środa, 8 grudnia 2021

Iga Kowalska "Uwalnianie"


Kultura to więzienie. Kreowane wzorce piękna zapędzają ludzi w ślepy zaułek. Produkowana uniwersalna odzież wymusza określone sylwetki, poczucie grubości, przekonanie, że powinno wyglądać się inaczej, że trzeba schudnąć. Atakowani ze wszystkich stron informacjami o idealnym ciele możemy dać się zapędzić w ślepy zaułek, w którym będzie odliczanie kalorii, zmniejszanie ilości jedzenia, ciągłe krytyczne patrzenie na różne części swojego ciała i zastanawianie się, czy jest się grubym. Bo chyba jest skoro standardowy rozmiar spodni nie pasuje w udach. Stąd już niedaleko do wyzbywania się wszystkich swoich pragnień, zastanawiania się, czego my chcemy, a nie czego oczekują inni. Przekroczenie tej granicy nie jest takie trudne. Czasami wystarczy mały krok, nie zjedzenie po raz pierwszy śniadania w szkole, aby mieścić się w każde spodnie.
„Niepewność siebie, niepewność, co dalej. Pragnienie, by nie było świata poza tutaj, codziennie innym, nowym, grzesznym. Strach przed powrotem do życia, tak jakby to tutaj to nie było życie, tylko sen, mary, taki świat nie może istnieć naprawdę”.
Nina była dziewczynką o kobiecej budowie ciała. Razem z matką przygląda się swoim kształtom. Są krągłe, a to oznacza, że trzeba schudnąć. I tak już na początku szkoły podstawowej zaczęła się jej przygoda z odchudzaniem, bo trzeba dostosować się do kanonów mody, tego, co innym się podoba. Wszystko w imię akceptacji. A później jest zjazd w dół, powolne wpadanie w anoreksję, wyniszczanie się.
„Bierność. Uległość. Ma być miło, ma być przyjemnie, nie można psuć innym humoru, nie można psuć miłej atmosfery, to nie jest moment na złość, na twoje uczucia, Nina, nic nie mów, przeczekaj, twoje uczucia się nie liczą, bo i tak zapewne przesadzasz, reagujesz zbyt emocjonalnie, uśmiechnij się lepiej, przesadzasz. Jakaś nadwrażliwa jesteś, więc siedź tu, spokojnie, a ten wkurw w środku niech ci gnije, niech się odkłada ci w brzuchu, niech się osadza na tkankach, to nie jest ważne, ważne, by wszyscy dookoła bawili się cudownie, tak działa świat, uspokój się i siedź tu, kurwa, jakby nic się nie działo. (…) Twój ból, Nina, nie ma znaczenia, ponieważ ty nie jesteś ważna, ważny jest on, ważni są oni, mężczyźni, żeby byli zadowoleni, żeby się wyluzowali, ważni są goście, i ona, i jej goście, a ty możesz co najwyżej iść do kuchni zrobić sałatkę”.
Kiedy poznajemy bohaterkę przygotowuje się do egzaminów i ważnego wyjazdu. Jest też po doświadczeniach szpitalnych, doświadczeniu przemocy ze strony partnera, kultury, mediów. Jest strzępkiem człowieka, ale ma jeszcze w sobie siłę na poszukiwanie własnej drogi, samoakceptacji. Stwierdza, że tylko doświadczenia graniczne mogą ją uratować, tylko kontakt ze stającą się apokalipsą może ją wybawić od dotychczasowego życia, w którym jej pragnienia nigdy nie były ważne:
„Chcę przeżywać życie tu, teraz. TO nie jest życie, to nie może być życie, chcę doświadczać, chcę się śmiać i się kochać. Dla czego muszę na to czekać, przeczekać wszystkie te godziny?”
„Nigdy nie jestem naprawdę dość”.
Poza tematem anoreksji, uzależnienia od liczenia kalorii, ciągłego poszukiwania akceptacji siebie w oczach innych poruszono tu problem wychowania dziewczynek, oczekiwań stawianych kobietom, ich roli w społeczeństwie:
„Musiałam tego chcieć. Zresztą jego ‘chcę’ jest ważniejsze od mojego. Jego ważniejsze od jej. Czy nie tego uczą nas od dzieciństwa, mówiąc ‘nie przesadzaj’?”.
Obok tej uległości, poddania, miękkości jest świat kobiecych konsekwencji. Nie jest to proste i bohaterskie życie mężczyzn, którzy aby poczuć się bohaterami jadą na survivalowy obóz. W kobiecym świecie prawdziwy test przetrwania dzieje się tu i teraz. „Jedna chwila, jeden plemnik i po mnie”, bo czy ma pewność, że ów mężczyzna, który tak chętnie z nią współżyje będzie chciał ponieść konsekwencje? A co jeśli zostanie z tym sama. Do tego w kraju, w którym tabletki „dzień po” można dostać na receptę, a aborcja jest zabroniona? Co jeśli nie zdąży lub tabletki nie zadziałają?
„Jesteśmy tak młodzi, że świat ma dla nas tysiące możliwości. Setki złudzeń, dziesiątki szans. Stoimy tak, wiedząc, że każde z nas będzie szło oddzielnie, przez te wszystkie nadzieje, przez pułapki i strach”.
Właśnie to poczucie szansy, możliwości zmienienia się sprawia, że stawia przed sobą wyzwanie i jedzie odnaleźć siebie tam, gdzie życie jest trudne, bo „ludzie ludziom zgotowali ten los” (Zofia Nałkowska „Medaliony”), bo rozgrywki międzypaństwowe są ważniejsze niż życie ludzkie.
„Czy jestem tu po to, by im pomóc, czy po to, by poczuć się lepiej sama ze sobą?”.
Podróż do „piekła” pozwala jej na odkrycie alternatywnych ścieżek, doświadczeniu tego, czego w postępowym zachodnim świecie z powodu wszechobecnej, ale zakamuflowanej przemocy nie mogła. Jest to czas wyrwania się ze schematów, oczekiwań i nauka życia chwilą.
„I się wyprowadziłam, a potem pomyślałam, jak łatwo nie zauważyć skurwysyństwa, gdy się w nim jest, w samym jego środku, i przyjmuje go tyle, że na całą dwudziestoosobową klasę spokojnie by starczyło”.
„Uwalnianie” Igi Kowalskiej to powieść zmiany, przemiany, dojrzewania, dorastania do tego, że nie trzeba podążać za utartymi wzorcami, że wszystko nas zmienia i nikt nie może od nas wymagać byśmy byli ciągle tacy sami.
„Nigdy nie było dla mnie jasne, o co chodzi z ‘na zawsze’, z pretensjami: ‘Zmieniłeś się!’. Dlaczego to takie dziwne? Ja przez ostatni tydzień zmieniłam się nie do poznania. Jak można wymagać tego i wierzyć w to, że przez pięćdziesiąt lat ktoś wciąż będzie taki sam? Każda kolejne książka, każdy film, przeżycia, to wszystko mnie zmienia. Jak można nie zmienić się wcale i nie być ze sobą jako ci sami ludzie, tacy sami jak w dniu składania przysięgi ‘aż nas śmierć nie rozłączy’?”, a dalej pojawia się pytanie: „A może ludzie potrzebują wierzyć w tę bajkę, że ‘zawsze będziemy tacy jak dziś’?”.
A co jeśli wymaganie braku zmiany jest elementem przemocy? Co jeśli zapędza ono kobiety do kuchni, w której mają ładnie się uśmiechając zacisnąć i zrobić posiłek dla swoich towarzyszy i ich rodzin? Co jeśli w kraju, w którym panuje pokój ludzie darzą się chłodem i godzą na zabijające ich kompromisy? Czy może wówczas istnieć ciągłość życia? Czy jest szansa na miłość?
„Lecz ludzie się rodzą nawet w czasie wojny. Wybuchy i strzały nie powstrzymają pożądania. I w całej tej nienawiści, w tym strachu i szumie zła człowiek znajdzie sposób, by kochać się z drugim człowiekiem. Znajdzie sposób, by urodzić drugiego człowieka, gdy inni ludzie do siebie strzelają. Wybuchają miny, ale człowiek i tak chce dotknąć drugiego.
Nawet w Auschwitz, podobno, istniała miłość”.
Razem z bohaterką odkrywamy, że czasami łatwiej znaleźć miłość pośród namacalnych ruin, bo te duchowe trudne są do dostrzeżenia, kryją się pod szeregiem pozorów, gestów, raniących słów prowadzących do naszego umierania.
„Nasze są te ruiny, meczety, karykatury miast i państw, kartograficzne nisze, lecz świat może spokojnie poradzić sobie bez nas”.
„Uwalnianie” to wychodzenie poza krąg społecznych oczekiwań, bo skoro i tak niewiele znaczymy to chociaż powinniśmy uszczęśliwić siebie. Na niewielkiej ilości stron znajdziemy bardzo bogatą w problemy społeczne opowieść. Przede wszystkim króluje tu pozbywanie człowieka poczucia indywidualności i samoakceptacji. Ciągłe przekraczanie granic, wymagania społeczne, traktowanie ciała kobiety jako narzędzia do zaspokojenia własnych potrzeb. Nina dopiero „na krańcu świata” odkrywa, że ktoś może liczyć się z jej odczuciami, budować poczucie bliskości i liczyć się z jej potrzebami. Bohaterka uczy się innego, odważniejszego życia, w którym to, czego chce ma znaczenie.
Jest to pouczająca opowieść o tym jak czasami dajemy się zapędzić kulturze i społecznym osądom, wymaganiom mężczyzn w ślepy zaułek. Zapominamy o sobie, godzimy się na kompromisy, a kończymy z podbitym okiem i mamy szansę dostrzec zło tych wydarzeń dopiero po ucieczce ze syfu przemocowego domu. Polecam!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz