środa, 11 maja 2022

Henryk Waniek "Ciulandia"


Henryk Waniek jest jednym z tych twórców, obok których nie przechodzę obojętnie. Surrealizm w jego dziełach oraz widoczne inspirowanie się historią, filozofią, religioznawstwem i literaturą oraz doświadczeniami z życia przyprawionymi ironią i humorem sprawiają, że jego dzieła są niezwykłe i pozwalają na spojrzenie na wiele wydarzeń z boku, z innej niż zwykle perspektywy pozwalającej na obalenie wielu mitów, obdzierającej z przybranych masek. Jest on też autorem dwóch książek, którym miałam okazję patronować. Po „Pitagorasie na trawie”, „Martwej naturze z niczym”, „Wyprzedaży duchów” i „Sprawie Hermesa” czytanych jeszcze na studiach z wielką przyjemnością dzięki Wydawnictwu Forma sięgnęłam po „Notatnik i modlitewnik drogowy” (I i II) oraz „Miasto niebieskich tramwajów”. Za każdym razem odkładając jego książki czuję niedosyt i czekam na kolejne, które wpadną w moje ręce. To właśnie sprawiło, że nie mogłam przejść obojętnie obok „Ciulandii”, dzieła tak niepozornemu pod względem rozmiarów, że pochłonęłam je w jeden wieczór i odłożyłam do opisania. I właśnie to sprawiło, że przeleżała miesiąc pod stosem innych „do opisania”, bo nie rzucała mi się w oczy. Aż w końcu przyszedł ten czas, że trafiłam na książkę tak grubą, że ten stosik powoli zmniejszył się i w końcu dotarłam do książki, I tu pojawił się problem, bo o ile rozmiary są małe to nasycenie odwołaniami, bogactwo akcji jest niesamowicie duże. Henryk Waniek jest erudytą z niesamowitą swobodą bawiącym się z czytelnikiem w ukrywanie wątków. W procesie hermeneutycznym to od czytelnika zależy, ile tych tropów znajdzie, co odkryje, ile zrozumie, jak bardzo ten niedługi tekst będzie rozbudowany o dodatkowe światy, które są tu tylko sygnalizowane, ubrane w surrealistyczną szatę.
Sam tytuł „Ciulandia” odnoszący się do słowa „ciul” przysparzającego wiele problemów związanych z odczytaniem i zrozumieniem go. Wokół niego z jednej strony krąży przekonanie, że jest to wulgarne określenie mężczyzny, a z drugiej upatruje się w nim określenia męskich narządów płciowych. To zderza się z wyjaśnieniami Ślązaków, którzy w ciulu widzą osobę gapowatą, zwariowaną, ofermę. I to znaczenie najlepiej odzwierciedla sposób użycia owego słowa w książce Henryka Wańka. Ciulandia jest tu krajem tajemniczym, o którego istnieniu wiedzę tylko jego obywatele i władcy, a tymi mogą zostać największe ciule, czyli najbardziej niepozorni i najwięksi nieudacznicy. A wszystko przez to, żeby samo jego istnienie nie wyszło na jaw, bo nie ma nic gorszego dla tajnej narodowości niż jej ujawnienie.
Henryk Waniek zabiera nas w świat znanych nam realiów zmieszanych z fantastycznymi, oderwanymi od życia. Mamy tu zadziwiająco zorganizowane społeczeństwo, którego fenomen polega na ukrywaniu się, niezwykle zorganizowanej konspiracji i do tego działaniu w taki sposób, żeby historia była przekazywana z okolenia na pokolenie. Zwłaszcza, że jest, co utrwalać, bo nietypowi władcy Ciulandii to postacie nietuzinkowe, będące kwintesencją zbioru wszelkich wad polityków, ale zmuszonych do utrzymania tajności swojego istnienia.
Gdzie owa niezwykła kraina się znajduje? Gdzieś pomiędzy Polską, Czechami i Niemcami. I to właśnie sprawia, że jej obywatele przechodzą z rąk do rąk oficjalnych państw, są niczym odbijane piłeczki, które z jednej strony dbają o swoje istnienie przez ukrywanie się, a z drugiej nie mogą wiele zdziałać, żeby nie być jeszcze bardziej dyskryminowanymi. Ich życie toczy się wokół picia i tracenia majątków oraz podejmowania głupich decyzji, a wszystko to widzimy na tle jeszcze głupszych wydarzeń będących wynikiem rozporządzeń oficjalnie istniejących krajów. To sprawia, że na swoich zachowaniach wychodzą całkiem nieźle. Z perspektywy Ciulandii śledzimy zmiany zachodzące w XX wieku. A działo się wtedy wiele ważnych, zadziwiających i smutnych rzeczy. Wchodzimy tu do zdumiewającej, ale zarazem wyraźnej przestrzeni mającej swoją kulturę i osadzonej historycznie, zależnej od wydarzeń na świecie i jednocześnie odzwierciedlającej zmiany zachodzące na świecie.
„Bez tej konspiracji dawno byśmy zostali udręczeni przez bezdusznych sąsiadów. Nasze istnienie było im solą w oku. A przy tym nie mieli pojęcia, że na ziemi, której właścicielami się czuli, istnieje w najlepsze coś jeszcze drugiego. Coś takiego, co jest rzeczywiście, ale nie chce rzucać się w oczy. Ludność, terytorium, stosunki społeczne i gospodarcze tego kraju były ściśle tajne, podobnie jak wszystko, czym tak żywo interesują się obce wywiady”.
Sam narrator też jest postacią zadziwiającą, bo stracił oficjalną posadę nauczyciela, kiedy wymsknęło mu się, że Lwów jest tak samo radziecki jak Szczecin polski. Możemy się domyślać, że zmiana jego miejsca zatrudnienia, pozbycia się oficjalnego źródła dochodu miała miejsce jeszcze w czasach istnienia ZSRR. Właśnie ta utrata pracy przyczyniła się do zatrudnienia go w ITHC, czyli Instytucie Tajnej Historii Ciulandii (cóż za sugestywna nazwa) i właśnie z perspektywy historyka, który zgromadził, uporządkował dane możemy wejść z zadziwiające losy kraju, który przez wieki urywał swoje istnienie.
„Dzięki temu, że potrafiliśmy się dobrze ukryć, żadna obca armia, a tym bardziej tajne służby, nie były w stanie nam szkodzić. Nie istnieliśmy na żadnej mapie. Nie znali naszych granic, na których nam zresztą wcale nie zależało. I tak jest nadal, pomimo że nasza ziemia od najdawniejszych czasów była rozwleczona na co najmniej kilka państw, tytułującymi się legalnymi. A niechże się tytułują. Nam to nie przeszkadza, dopokąd jesteśmy u siebie. W Ciulandii”.
Niby ukryty, a jednak istniejący, namacalny, z całym bagażem historii oraz bogactwem kultury, którą wypada uwiecznić dla potomnych, bo nawet tajne (w może zwłaszcza one) pastwa muszą mieć swoją historię przeplataną z tą oficjalną i będącą wynikiem odmiennej perspektywy. To sprawia, że Waniek nie zabiera nas na spacer po metropoliach, ale przydrożnych karczmach, ciuladzkich wioskach, w których dzieje się więcej niż w Opolu czy Katowicach, które z perspektywy ciula są nudne. Do tego o społeczeństwie i państwie decydują nie bogacze, ale ludzie pozornie wypluci poza margines społeczny. Władcy używają kamuflażu bezdomności. I ich świta jest utajniona, ministrów niewielu, żeby nie rozbudowywać struktury.. Do tego ograniczona biurokracja dająca większe pole do popisu zwykłym ludziom i pozwalająca na większą inicjatywę.
Chronologicznie opowiedziana historia sprawia wrażenie ułożonych liniowo fresków zabierających nas w różne miejsca i czasy. Widzimy pierwszych władców, pierwotną nazwę, zmienianie jej, konspirację, a wszystko to na tle śląska przechodzącego z rąk do rąk, rozdartego między różne kraje, które przez pryzmat tajnej Ciulandii wydają się bardziej abstrakcyjne niż istniejące potajemnie państwo oderwane od sezonowych mód politycznych, uwielbień partyjnych i dzięki temu wolne, niedające się skrępować przez totalitaryzmy i ubrać w mundury obcych państw i jednocześnie potrafiące wyciągnąć dla siebie jak najwięcej z rozgrywek oficjalnie istniejących krajów.
„Ciulandia” to książka udowadniająca, że Henryk Waniek świetnie zna historię regionu i pięknie, z humorem potrafi patrzeć na zmiany zachodzące na świecie, pokazuje wszystko w krzywym zwierciadle, w którym te rozgrywki mocarstw niewiele znaczą, są infantylną grą ludzi żądnych poklasku. Mieszkańcy tej krainy wydają się być ślepi na zmiany, skupieni na sobie i swoich dążeniach, żyjących po swojemu wbrew dążeniu socjalizmu (piłsudczyzmu/sanatyzmu i hitleryzmu) i komunizmu oraz posługujący się specyficznym językiem pozwalającym na konspirację prowadzącą do wolności i nieograniczania do żadnej przestrzeni. Władcy tego państwa przypominają nieco Hermesa, będącego greckim bogiem, który nie lubił ograniczeń i patronował też złodziejom: nie poddają się utartym skojarzeniom, wychodzą poza schematy przywódców oficjalnie istniejących państw. Wchodzimy tu w świat dekoracji Polski, Niemiec i Czech i pod nimi kryje się sekretna monarchia z całym bagażem przepisów budowania państwa idealnego, posiadającego niezawodną gospodarkę. Wszystko pokazane żartobliwie, pozwalające na obnażenie paradoksalnych rozporządzeń. I wszystko z perspektywy historyka, który zebrał dzieje monarchii tajnego państwa i ma za zadanie odtajnienie jego istnienia.
Mamy tu ironiczne komentarze do wydarzeń politycznych, ale są też pięknie pokazane przemiany społeczne. Wszystko to w formie opowieści pełnej metafor i surrealistycznych obrazów historii Ciulandii. Opowieść o kolejnych władcach przypomina akcję ni to powieści sensacyjnej, ni kryminału, może wszystko jest otoczką do prowincjonalnej zbrodni, intryg, utajniania ważnych spraw.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz