu bliskiego babci. W nowych warunkach pisarce trudno jest tworzyć. Pod wpływem natrętnego gościa w jej głowie rodzi się pomysł napisania kryminału. W końcu w rzeczywistości nie wypada uśmiercić babci, ale można to zrobić chociaż na kartach książki. O ile początkowo było zabawnie to z każdą stroną i odkryciem notatek przez ofiarę robi się jeszcze zabawniej. Mieszkanie pod jednym dachem z upierdliwą staruszką staje się dużym wyzwaniem. Tym bardziej, że swój żal odreagowuje ona złośliwościami i wprowadzaniem swojego ładu w domu wnuczki. Jakby tego było mało bohaterka ma na głowie mamę, targi książki, natrętnego fana i wplątuje się w dziwną aferę, której zakończenie na pewno Was zaskoczy, bo w jej domu pojawi się jeszcze jeden gość przemeblowujący jej życie. Wszystko to w tle z chorobą i trudami opieki oraz świadomością, że los jest okrutny, a niepełnosprawność bardzo kosztowna oraz odbierająca energię opiekunom. Pisarka pięknie pokazuje to, że opiekunowie potrzebują nawet godziny wytchnienia w ciągu dnia, że opieka to nie tylko zajmowanie się w ciągu dnia, ale i nieprzespane nocki, walka z odpływaniem, ciągła walka o panowanie nad fizjologią.
Anna Sakowicz z wprawą przeplata ważne tematy. Z jednej strony przyglądamy się starości i nawykom starszych osób, z drugiej niepełnosprawności, z trzeciej kibicujemy zakochanym, z czwartej widzimy przyjaciółki, które zawsze mogą na sobie polegać, z piątej stajemy się świadkami molestowania. Pisarka z wprawą łączy wątki i pokazuje, że życie ma wiele odcieni, dlatego nie warto skupiać się wyłącznie na jednym tylko doceniać te, które rozjaśniają naszą codzienność, w której jest też miejsce na gorycz i złość:
„Co państwo obchodzą kłopoty seniorów z alzheimerem? Przecież oni nie głosują, można więc ich pogrzebać. Ponadto nigdy nie wyzdrowieją! Brakuje domów opieki, brakuje pomocy dla opiekunów! Państwo ma nas głęboko w czterech literach! Kogo stać na prywatny ośrodek? Ceny jak z kosmosu! – wyrzuciła z siebie słowa. – Czasami mam ochotę wziąć granat i wysadzić nasz rząd w powietrze. Tylko że zaraz przyjdzie następny, który również nic nie zrobi dla chorych seniorów. Problemy starych ludzi nikogo nie interesują!”.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz