środa, 15 grudnia 2021

Elżbieta Królikowska-Avis "Cywilizacja Zachodu na rozdrożach wartości"


Sięgając po książkę „Cywilizacja Zachodu na rozdrożach wartości” spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Oczekiwałam publikacji pokazującej paradoksów i niekonsekwencji w postępowaniu prawicowych i lewicowych ugrupowań i działaczy. Dostałam spojrzenie konserwatywno-kapitalistyczne spojrzenie na wartości lewicowe bez dostrzeżenia ich walorów i uświadomienia sobie błędów wyznawców prawicy. Do tego wartości wyśmiewane w jednym miejscu są pochwalane w innym. Oczywiście pod warunkiem, że w tym innym miejscu dawcą lewicowych postaw jest Kościół katolicki. Pojawia się też chwalenie zachodnich postaw z pominięciem, że są one właśnie wynikiem lewicowości oraz feminizmu. W sumie mogę pokusić się o stwierdzenie, że rozumiem te przemilczenia autorki, będącej dzieckiem komunizmu, który odbił jej się czkawką i zapragnęła konserwatyzmu, bo wie, czym w praktyce jest wypaczone przesłanie twórców ideologii. I właśnie słowo ideologia jest tu też tym passe, bo wszystko, co odpowiada autorce nie jest ideologią tylko rozsądny działaniem, a to, co jej nie odpowiada jest ideologią. Ideologia nie jest dla niej każdym zbiorem uporządkowanych poglądów – religijnych, politycznych, prawnych, przyrodniczych, artystycznych, filozoficznych – służących ludziom o tożsamych poglądach do objaśniania otaczającego ich świata, ale czymś złym, prowadzącym do wypaczenia tego, co w społeczeństwie dobre. Stwierdziłam, że nie mam się, co nad tym pochylać tylko poszukać, co dla autorki jest dobre. I tu mam niemały problem, bo mam wrażenie, że każdy rozdział pisany bez spojrzenia na wcześniejsze, które wykluczają kolejne spojrzenia na rozwiązania społeczne: z jednej strony autorka chwali dyktaturę, a z drugiej strony ją krytykuje, z jednej strony uważa wolny rynek za dobry, a z drugiej za zły, z jednej strony pochwala kulturę kultu pracy, a z drugiej nie. Do tego nie chce dostrzegać większej złożoności zjawisk. Każde traktuje w oderwaniu od międzynarodowych powiązań i zachowań gospodarczych, a to powoduje pewnego rodzaju wypaczenie, w którym uważa, że postęp może być dokonaniem dyktatury, a nie przerzuceniem ciężaru produkcji do krajów trzeciego świata, w których siła robocza jest dużo tańsza. Przerzucenie tej siły powoduje wzrost gospodarczy w krajach, które przejmują zadania, ale spadek wzrostu gospodarczego we wcześniejszym kraju produkcji. I nie jest to osiągnięcie wychwalanej dyktatury. Rynek nie jest zbiorem oddzielnie stojących naczyń, ale naczyń połączonych globalnie i jedne są podniesione przez odpływ produkcji oraz usług, a inne opuszczone przez napływ. Wiadomo, że do tych, których otwór jest niżej środki spłyną szybciej i w większej ilości. Ale do tej świadomości potrzebna jest znajomość geografii ekonomicznej, a nie tylko obserwacja imponujących drapaczy chmur. Temat jest dużo bardziej złożony, a tu został spłycony do zachwytu i zachęcenia w stylu „patrzcie i zachwycajcie się tym, co może przynieść dyktatura”.
A dalej mamy ubolewanie nad brakiem odpowiedniego śledztwa w sprawie katastrofy samolotu w Smoleńsku i tym razem ta zła, lewacka Europa z empatią dla jednostki, umiejętnością prowadzenia dyskursu między rządzącymi a władzą jest wzorem, bo rosyjska dyktatura jest passe. Wniosek taki: każda dyktatura jest dobra poza rosyjską, bo Rosja to ci źli komuniści. A jeszcze w innym miejscu pochwała państwa zmuszającego do pracy (czyż nakaz pracy to nie osiągnięcie komunizmu?). Pojawia się też zachwyt nad demokracją jako tą, która zapewnia dobre śledztwo w przypadku katastrof, pozwala na rozwój społeczeństw, pobudza wolny rynek, ten dobry wolny rynek, który kilka rozdziałów dalej jest zły i drapieżny oraz „ściskający serce”. W rozdziale o miłosierdziu wychwalana jest pomoc indywidualna. Pomoc przez katolickie organizacje pozarządowe jest tą dobrą. Pomoc państwowa złą, bo prowadzi do wypaczenia, lenistwa jak w przypadku pewnego muzułmanina, który dbając o kondycję i spędzając wiele godzin na siłowni nie szedł do pracy. A mnie się od razu skojarzyło ze sportowcami, którym do pracy ruszyć się nie chce tylko dbają o kondycję. Tylko co ja – sceptyczka – mogę wiedzieć? Co mogę wiedzieć na temat dobra i zła organizacji i pomocy państwowej? A choćby to, że te dobre organizacje bazują na danych przekazywanych przez złe urzędy wypaczające pomoc. Pomoc trafia do ludzi, którzy są w bazach urzędów pomocy społecznej. Nie ma Cię w bazie to nie masz, co liczyć na pomoc. Masz za duży dochód i urząd nie doda Cię do bazy? Sorry, pomoc Ci się nie należy. Nawet, kiedy masz naprawdę duże wydatki związane z niepełnosprawnością. Dopiero przejście przez urzędy, zdobycie zaświadczeń, orzeczeń o niepełnosprawności (ZUS-owskich i pefronowskich w Polsce) kwalifikuje do możliwości starania się o pomoc z NGO-sów. Bez tego nie ma pomocy. Nawet w Caritasie, który zdaniem autorki jest wzorem, bo nie jest państwowy i nie ma tam dużych wydatków na „urzędników” oraz działa cały rok. Mało organizacji nie działa cały rok. Zwykle te sezonowe to instytucje regionalne o małej sile przebicia oraz małych środkach z państwowej kieszeni, bo możemy pisać i wychwalać te duże organizacje i ich możliwości, ale trzeba pamiętać, że środki w większości pochodzą z podatków lub międzynarodowych programów pomocy.
Kolejny paradoks dotyczy pochylania się nad zwierzętami. Wiemy, że lewacy są oszołomami wrażliwymi na cierpienie zwierząt, ale na szczęście istnieje kapitalizm dbający, by człowiek wziął, co mu się należy, czyli wyzyskał zwierzęta do granic możliwości. I tu autorka ku memu zaskoczeniu pochyla się ze zbolałym sercem nad zwierzętami w laboratoriach, które są tam dużo lepiej traktowane niż te hodowane w klatkach…
W czasie lektury zrobiłam sobie całe mnóstwo notatek z paradoksów i braku konsekwencji, a później doszłam do wniosku, że musiałabym napisać drugą książkę pokazującą wybiórczość podejścia autorki. Jeśli szukacie rzetelnego (naukowego) spojrzenia to zdecydowanie nie jest to tego typu publikacja. Jest tu dużo ideologii, przekonania, że wyznawane przez autorkę wartości są najlepsze. Tylko nie do końca wiadomo, które wartości są najlepsze: czy te dopuszczające zakonnice do święceń nie są tak samo złe jak dopuszczające kobiety do biskupstwa, bo przecież Biblia nic nie mówi o kobietach-zakonnicach (a nawet mężczyznach biskupach jeśli chcemy być tak dokładni, bo nazwy kościelnych urzędów to późniejszy wymysł), czy trzymanie obywateli za mordę jest dobre jeśli chodzi o Singapur, a brak trzymania jeśli chodzi o śledztwo wokół katastrof lotniczych w krajach demokratycznych, w których to jednak jednostka jest ważniejsza niż totalitarna władza?
Do tego autorka przekazuje czytelnikom dziwne przekonanie, że lewicowcy po prawa sięgają za pomocą przelewu krwi i krytykuje pokazywanie przelewu krwi przez chrześcijańskich działaczy, prawicowych terrorystów, wśród których obecnie na czele można postawić Breivika, który zainspirował wielu skrajnie prawicowych ekstremistów do przeprowadzenia masowych morderstw. Autorka powołuje się na wojnę domową w Hiszpanii pisząc, że czerwoni dopuścili się tam do zbrodni. Zapomina, że czarni też. Ucierpieli rozsądni centryści, którzy razem z czerwonymi byli przez kilka dziesięcioleci prześladowani w imię ochrony dobrych chrześcijańskich wartości. Próbuje nie pamiętać, że w prawicowych Włoszech i Niemczech krew się lała. Lewicowe przelewanie krwi jest „przekroczeniem granic dopuszczalnych moralnością i prawem”. No w sumie racja, bo faszyści i naziści przelew krwi uczynili i moralnym i zgodne z prawem, więc jakąś tam rację ma, bo faktycznie lewacy nie dbali o to, aby ich czyny były uznane za moralne i zgodne z przepisami.
Mamy tu dużo idealizowania konserwatyzmy, ale jest to idealizowanie niekonsekwentne, bo konserwatyzm to danie wolności jednostce, a jaką wolność daje raz wychwalany, a innym razem ganiony totalitaryzm?
Ogólnie czuję się rozczarowana, bo szukałam lektury równo krytykujących ekstremistów z prawej i lewej strony, a dostałam wyłącznie wybiórczą krytykę lewej i wypaczone chwalenie prawej strony. Zabrakło autorce szerszej wiedzy, lepszego rozeznania się w ekonomii, historii, socjologii, psychologii, geografii. Za to mamy dużo prawicowej poprawności politycznej, której nie brakuje wielu więcej paradoksów niż tylko te opisane powyżej.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz