Historię piszą zwycięzcy – to stwierdzenie nie jest bezpodstawne, bo doskonale podsumowuje perspektywę patrzenia na określony przedmiot. Zawsze biorąc do ręki jakąkolwiek publikację naukową z tej dziedziny trzeba o tym pamiętać. Tym bardziej przy popularnonaukowej, gdzie autor może popłynąć ze swoją fantazją.
Grzegorz Kucharczyk poza tym, że jest profesorem nauk humanistycznych specjalizującym
się w historii myśli politycznej XIX i XX wieku jest przede wszystkim bardzo
mocno związany z ruchami katolickimi. I ta perspektywa patrzenia na świat jest
obecna we wszystkich jego publikacjach. Często można wręcz pokusić się o
stwierdzenie, że poglądy przesłaniają mu spojrzenie na przeszłość i
teraźniejszość. Jego historia pisana jest w duchu kultu szlachty i katolicyzmu,
które dbały o Polskę i polskość, ale źli szatani (cytowanie naszych wieszczów
jednak źle wpływa na wywód historyczny) mu to utrudniają, sprawili, że kraj
został poddany rozbiorom, a propaganda państw rozbiorowych, a później
komunistów uczyniły z nich winnych upadku kraju. Była jednak nadzieja, bo
szatani będą chcieli odbudować Polskę (to też za fanatycznymi wieszczami należącymi
do sekt katolickich). I właśnie w takiej narracji prowadzony jest cały wywód:
„W sytuacji, gdy celem strategicznym wszystkich zaborców było doprowadzenie do
trwałego zniszczenia polskiej wspólnoty narodowej przez podsycanie konfliktów
między szlachtą (przedstawioną w propagandzie zaborców jako „egoistyczni,
wieczni buntownicy” odpowiedzialni za upadek Polski) a chłopami, w których
zaborcy chcieli widzieć lojalnych, polskojęzycznych poddanych, istnienie
Kościoła było największą przeszkodą na drodze do realizacji tych planów”.
Samo spotykanie się w budynkach instytucji religijnej urasta tu do rangi
wspólnej walki o wolność. Przemilcza się propagandę o tym, że chłopi mają
przyjąć swój los, bo Bóg tak chciał. O dobro kraju mogła zadbać jedynie szlachta
i kler, co może wyjaśniać stosunki do obecnej władzy i jej zapędów.
Po sposobie opisania wielu spraw mogę też bez wahania napisać, na jaką partię
głosuje profesor. Zerknięcie w życiorys nie przynosi zaskoczenia. Naukowiec
musi mieć takie podejście, żeby jednak jego prywatne poglądy nie przebijały i
ważne były fakty. U tego nie spotkamy. Doskonale widać, że jest aktywnie
zaangażowany w politykę PiS-u. Poszperanie w przeszłości uświadomi jak bardzo (członek Honorowego Komitetu Poparcia Lecha
Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich, a obecnie Członek Akademickiego Klubu Obywatelskiego
im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu)
Związany z takimi czasopismami jak „Christian
Order”, „Salisbury Review”, „Christianitas”, „Cywilizacji”, „Pro Fide, Rege et
Lege”, „Arcanach”, w „Naszym Dzienniku”, „Wpis” i „Miłujcie się!”
autor prezentuje w swojej książce wyidealizowaną misję Kościoła, którego
urzędnicy nigdy nie rzucili na Polaków buntujących się w powstaniach klątwy i
nie miał przedstawicieli kolaborującymi z zaborcami (przy czym mam tu też na
myśli ZSRR).
Słabe strony wymieniłam, bo to one przesłaniają całość. Teraz o plusach tej
publikacji, bo ich też nie brakuje. Można wręcz się pokusić, że gdyby
publikacja trafiła w czasie redakcji w ręce kogoś, kto nie jest tak
emocjonalnie związany z Kościołem to byłaby to świetna lektura. Odnoszę jednak
wrażenie, że dobrze dobrane fakty służą tu propagandzie. Mamy tu pięknie opisane
różnorodne mechanizmy polityczne. Wchodzimy do świata, który jest nam objaśniony.
Szczególne znaczenie ma to przy wielkiej wojnie i ówczesnej polityce
międzynarodowej, stosowania różnorodnych metod programowania kulturowego przez
zaborców w celu podporządkowania sobie Polaków. Grzegorz Kucharczyk w
interesujący i przekonujący sposób opisuje lata I wojny światowej, kontekstu odzyskania
przez Polskę niepodległości, problemów, z jakimi borykał się nasz kraj w czasie
XX-lecia międzywojennego, a później doświadczeniach okupacji i rozdarcia
Polaków. Przyglądamy się myśli politycznej oraz celom poszczególnych rządów
przyszłych okupantom. Mamy tu też typowo wielkopolskie spojrzenie na problem
(wiem, bo ta perspektywa towarzyszyła mi całe dzieciństwo) na „swojego wroga”,
czyli takiego oswojonego, bo był przez wszystkie zabory i dzikie chordy.
Oczywiście nie jest idealizowany tylko zestawiony z chmarą niecywilizowanych sowietów
niszczących wszystko, co napotkali na swojej drodze, co jest faktem, ale
jednocześnie odnosi się wrażenie, że jedni byli troszkę lepsi od drugich, bo
bardzie cywilizowani. Oczywiście nie ma wychwalania.
Kiedy wchodzimy w nurt ważnych wydarzeń, klęsk przedstawione są one jako
rezultat złych działań okupantów (jakby po okupantach trzeba było spodziewać
się, że będą działali na naszą korzyść, po walce z tym samym wrogiem pomocy i
przyjaźni). Po pozornym odzyskaniu wchodzimy w czasy kolejnego zaboru (przy
czym mówienie o zaborze to moja perspektywa). W opisie profesora to walka z
komunizmem prześladującym Kościół i to on jest tu pokazany jako główna ofiara,
jego urzędnicy jako bohaterzy. Przy okazji prześledzimy różnorodne zawirowania
polityczne w Polsce oraz w „bratnim narodzie”. Poznamy antykomunistyczne
podziemie, wejdziemy w świat znaczących działaczy, ważnych wydarzeń, strajków,
tworzenia Solidarności (rolę kobiet oraz niekatolików przemilczano),
pielgrzymek papieża (tu z naciskiem, że to święty), dokonań Wyszyńskiego (z
naciskiem, że błogosławionego). Religia miesza się tu z polityką i to może
razić. Trzeba sobie jednak uświadomić, że jest to narracja, którą wielu Polaków
się posługuje odwołując do swoich pozytywnych wzorców. Oczywiście po historyku
oczekiwałoby się odejścia od tego, faktografii. I ona jest. Czasami tak
zestawiona, że wprowadza czytelnika znającego realia w konsternację, bo na te
same wydarzenia można popatrzeć z innej perspektywy, uwypuklić inne, nie
przemilczeć niektórych tak jak to jest w przypadku wydarzeń, których sami jesteśmy
uczestnikami, czyli tymi najnowszymi wydarzeniami.
Przykre w tej publikacji jest to, że autor wykorzystując swoje umiejętności oraz
warsztat robi wszystko, aby była to publikacja przekonująca do określonej narracji.
Mieszanie faktów z wiarą (także tą polityczną) jest tu po to, aby przekonać
osoby niemające jeszcze odpowiednich narzędzi do odsiewania prawdy od
propagandy. Działania obecnej władzy są wyidealizowane. Nie ma ona na swoim
koncie żadnych przewinień, niedociągnięć, skandali, nieudanych akcji, nie
zginęły żadne respiratory, wszelkie wybory się udały, a polskie kopalnie nie
mają problemu z wydolnością i nikt ich nie zamknął oraz mamy w Toruniu termu,
bo przecież nie wspomniano ani słowem o nieudanej inwestycji. Do tego dochodzi
gaz z łupek, na którym zrobiono propagandę przedwyborczą, a o którym nie ma
nawet słowa chociaż dużo miejsca poświęcono „pięćsetplusom”, czyli kiełbasie wyborczej,
którą obywatele wyegzekwowali (o czym nie ma słowa, bo wiadomo, że to dobra
wola opiekuńczego rządu). Wygląda to jak publikacja reklamowa przed wyborami.
Takie zabiegi znamy z historii. Propagandą wówczas bardziej zajmowali się poeci,
a nie historycy. Ci drudzy dopiero w epoce komunizmu nabrali przekonania, że
muszą pisać peany na cześć władzy. Ileż to książek z tego powodu wylądowało w
koszach, bo niby fakty się zgadzały, ale pokazane były tak, aby podkreślić
znaczenie jedności „bratnich narodów”. Tu takim sprzymierzeńcem jest Kościół,
który dzięki PiS-owi może rozkwitać. Zresztą całe społeczeństwo dzięki
działaniom programom socjalnych jest szczęśliwe i zaopiekowane, a ludzie mają się
coraz lepiej i nikt nie musi zamykać firm. Nie czujecie tego ochronnego płaszcza?
Ja nie i właśnie, dlatego dołączyłam do protestu opiekunów osób z niepełnosprawnością,
bo z rządowych obiecanek, które jeszcze za rządów PiS-u rzucano w stronę
niepełnosprawnych nie zrealizowano niczego.
Jest to zdecydowanie publikacja dla osób uwielbiających panującą partię,
chcących dzieci i młodzież wprowadzić w tę narrację. Jeśli są to osoby niedokładnie
znające historię najnowszą to przy okazji będą mogły ją poznać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz