poniedziałek, 13 grudnia 2021

Artur Andrus "Antylopa z Podbeskidzia" il. Daniel de Latour


Znajomość kontekstu powstawania niektórych utworów ma niesamowite znaczenie. Bez tego odbiór może być nie pełny oraz trudno będzie nam wychwycić motywy satyryczne. Do tego niektóre zestawienia wydarzeń mogą zadziwiać. A tak naprawdę najbardziej zaskakuje życie. I tak właśnie jest w przypadku ballad Artura Andrusa utrwalających chwile. Tempo pracy oraz umiejętność przetwarzania napływających informacji sprawiają, że tytuł „Antylopa z Podbeskidzia” jest jak najbardziej trafny, bo kim innym jest autor jak nie taką galopującą antylopą, ale to nie zwierzyna nana ze sawanny tylko wręcz bestia intelektualna, chociaż kryjąca się pod płaszczykiem bylejakości i autoironii. Niech Was te maski nie zwiodą. Ballada dziadowska, wcale nie jest taka dziadowska za jaką ma uchodzić, ale za to porusza wiele ważnych spraw społecznych, pozwala na podkreślenie absurdów naszego życia i to bez babrania się w partyjnych przepychankach.
„Antylopa z Podbeskidzia” to lektura pełna humoru, a do tego pozwalająca na czytanie wyrywkowe, bo każdy występ to inna przygoda, każde miasto to inny utwór pisany szybko przez autora. Mamy tu solidną dawkę humoru, ale też i swoiste studium problemów społecznych, bo prowincje nie grzeszą idyllicznością. Można się wręcz pokusić o stwierdzenie, że mamy tu fabuły jak na Dzikim Zachodzie: są strzelaniny, romanse, pędzenie bimbru, złośliwych korników, ubezpieczeń, kominiarzy, płonące samochody, lokalne konkursy, zajęcia dla dzieci, promocje, reklamacje, AGD, gryzący staruszkowie, złośliwi sprzedawcy, bociany jeżdżące z kierowcami ciężarówek, disco polo, targi. Nawet handlarze głosów (temat niczym z początków istnienia USA) się pojawiają. Pojawią się nawet tematy medyczne, czyli leczenia kaca, ale też poszerzanie tętnic, leczenie różnych przypadłości, akcje ratowników, czyli wszystko to, co dzieje się w naszym otoczeniu. Wszystko zmiksowane, połączone i przez to pokazujące humorystyczne podejście. Całość napisana naprawdę bardzo ciekawie, bo dostajemy swoiste relacje z podróży i twórczości autora, który ma wprawne oko do wychwytywania dziwnych lub zadziwiających rzeczy.
Do każdej ballady jest wstęp pozwalający czytelnikowi na zapoznanie się z realiami powstawania utworów, ale nie są to sucho podane fakty tylko humorystyczne spojrzenie na wiadomości zamieszczane w gazetach, przez co całość jest naprawdę wciągająca, lekka i sprawia, że w czasie lektury zaczynamy się uśmiechać. Do tego uczymy się bardziej krytycznego podejścia do tego, co nam podsuwają media.
Całość dopełniają charakterystyczne ilustracje autorstwa Daniela de Latoura. Bardzo dobrze zszyte strony i solidna oprawa sprawiają, że książka jest estetyczna i trwała.
Zdecydowanie polecam.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz