Wszystkie drogi prowadzą dziś do lasu. I nawet w takim lesie odkrywam, że mam naturalną predyspozycję wkurzania kogoś albo przyczyniania się do rozpadu związków.
Pojechaliśmy do lasu w jedno miejsce, pozbieraliśmy jadalne grzyby i
zostawiliśmy tylko czerwone łebki, czyli muchomory. Pojechaliśmy w drugie miejsce
i pozbieraliśmy kolejną porcję grzybów. Wracamy, a na naszym pierwszym miejscu
ludzie z obcą rejestracją na samochodzie. My już wyzbieraliśmy, więc oni tam za
bardzo nic nie znaleźli i w sumie krążyli tak w pobliżu drogi, więc szanse na sukces
znalezienia czegoś czego my nie mieliśmy mierny. Zatrzymujemy się, bo chciałam
tym czerwonym łebkom wyglądającym ja grzybki z bajki zrobić zdjęcia. Wychodzimy
i sobie od grzyba do grzybka chodzimy ekscytując się, że mamy las, że sporo
grzybów mamy w wiadrze i jeszcze więcej do obfotografowania.
-Starczy ci tych grzybów. Wracajmy. Ola zmęczona – zarządza mąż.
-Pół wiadra mam tylko.
-Ja też pół wiadra. Starczy. Innym też zostaw.
Parę metrów od nas:
-Jak zbierasz? Po tobie jeszcze pół wiadra nazbierali.
-Ja? Ja ty zbierasz?
-Weź mnie nie wkurzaj.
Wróciliśmy do domu, najedliśmy się smażonych grzybów i doznałam olśnienia:
przecież ja im mogłam powiedzieć, że byliśmy godzinę wcześniej, bo po co maja
się frustrować. No ale mam refleks spóźniony, więc wyszło jak zawsze.
Pamiętajcie: nie warto porównywać się z innymi, bo nigdy nie znamy całego kontekst
ich sukcesu. Nawet takiego grzybowego.
#grzyby #grzybobranie #sukces #powodzenie #górowianka #annasikorska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz