Każdy z nas jest inny, wyjątkowy. Czasami nie pasujemy do grupy, z którą mamy kontakt, ale i tak w ich towarzystwie czujemy się dobrze, bo jesteśmy akceptowani i kochani oraz możemy także obdarzać innych tymi uczuciami. Właśnie o tym jest wzruszająca i bardzo pouczająca książka Jessie Simy „Nie całkiem narwal”.
piątek, 25 lutego 2022
Jessie Sima "Nie całkiem narwal"
Każdy z nas jest inny, wyjątkowy. Czasami nie pasujemy do grupy, z którą mamy kontakt, ale i tak w ich towarzystwie czujemy się dobrze, bo jesteśmy akceptowani i kochani oraz możemy także obdarzać innych tymi uczuciami. Właśnie o tym jest wzruszająca i bardzo pouczająca książka Jessie Simy „Nie całkiem narwal”.
Sherri Duskey Rinker "Dzień rozbiórkowy na placu budowy" il. AG Fordksi
Seria książek o placu budowy to ciekawy materiał pozwalający poruszyć z dziećmi wiele ważnych tematów. Pojawia się tu problem zasypiania, tolerancji, wartości i znaczenia każdego członka społeczeństwa, a także konieczności pożegnania się z zepsutymi rzeczami. Do tego razem z pojazdami przygotowywałyśmy się do snu i świąt. Każda z publikacji przemyca cenną naukę: jesteśmy różni, mamy odmienne talenty, inne marzenia i pragnienia, a to sprawia, że możemy wzajemnie się uzupełniać i pomagać sobie. Życie mieszkańców placu budowy toczy się wokół wypełniania swoich zadań, realizowania wspólnego celu. Każdego dnia wszystkie maszyny budzą się, kiedy wstaje dzień, zapoznają się z planem i biorą się za pracę. Nie są to czynności chaotyczne, bo każdy doskonale wie, w czym jest najlepszy i z kim pracuje najskuteczniej, w jakich zajęciach jest specjalistą i nie wtrąca się do obszaru, na którym się nie zna. Piękne nieprawdaż? Takie pokazanie, że wcale nie musimy być najlepsi we wszystkim pomaga przypomnieć sobie, że wcale nie musimy ze sobą rywalizować, bo więcej osiągniemy współpracą i wzajemnym wsparciem. Wystarczy, że będziemy dobrzy w jednej rzeczy i będziemy doskonalić nasz talent. Niepozorne książeczki będą nie tylko doskonałą czytanką dla małych miłośników maszyn i podglądania placów budowy, ale przede wszystkim opowieścią terapeutyczną dla dzieci, które nie wierzą we własne możliwości, uważają, że zadania je przerastają i nie potrafią nawiązywać współpracy, są przekonane, że koniecznie muszą być dobre we wszystkim i mają problem z pożegnaniem się z rzeczami, które już nie nadają się do wykorzystania. Obserwując bohaterów dowiadujemy się też, że ważny jest efekt, trzymanie się planu i podziału zadań, a nie pośpiech, bo to pozwala na dobrą pracę.
Anna Olszewska "Usłysz mnie"
Emocje i pamięć to zdaniem neurologów dwie rzeczy, które determinują sposób naszego działania. One zależą od tego, co się wydarzyło i w jaki sposób nasz mózg zareagował na to. Czasami złe rzeczy wypychamy poza obszar obrazów z przeszłości, wypieramy z naszej pamięci, ale i tak potrafią do nas wrócić. Bywają jednak tak silne przeżycia, że trudno się ich pozbyć i ciągle do nas wracają. I tak właśnie jest w przypadku bohaterów książki „Usłysz mnie” Anny Olszewskiej zabierającej nas w świat młodzieżowych problemów, uchylających drzwi do świata nastolatków, ale to wcale nie znaczy, że będziemy mieli powieść infantylną, banalną i daleką od naszych dorosłych wyzwań. Wręcz przeciwnie. Autorka zabierze nas do świata traum, ale też i zmian. Pokaże, że zawsze jest inna droga. I każdy może podjąć trud uwalniania się od demonów z przeszłości.
Do książki wprowadza nas brutalna scena. Nie wiemy, co się dokładnie dzieje. Stajemy się świadkami sceny, kiedy nastolatka z kilkulatką patrzą przez tarasowe okno, za którym widzą zbliżającego się chłopaka moknącego w deszczu. Jest burza potęgująca nastrój grozy. Młodsza ma uciekać, ukryć się. Po drodze wybija sobie kolano, ale jakoś dociera do pokoju siostry i chowa się pod łóżkiem. Później tam zjawia się też nastolatka. Napastnik wbiega za nią. Słychać huk. Czy to burza? Czy pistolet? A później skapująca krew, dzwonienie po pomoc, utrata słuchu i jedyny dźwięk wracający do dziewczyny to właśnie odgłos wystrzału. To on wrył się w jej pamięć i mimo, że od dziesięciu lat nie słyszy nadal jej towarzyszy. Ucieczką od świata jest dla niej rysowanie.
Później poznajemy utalentowanego Filipa, który ze świetniej muzycznej gdańskiej szkoły trafia do liceum integracyjnego. Jego problemy z prawem sprawiają, że zostaje wyrzucony ze szkoły i nigdzie nie miał szans zostać przyjęty i tylko prywatne liceum i to za wstawiennictwem kuratora zechce go przyjąć. Nowa szkoła to nowe wyzwania i kolejne kłopoty. I nie pomoże mu wycofanie, unikanie kontaktów z innymi. Młodzieniec wychowywany przez obcą osobę. Nie do końca wiemy, co stało się z jego rodzicami. Poznajemy ich przez serię migawek. Czy byli alkoholikami? Czy może zbieg okoliczności sprawił, że nieszczęśliwy wypadek zdarzył się w czasie imprezy? Wiele pytań do końca pozostaje niewyjaśnionych, wiele wątków zawieszonych, a poruszone wywołują niepokój. Filip spokój odnajduje w muzyce. I to właśnie sprawia, że w pewien sposób staje się bliski Lidce, której siostra także żyła muzyką.
Do świata bohaterów wchodzimy raz ze strony Lidki, a raz z perspektywy Filipa. Każde z nich pokazuje swoją codzienność, wyzwania, ale też wspomnienia. Jesteśmy wprowadzeni w świat trudnych emocji, różnorodnych form przemocy: od fizycznej po nieobecność i brak ciepła ze strony najbliższych zmagających się z własnymi traumami Oboje są doświadczeni i poranieni przez osoby, które powinny dać poczucie bezpieczeństwa. Każde jednak nieco inaczej. Odmienne pochodzenie, inny status społeczny, a emocje tak bardzo podobne. I to właśnie może sprawić, że będą mieli szansę wzajemnie sobie pomóc. Tylko czy zechcą skorzystać z danej im szansy?
Anna Olszewska w swojej powieści porusza wiele ważnych i trudnych tematów. „Usłysz mnie” to niby powieść młodzieżowa, ale czy na pewno? Każdy rodzic znajdzie tu wiele ważnych wskazówek, każdy opiekun wzorce i obrazy tego, w jaki sposób nie budować relacji z dziećmi. Autorka uświadamia nas, że wchodzący w życie młodzi ludzie nadal potrzebujący naszej uwagi, ciepła, poczucia bezpieczeństwa oraz możliwości na szczerą rozmowę i uczucia bycia zrozumianym. Do tego odkrywamy, że prawdziwe rodzicielstwo to miłość bezwarunkowa i ważne, aby dać ją odczuć swojej pociesze.
czwartek, 24 lutego 2022
Marta Tondera-Tuzinek "Kraina Niezwykłości" il. Karmen Sikorska
„Żeby wyobraźnia mogła służyć człowiekowi, człowiek musi
służyć wyobraźni”
Wyobraźnia jest niezwykłym darem. To właśnie ona pozwala nam na szukanie nowych
rozwiązań, nieszablonowe myślenie, stawianie sobie wyzwań przekraczających to,
co jesteśmy w danym momencie zrobić lub osiągnąć. Ona pozwala nam patrzeć w gwiazdy
i marzyć o podróżach albo na łąki i dostrzegać bogactwo życia, poszukiwać
przedmiotów badań, zastanawiać się, co jeszcze nie zostało odkryte lub opisane.
Ona pozwala opowiadać o mierzonych, ale niedostrzeganych rzeczach i pomaga na
abstrakcyjne myślenie, a ono w procesie uczenia jest niezwykle ważne. Jak o nią
dbać w czasach, kiedy wszystko mamy podane na tacy, kiedy dzieci i dorośli bez
ograniczeń mogą korzystać z najnowszych technologii, których możliwości
przekraczają to, co mogli wyobrazić sobie nasi dziadkowie? Jest na to sposób.
Przede wszystkim pozwalać dzieciom na zabawę, bujanie w obłokach, poszukiwanie
nowych tematów do zabaw i poznawania. O tym właśnie jest książka Marty
Tondery-Tuzinek „Kraina Niezwykłości”.
„Gdy raz otworzą się drzwi do mądrości, głód wiedzy nie nasyci się nigdy.
Podobnie rzecz się ma z miłością, podróżowaniem i patrzeniem w gwiazdy. Kto wie,
z czym jeszcze? Wkroczenie na pewne szlaki oznacza brak odwrotu i trzeba o tym
pamiętać, bo szlaki są różne. I jeśli uda nam się zrobić kilka kroków wstecz,
to nic nie wymaże tych, które wcześniej zostały zrobione naprzód”.
Autorka zabiera nas do świata Mai i Brunona, którzy urodzili się prawie w tym
samym czasie, a ich pokoje dzieli tylko ściana między dwoma mieszkaniami.
Bliskość okien pozwala na to, aby nocą na parapecie siadał Siderus i czuwał nad
niezwykłymi snami dzieci. Niezwykła i tajemnicza postać przypominająca ptaka po
nastaniu dnia wędruje do Czarodziejskiej Krainy Niezwykłości nazywanej
Prawdopodobna i zarządzanej przez Astromagusa, który ostatnio staje się coraz bardziej
smutny i nie ma możliwości rozwijania zadziwiających roślin, zwierząt oraz
przedmiotów. Ba, nie ma możliwości dbania o to, co tam już jest. A wszystko
przez to, że nie ma kto zasilać tej magicznej krainy swoimi marzeniami i
wyobraźnią.
„Najwyraźniej rzeczy dzielą się na takie, które lepiej działają, jak je widać,
i takie, które lepiej działają, jak ich nie widać”.
Równocześnie toczy się opowieść o codzienności dzieci. Maja ma swój niezwykły
zakątek pod łóżkiem. To tam może odbywać magiczne podróże, przeżywać
niesamowite przygody. Brunon z kolei buja w obłokach, wpatruje się w gwiazdy.
Dzieci dzielą się ze sobą swoimi pasjami. Są otwarte na doświadczenia innych i
pokazują jak wzajemna inspiracja może pomóc w miłym spędzaniu czasu. To właśnie
ich wzajemnie podsycana wyobraźnia sprawia, że są niezwykłymi dziećmi i z tego
powodu zostają wybrani do ważnej misji ratującej Prawdopodobną. Ich zadaniem
jest na nowo ożywienie tej krainy. Dzięki wyobraźni udają się w podróż, w której
zmierzą się z własnymi lękami, będą musieli wykazać się odwagą, zmierzyć z
Pustką i Nicością niszczącą niezwykły potencjał naszego mózgu.
„Kraina Niezwykłości” to opowieść o przedszkolakach. Z kolei rozmiary opowieści
i język, którym posługuje się pisarka sprawia, że raczej jest to opowieść
skierowana do nieco starszych dzieci. Muszę przyznać, że ze względu na
wielokrotnie złożone zdania trudno czytało mi się ją na głos. Wielość słów,
których znaczenie jest inne niż w książce zdecydowanie utrudniało dziecku
odbiór tekstu. Zwłaszcza nazwanie krainy „Prawdopodobna” w przypadku młodego słuchacza
i czytelnika wprowadza sporo zamieszania, dlatego powinna być to lektura dla
dzieci samodzielnie czytających. Tylko czy ona będę chciały sięgnąć po opowieść
o młodszych bohaterach?
Książka jest bardzo pięknie wydana. Stroną graficzną jestem zachwycona. Piękne,
subtelne ilustracje, bardzo dobrze zszyte strony i solidna oprawa sprawiają, że
jest niczym zbiory baśni, ale z jedną opowieścią poruszającą ważne tematy,
wśród których pielęgnowanie wyobraźni wybija się na pierwszy plan. Dowiedzą się
też jak niezwykle ważne jest poczucie bycia kochanym, czas i zainteresowanie
poświęcane przez rodziców oraz miłość, akceptacja i świadomość, że jeśli ktoś
nie docenia naszego towarzystwa to nie ma sensu na siłę walczyć o tę znajomość,
bo relacja zawsze musi być dwustronna.
Zapraszam na stronę wydawcy
środa, 23 lutego 2022
René Goscinny "Lucky Luke. Spadek dla Bzika. Tom 41" il. Morris
Ostatnio polecałam Wam jeden z pierwszych tomów Lucky Luke’a zatytułowanego „Arizona”, który świetnie pozwala nam wejść w klimat Dzikiego Zachodu. Mamy tam napaści na dyliżanse, rabowanie złota, ucieczki przestępców, szajki siejące postrach w okolicy. Dowiadujemy się, że w okolicach Nugget City od dawna działa szajka napadająca na dyliżanse przewożące pieniądze dla pracowników. Z tego powodu od wielu miesięcy nie dostali oni wypłaty za swoją pracę, a to sprawia, że życie w mieście jest trudne. Przypadkowo trafia tu nasz bohater i ratuje życie konwojentowi cennego transportu, a także znajduje trop mogący prowadzić do złoczyńców. W miasteczku bardzo szybko znajduje winnego, a później zaczyna się niesamowity pościg pełen niebezpieczeństw, niespodzianek i prowadzący do Meksyku, gdzie ucieka złodziej zwany Papierosowy Cezar. Tam Dzielny Kowboj trafi nawet na arenę korridy, a my przy okazji zobaczymy parodię walk z bykami i trzymające w napięciu starcie z Luckym Lukem. Dziś po raz kolejny zapraszam Was do podróży na Dziki Zachód. Tym razem z nieco starszym tomem i przez to graficznie bliższym temu, co czego miłośnicy dzielnego kowboja są przyzwyczajeni, czyli wychudzonej postaci bohatera.
„Spadek dla Bzika” to opowieść o fanaberiach bogaczy, bo kto im zabroni mieć dziwne pomysły i robić sobie żarty z otoczenia. I ofiarami tych stają się tu nieświadomy wielkich zmian w życiu pies Bzik oraz marzący o wielkim bogactwie, najbardziej cwany i najniższy z braci Dalton, Joe. Więzienny kundel emocjonalnie związany ze swoim panem staje się spadkobiercą majątku Oggie'a Svensona, który przez kilka lat przebywał właśnie w tym więzieniu i dobrze poznał jego mieszkańców. To właśnie sprawiło, że postanowił zapisać majątek najbardziej niezainteresowanej nim istocie: psu. Drugim w kolejce spadkobiercą jest Joe, który oczywiście zamierza przyspieszyć przejęcie spadku, czyli uśmiercić zapatrzonego w niego pupila. Ochrona i nadzór nad najbogatszym zwierzakiem przypadnie Lucky Luke’owi. Tym razem role się odwrócą i to nie on będzie śledził braci tylko oni. A wszystko po to, żeby przejąć olbrzymi majątek. Komiks obfituje w wiele zabawnych sytuacji, pokazuje odmienne interesy społeczne, porusza kwestie wykluczenia, niewolnictwa, biedy i próby odnalezienia się w nowych realiach. Mamy tu kontakt z robotnikami, osobami zamieszkującymi chińską dzielnicę, uświadomienie jak zależności finansowe wpływają na relacje między poszczególnymi grupami.
Lucky Luke – legenda Dzikiego Zachodu, bohater kultowego serialu animowanego, na którym się wychowałam powraca w kolejnej odsłonie. Tym razem wydawca podsuwa nam wznowienie trzeciego albumu, więc mamy po raz kolejny okazję zaobserwować, jak zmieniały się ilustracje, postać, a nawet tempo akcji. Zestawienie stworzonego przez Morrisa tomu z późniejszymi pozwala na dostrzeżenie ewolucji stylistyki tekstu oraz rysunku. W tej opowieści czytelników zaskoczy nieco inny wygląd bohatera niż ten, do którego przywykli. To sprawia, że możemy poczuć się nieco zagubieni w historii, ale jeśli macie już za sobą kilka pierwszych tomów to bez problemów rozpoznacie, że ten zalicza się do początkowych dzieł. Do tego akcja jest troszeczkę inna: nie spotkamy tu słynnych braci Daltonów tylko innych przestępców. Równie upartych, pomysłowych i przebiegłych, ale wiadomo, że nasz kowboj da sobie z nimi radę. Nawet na początkowej drodze strażnika prawa.
Zacznijmy jednak od głównego bohatera. Wielu osobom Lucky Luke przede wszystkim kojarzy się z animowanym serialem bardzo popularnym w latach 90 XX wieku. Pierwowzorem tej lekkiej i przyjemnej rozrywki były komiksy belgijskiego rysownika i scenarzysty Morrisa (czyli Maurica de Beverego), który pragnął stworzyć film rysunkowy o Dzikim Zachodzie. Nim doszło do realizacji studio filmowe zbankrutowało, a szkice przerobiono na komiks, który od 1947 roku podbija serca małych i dużych miłośników westernów. Od 1955 roku seria komiksów powstawała przy współpracy z Reném Goscinnym (znanym z opowieści o Asteriksie), a później kontynuowali ją miłośnicy opowieści o kowboju, dzięki czemu pomysły Morrisa są realizowane. Nad przygodami kowboja pracowali Achdé, Gerra i Pessis zabierający nas w świat Dzikiego Zachodu i bardzo dobrze oddający ducha oryginału (także pod względem szaty graficznej). Pisałam również o efekcie pracy Goylouisa, Fuche, Léturgie z ilustracjami Morrisa i Janviera. W każdym tomie dostajemy wszystko to, co kojarzy nam się z Dzikim Zachodem i dzielnym kowbojem, czyli krajobraz z prażący promieniami słońca i słynący z band rozbójników, galopujących Indian i bohaterskiego Lucky Luke’a – najszybszego rewolwerowca i najgorszy koszmar braci Daltonów, najbardziej znanych gangsterów. Towarzyszą mu inteligentny koń Jolly Jumper i mający problemy z pamięcią oraz myśleniem pies Bzik. Mimo upływu czasu komiksy z kowbojem ciągle cieszą się powodzeniem, a ja z dużym sentymentem ciągle do nich wracam i cieszę się, że córka także lubi po nie sięgać.
wtorek, 22 lutego 2022
Seria "Smerfy i świat emocji": "Smerf, który ciągle kłamał" i "Smerf, który był niecierpliwy"
Naukowcy bardzo długo nie zdawali sobie sprawy jak niesamowicie ważne są emocje. Przez wieki pokutowało przekonanie, że trzeba je wyciszać, posługiwać się rozumem, że inteligentni ludzie nie ulegają emocjom, są wolni od popędów i postępują wyłącznie logicznie. Jeden wypadek zmienił wszystko. Pozwolił badaczom mózgu, psychiki nieco inaczej spojrzeć na tę sferę i zrozumieć nasz sposób funkcjonowania w społeczeństwie. Uszkodzenie ośrodka odpowiedzialnego za uczucia sprawiły, że poszkodowany stał się osobą niepotrafiącą w żaden sposób funkcjonować, ponieważ nie podejmował żadnych działań. Nie było emocjonalnie niczego, co mogłoby zmusić go do robienia czegokolwiek. Nawet racjonalne podejście nie sprawdziło się i mężczyzna nie był w stanie nie tylko pójść do pracy, ale też funkcjonować w domu. I tym sposobem przyszło zrozumienie, że ludzie składają się z emocji, a reszta to tylko dodatek. Jeśli są one tak niesamowicie ważne i przez to bardzo determinują nasze życie to warto nauczyć się z nimi pracować, wykorzystywać na własną korzyść, dostrzec zalety określonych emocji i potrafić zniwelować negatywny wpływ na nasze życie. Sposobów na taką naukę jest kilka: można o emocjach rozmawiać, pracować z psychologiem, czytać odpowiednie lektury lub oglądać filmy. Książki szczególnie ważne są w pracy z dziećmi.