W przypadku niektórych pisarzy lubię się powtarzać. I tak będzie teraz. Do książek Łukasza Suskiewicza mam słabość. Na każdą kolejną książkę czekam z lekką niecierpliwością, a wszystko przez to, że pisarz należy do grona tych prozaików, którzy z wielką wprawą opisują problemy społeczne, śmiało kreślą sylwetki psychologiczne, zabierają czytelników do światów bliskich i jednocześnie dalekich. Bliskich, ponieważ jest to codzienność, która przemyka tuż obok nas, a dalekich, dlatego, że nie jest ona naszym udziałem, czasami bywa odległą przeszłością. Jego spojrzenie jest trzeźwe, analityczne i pięknie przybliża nam świat emocji swoich bohaterów.
Pierwszą książką po jaką sięgnęłam było „Egri Bikaver”, w której pokazuje ludzi
około trzydziestoletnich. Studia, tułaczka, brak pewności jutra, dokształcanie,
radość z życia zmieszana z frustracją i malejąca pewność siebie. Pisarz dokonał
w niej znakomitej analizy młodego pokolenia zagubionego nie w nadmiarze wyborów
(co niby jest przejawem ponowoczesności), ale w dotkliwym braku możliwości,
bezsilności. Po tej lekturze wiedziałam, że na pewno sięgnę po kolejne. W
ubiegłym roku patronowałam „Zależnościom”, w których pisarz wprowadza
czytelnika w świat emocjonalnych pętli nakładanych przez bohaterów na siebie,
czyli opowieści o rodzinnym mobbingu, którego każdy z nas w pewnym stopniu jest
realizatorem i ofiarą, ponieważ skomplikowane relacje międzyludzkie
przekazywane są z pokolenia na pokolenie.
W kolejnej książce Łukasz Suskiewicz wprowadza nas w świat scenek z życia
społecznego. „Mikroelementy” to wachlarz osobowości patologicznych, bez których
społeczeństwo nie byłoby takie, jakie jest, bez którego obecna forma rozpadłaby
się. Przeciętne, nienawidzące się małżeństwa grające rolę szczęśliwych,
nieszczęśliwe dzieci będące ofiarami przemocy ze strony rówieśników i
dorosłych, ofiary gwałtów, pedofilii, wyłudzeń, przemocy ekonomicznej, własnych
błędów, nałogów, sfrustrowanych kobiet i mężczyzn, których zamyka się w
klatkach kulturowych powinności, ciągle ocenia, każde dorównywać nieistniejącym
ideałom, mężczyzn zagubionych w swoim lenistwie, zgnuśnieniu, wielowiekowej
wygodzie i przyzwyczajeniu do tego, że jego jedynym domowym obowiązkiem jest
odpoczynek i przyjmowanie kobiecej troski. Zagubieni w swoich wyborach
bohaterowie próbują mądrze układać sobie życie, szukać nowych wzorców, jednak
wychowanie i kulturowa naleciałość sprawia, że ciągle powtarzają wielowiekowe
błędy.
W „Hotelach” po raz kolejny pozwala nam na przyjrzenie się ludzkim słabościom i
relacjom międzyludzkim. Światy, do których zabiera nas pisarz są różnorodne. Z
jednej strony mamy tu młode małżeństwa cieszące się z danego im czasu,
studentki uciekające w świat książkowych romansów zamiast je przeżywać,
mężczyzn zabawiających się w czasie delegacji, pracowników wrabianych w
odpowiedzialność za wypadki w pracy, dzieci alkoholików bawiące się pod stołem,
na którym przelewa się wódka, upijających się nastolatków, którym tylko przypadek
pozwala żyć dalej, ludzi w średnim wieku z poczuciem klęski, agresywnych kiboli
gotowych demolować stadiony, starcie dwóch parad, w których nie ma miejsca na
dialog, tatuśków marzących o odmianie losu, hazardzistów, samobójców,
dyplomatów, zwyczajnych ludzi, a z drugiej cała masa wydarzeń, która pcha ich w
niebezpieczne sytuacje, sprawia, że powoli przegrywają życie, stosują przemoc,
walczą, zabijają lub dają się zabić. Ludzie są tu jak ćmy lecące do ognia: nic
nie jest w stanie powstrzymać ich przed katastrofą. Nawet wtedy, kiedy wydaje
im się, że właśnie udało im się uchronić życie.
Łukasz Suskiewicz pokazuje czytelnikom, że bez względu na czasy ciągle nękają
nas te same problemy, popełniamy podobne błędy. Nie ważny jest czas i szerokość
geograficzna, bo narodowe bolączki mamy zakodowane w naszych genach. I właśnie
to łączy ten zbiór z innymi. Wszystkie one krążą wokół naszych słabości i
narodowych kompleksów, podziałów narodowych i ideologicznych napędzających nietolerancję.
Rzeczywistość bohaterów to wycinek zwykłego społeczeństwa, w którym wcielanie
się w role stanowi bardzo ważny punkt. Każdy z nich niby nie ważny, ale
sprawia, że społeczność jest tu niczym organizm: żywa i może funkcjonować.
Tytułowe „Hotele” można postrzegać jako nasze tymczasowe miejsca pobytu,
ulotność naszego życia, odgrywanie ról, które niewiele mówią o naszym
codziennym życiu. Całkowita odmienność losów i charakterów sprawia, że nie ma
dwóch takich samych ludzi. Do tego jesteśmy jak przypadkowi sąsiedzi w hotelach:
niby nie mamy ze sobą nic wspólnego, ale coś nas łączy. Tylko czy wystarczająco
dużo, aby tworzyć spójne społeczeństwo. Jednostki są tu ważnymi elementami, bez
których nie można zrozumieć pętli błędów przekazywanych z pokolenia na
pokolenie oraz zrozumieć niemożność poprawy czy wyleczenia tego nietypowego
organizmu. A jaki on jest? Zdeformowany i wypaczony ideologiami,
zabobonami, własnymi uprzedzeniami, nieporadnością, mankamentami, nałogami,
agresją, udowadnianiem sobie i innych, że jest się lepszym, przytłamszony
kompleksami, krytyką, wszechobecną przemocą, negatywnym myśleniem,
oczekiwaniami, niespełnionymi marzeniami, ciągłymi ocenami otoczenia,
niemożnością pogodzenia się ze swoim miejscem na drabinie społecznej,
zaniechaniem starań o przetrwanie, kryzysami, depresjami. Ludzie żyją obok
siebie, odgrywają swoje role, udają nieuwagę i jednocześnie oczekują wielkiego
skupienia na nich, doceniania ich, składania hołdów. Bohaterowie Suskiewicza to
marionetki w jego teatrze, ale jest to teatr niesamowicie realistyczny. Można
powiedzieć, że jest to teatr życia codziennego: ludzie na poczekaniu zdejmują i
zakładają kolejne maski, pod którymi skutecznie mogą ukryć uczucia i pragnienia,
którymi mogą zwodzić siebie i bliskich. Czy jest szansa na wyzwolenie? Czy
gdzieś można osiąść na stałe i uwolnić się od swoich słabości?
Kilkunastostronicowe światy Suskiewicza są wyraziste i dosadne. Te realistyczne
i bardzo dobrze zarysowane wycinki rzeczywistości mają w sobie coś, co możemy
znaleźć i w opowiadaniach Marka Hłaski: przeciętni ludzie i ich codzienność
stają się doskonałym tematem do obserwacji i opisu. Pisarz w umiejętny sposób
oddaje spojrzenie męskich i żeńskich bohaterów, przez co wizje zakreślonych
przez niego światów dowodzą, że jest nie tylko dobrym obserwatorem, ale i
potrafi obserwacje przekuć na przekonującą relację.
Książkę polecam wszystkim zainteresowanym dobrą literaturą poruszającą problemy
społeczno-psychologiczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz