środa, 15 grudnia 2021

Małgorzata Gwiazda-Elmerych "Zapojutrze"


Patriarchat jest jedną z tych ideologii, które krzywdzą najwięcej ludzi. W imię idei, że genderową rolą kobiety jest wychowywanie dziecka, a mężczyzny zarabianie na dom powstaje wiele nierówności. I to nie tylko tej ekonomicznej, dotykających kobiety, ale i mężczyzn i ich prawa do opieki nad dzieckiem. To w połączeniu z badaniami genetycznymi, hormonalnymi i neurologicznymi rodem z lat 50 XX wieku, kiedy za cel obrano sobie zagonienie wyzwolonych kobiety do domów i udowadnianie, że tylko one nadają się do opieki, bo bez ich obecności dzieci wychowują się chore psychicznie, a mężczyźni jako ojcowie stosują za dużo przemocy, aby jednostka mogła wyrosnąć na samodzielną i zdrową. Tak bardzo skupiono sią na udowadnianiu, że naturalnym miejscem kobiety jest dom, w którym główną jej rolą jest zajęcie się wychowaniem kolejnych pokoleń, że odwrócono wzrok od poważnych problemów związanych z przemocą. Doprowadziło to do wielu paradoksów, które trwają do dziś i przez które cierpią najsłabsi, czyli dzieci.
Wszystko jest dobrze, kiedy kobieta faktycznie odnajduje się w swojej roli kulturowej, ale przecież świat nie jest idealny, nie wszyscy są zdrowi, nie każdego opieka nad dzieckiem uszczęśliwia. Macierzyństwo może wyzwolić wiele chorób lub spowodować ich nawrót. Zwłaszcza, gdy przerwało się leczenie i było wychowanym w patologicznym otoczeniu, w którym molestowanie to norma. Wielki problem pojawia się wtedy, kiedy dochodzi do przemocy w rodzinie. Niestety ci, którzy kiedykolwiek obserwowali całą machinę zgłaszania takiej sprawy wiedzą, że jest to kopanie się z systemem i to nie jest tak, że jedna płeć ma łatwiej, a druga gorzej. Niebieską kartę trzeba wyprosić, a czasami wywalczyć, bo inaczej nie ma co liczyć na cud. Wszystko dokładnie udokumentować. Nawet, kiedy nie ma się sił na to i jest się w kiepskim stanie. Bez wiedzy, że taka karta istnieje pomocy się nie dostanie. Tak przynajmniej jest w znanych mi przypadkach. Do tego niewybredne komentarze „Żona pana pobiał?” i „Mąż panią zgwałcił?” wypowiedziane z sarkazmem to nadal niestety norma.
Właśnie takie problemy porusza Małgorzata Gwiazda-Elmerych w książce „Zapojutrze”, w której ofiarami są mąż i dziecko. Ale czy na pewno tylko oni? Kiedy wchodzimy w świat bohaterów dostrzegamy szereg wielopokoleniowej przemocy i problemów wynikających z niedostatków. Małe zarobki przekładają się na małe możliwości i często mieszkanie dorosłych dzieci z rodzicami, gnieżdżenie się rodzin w mieszkaniu z teściami. Jeszcze pół biedy, kiedy wszyscy są normalni, życzliwi. Piekło zaczyna się wtedy, kiedy w grę wchodzą zaburzenia nerwowe i dewiacje, codzienne docinki, poszturchiwania. I to nie w jednym pokoleniu, ale w kilku. Kiedy małżonek nie wytrzymuje piekła i z pobiciem trafia na obdukcję okazuje się, że przyjdzie mu wiele lat walczyć przed sądem o rozwód i dziecko. Jedno, co mi się bardzo w tej powieści nie spodobało to sugerowanie, że sprawa wygląda tak, a nie inaczej, bo w sądach rodzinnych zasiadają kobiety. Nie wiem jak statystycznie to wygląda, ale wiem, że sędziowie mężczyźni podejmują takie same decyzje właśnie przez patriarchalny kult opieki matki, jakieś przekonanie o instynkcie macierzyńskim, wbudowanym programie, który przełącza kobiety ma tryb matki, a ta wiadomo, że jest dobra. Pokutujące w patriarchacie przekonanie, że mężczyzna jest za głupi, aby zająć się dzieckiem sprawia, że ojcowie nie mają szans. Choćby matka była zapita, zaćpana to przecież ma swój mityczny instynkt, którego nikt nie widział, ale patriarchalni głosiciele podziału ról w rodzinie go widzą.
„Zapojutrze” to opowieść o brutalności tkwienia w kulturze nie dającej mężczyznom szansy na bycie ojcem i sprowadzającym jego rolę do zapładniacza oraz zarabiającego na rodzinę. Patriarchat zwalnia ich z konieczności opieki nad dziećmi. Zwłaszcza małymi, bo przecież matka wie lepiej, umie lepiej się zająć, bo ma do tego naturalne predyspozycje. Jeśli któraś kobieta tego nie wie to niejednoktornie zostanie pouczona przez starsze pokolenia o jej roli społecznej. To właśnie powoduje szereg problemów, które pięknie wychodzą w badaniach społecznych: ojcowie średnio poświęcają dzieciom godzinę dziennie, kiedy matki siedem razy tyle czasu (Szlendak w „Socjologii” rodziny” pisze więcej na ten temat), ale nie koniecznie musi być to czas dobrze spędzony. Wykluczanie zaczynamy od siebie, od naszego nieuczestniczenia, od zrzucenia obowiązków na drugą osobę, „bo tak się przyjęło” i wszystko jest dobrze dopóki ona jest zdrowa. Problem zaczyna się w przypadku zaburzeń uniemożliwiających budowanie dobrych relacji, wpływających na jakość opieki oraz nieumiejętności odnalezienia się w roli matki.
Bohaterzy powieści Małgorzaty Gwiazdy-Elmerych tkwią w kokonie nerwicy natręctw byłej żony bohatera walczącego o syna. Opowieść snuta z perspektywy czasu pozwala na pokazanie jak duże spustoszenie wywołała przemoc i sprawiła, że dorosłe dziecko nie jest wystarczająco samodzielne. Możemy zobaczyć wydarzenia oczami ojca i syna, czyli dwóch ofiar. Dowiadujemy się o patologicznych zachowaniach dziadków będących rodzicami matki dziecka, śledzimy poczynania urzędników i poradni, bezradność ojca, dziecka funkcjonującego nieco inaczej i ze względu na brak wystarczającej wiedzy rodziców nie otrzymującego wystarczającej pomocy. Mamy przykry obraz, którego zakończenie jest tragiczne. Czy tak musiało być? Czy życie bohaterów wyglądałoby inaczej, gdyby sędziowie podjęli inne decyzje?
„Zapojutrze” nie jest powieścią łatwą. Porusza tematy trudne i drażliwe, których stawianie jako kontrargumentów na to, że matka to jedyny kompetentny rodzic w patriarchalnej kulturze uważane jest jako atak na jedyne właściwe wartości. Tradycyjne dyskusje o miejscu kobiety zwykle kończą się argumentem powtarzanym  jak mantra: „matka wie lepiej”. To powieść zachęcająca do wyrównywania szans, do walki z „tradycyjnymi” podziałami. Autorka zachęca do pochylenia się nad tematem przemocy, dostrzeżenia jak bardzo udawanie, że ona nie istnieje, że nie ma zaburzeń sprawia, że dziecko pozbawione jest szansy na szczęśliwe dzieciństwo. Zaszczuty, zahukany Tomek jest bity, poniżany, wyzywany, a nawet molestowany. Żadne zgłoszenia problemów przez ojca nie odnosi skutku. Widzimy mężczyznę, który może nie jest jakość dobrze wykształcony i średnio zarabia, ale zależy mu na dziecku, dlatego wydaje pieniądze na prawników, aby uchronić syna przed przemocą, a jedyne, co osiąga to stopniowe odwracanie się od niego znajomych i konieczność mieszkania w ciasnym pokoju znajdującym się w mieszkaniu jego matki. Można pokusić się o stwierdzenie, że jest to opowieść o ludziach, których choroba dwóch osób i zboczenie jednej zapędziła innych w ślepy zaułek, w którym jest tylko cierpienie i śmierć. Zdecydowanie polecam.






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz