piątek, 6 maja 2022

W poczekalni u bogini sukcesu


Badanie dzieci nieneurotypowych jest niesamowitym wyzwaniem dla rodziców. Przygotowania do nich są wyczerpujące. Pobudka w środku nocy, pilnowanie, aby dziecko było aktywne tak jak w dzień, aby cała akcja miała szansę się udać. Później pilnowanie dziecka by nie zasnęło w czasie podróży i już czuje się oddech bogini sukcesu (jeśli takowa istnieje, bo święty od sukcesu jest) i wtedy zostajesz zjechana, że źle przygotowałaś dziecko, bo ono od godziny leży jakby spało, ale nie śpi…
W czasie badania Ola wyglądała i zachowywała się wczoraj tak jak zawsze w czasie zasypiania. Tradycyjnie zasysanie kciuka, odpływanie i czujne leżenie. Matka z poczuciem sukcesu siedzi i czuwa, cieszy się, że tym razem się udało, bo na pierwszy rzut oka dziecko śpiące. Jednak urządzenia wykazały, że to jej leżenie nie wiąże się z zaśnięciem. Gdyby nie zasnęła po swojemu to zwyczajnie nie chciałaby się nawet położyć. Szukałaby zabaw, wierciłaby się, siadała, nie chciałaby się położyć, chodziłaby po gabinecie, walczyłaby z „czapką” do EEG. To nie jest dziecko z kategorii tych, którym jak powie się: „Leż teraz i się nie ruszaj” to będzie grzecznie leżało. To zdecydowanie dziecko z kategorii: „Jak się do mojego trybu aktywności nie dostosujesz to zrobię coś, co zagrozi mojemu życiu lub zdrowiu”. I nie ma wyjścia: trzeba zawsze być gotowym i czujnym, prowadzić za rękę, bo w każdej chwili może wyskoczyć na jezdnię. Pół biedy, kiedy to ulica z małym ruchem samochodowym, ale na takich, gdzie pojazdów jest dużo trzeba trzymać za rękę. Czasami szarpać się z wyskakującym na jezdnię dzieckiem. Na tym polega ta atypowość i właśnie z tego powodu jest niepełnosprawna, bo w swoich aktywnościach nie widzi zagrożeń, co czasami jest przez innych rodziców podziwiane: „Ale to dziecko odważne”, na co czasami mąż odpowiada: „Nie odważne tylko z autyzmem”. Ja tam wolę pozostawić ludzi w podziwie i złudzeniu, bo po co kolejny raz mam rozczarowywać i sprawiać, że będą patrzeć jak na trędowate.
Ola od godziny śpi w czasie badania – takie wrażenie. Ja spokojnie siedzę i cieszę się, że tym razem się udało. Przyszła do nas osoba przeprowadzająca badania i pouczyła mnie, że źle przygotowałam dziecko, bo nie śpi. Ja zdziwiona, bo dziecko wygląda jakby spało (czyli jak zawsze w czasie snu). I wiecie, co? Ta osoba nie wpadła na to, że ten sposób „spania” może być wynikiem choroby neurologicznej, a nie winy rodzica.
Ze względu właśnie na ową chorobę Ola miała 2 h na spanie. Nie pomógł nawet syrop wspomagający zasypianie. Za to wycieczkę do ZOO miałam po tym syropie prawie jak ze zwłokami. Zresztą i ja byłam zombie. Weszłyśmy do ZOO, zobaczyłam, że Ola odpływa, więc przysiadłam na ławce, oparłam głowę o wózek i czuwając przysypiałam. Osiągnęłam wyższy poziom żulowstwa: spanie na ławce. I to nie byle jakiej, bo takiej, na której za spanie płaci się wejściówkę do ZOO. Gdybym wiedziała, że taka będzie Oli aktywność to spakowałybyśmy się do pociągu i wróciły do domu, żeby odespać nockę w łóżku, wypiłabym kawę, poczytała, popisała, zabrała Olę na zakupy, gdzie jej poziom aktywności byłby na poziomie tego w ZOO.
Ola w takim otumanionym stanie po dawce wspomagającej zasypianie trwała dziś do rana…
Całe szczęście w tym całym ciągu porażek takie, że wzięłam Oli wózek. Inaczej dźwigałabym 35kg dziecko z całą masą rzeczy na rękach… Może i jestem siłaczką, ale po kilku godzinach takiego wysiłku każdy odpada.
Takie wyprawy są bardzo przygnębiające, bo o ile w domu człowiek cieszy się każdym małym sukcesem, ma okazję czuwać nad każdym postępem i znajduje się w codziennym pędzie to na tej ławce w ZOO ma okazję się zatrzymać i obserwować. A wtedy widzi, że dzieci 1-2 letnie są często bardziej komunikatywne od własnego, prawie 11-letniejgo dziecka. Poczułam się jak wtedy, kiedy po raz pierwszy wyjechałam na konferencję i uzmysłowiłam, że moje docieranie do Oli jest jak gadanie przez dźwiękoszczelną szybę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz