Jesteśmy aktorami w teatrze życia. Odgrywamy wiele ról, mamy całą gamę masek na każdą okazję. Do tego ciągle się zmieniamy w zależności od okoliczności, w których bierzemy udział. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego jak bardzo radykalne potrafią być to metamorfozy. Żyjemy w przekonaniu, że my dawni jesteśmy tymi samymi osobami, którymi jesteśmy obecnie. A przecież byliśmy ubożsi o doświadczenia, mniejszej ilości wyzwań stawiliśmy czoło, mieliśmy inne priorytety, wyobrażenia o świecie i własnych możliwościach. To wszystko brzmi jak banały wyjęte ze sztuk Szekspira, ale kiedy dokładnie przyglądamy się swojemu życiu odkrywamy, że są one niesamowicie prawdziwe. I właśnie bardzo dosadnie o takich banałach jest najnowsza książka Zbigniewa Kosiorowskiego.
„Metanoia” to wielowątkowa historia, której początek sięga lat 80 XX wieku, kiedy w Polsce panował schyłek realnego socjalizmu, a bohaterzy przez przypadek mieli okazję otrzeć się apartheid i wojnę falklandzką, zamachy terrorystyczne w Hiszpanii, która rozkwita po zakończeniu reżimu. Mamy tu spiski, pogonie, śledzenie, więzienie, torturowanie, ataki terrorystyczne, współprace międzynarodowe, przemyt narkotyków, dziedziczenie fortun, rozliczenia w sądzie, pobyty w szpitalach i przede wszystkim walka z żywiołami i ludźmi na morzu.
Przechodząc przez kolejne wydarzenia, rzucani w kolejne miejsca bohaterzy doświadczą
wielu zaskakujących przygód, których początek jest dość prosty, a nawet
prozaiczny, bo zaczyna się od chęci ucieczki z komunistycznej Polski. Razem z
nimi czytelnik podąża przez Bałtyk. Atlantyk, Ocean Anatrktyczny, aby po drodze
zahaczyć o Kapsztad, Falklandy, Buenos Aires, wybrzeża Irlandii, Afryki, czy
Hiszpanii. Razem z wykreowanymi postaciami zajrzymy do więzienia Stasi, KGB, sądu,
zobaczymy tajne służby, terrorystów, żołnierzy i bezpiekę w akcji. Pisarz
zabiera nas w różnorodne miejsca, pozwala swoim bohaterom wcielić się w wiele
ról, porusza wiele wątków, w których najważniejsze jest przeżywanie,
doświadczanie i zmaganie się z traumami.
Cała opowieść stanowi kompozycję szkatułkową: jedna historia przenosi nas do
jednej lub kilku innych. Wchodzimy tu w niesamowicie wiele różnorodnych wątków,
które się nakładają na siebie, przeplatają ze sobą i pozwalają zaobserwować
wiele zjawisk politycznych czasów, które już przeminęły. Przemierzamy przez
świat opowiedziany wieloma gatunkami literackimi, zawierający bogactwo
narracyjnych archetypów. Marynistyczna opowieść jest tylko pretekstem do
poruszenia wielu ważnych problemów, uświadomienia zagrożeń czyhających w
zawierzaniu dyktaturom, ufności wobec służb specjalnych i porządkowych oraz wojska.
Jest to powieść zmuszająca czytelnika do ciągłej refleksji, zadawania sobie pytań,
uświadamiająca wiele problemów etycznych. Żaden wybór nie jest w niej dobry.
Każdy to uniknięcie określonego zła. Bogata faktografia sprawia, że lepiej
odnajdujemy się w realiach, w które przenosi nas Zbigniew Kosiorowski. Mamy tu
piękną mieszankę przywodzącą z jednej strony na myśl takich klasyków jak Miguel
de Cervantes, Jan Potocki, Joseph Conrad, Herman Menville, Laurence Sterne, a z
nowszych ocierający się o książki Pereza-Reverte. Polifoniczność objawia się tu
nie tylko w różnych stylach dialogów, ale też bogactwie narratorów, którzy
stopniowo odsłaniają świat i zadają pytania stawiające problemy niczym z
filozofii Hilarego Putnama z dzieła „Reason, Truth and History”, w którym
myśliciel zastanawiał się, co byłoby gdybyśmy nie doświadczali realnie tylko
byli mózgami w naczyniu poddawanymi różnorodnym bodźcom. Takie podejście z kolei
przywodzi na myśl „Abre los ojos” reż. Alejandra Amenábara. Tych wątków
pokrewnych można wyszukiwać w nieskończoność, bo jest to powieść niezwykle
bogata, wymagająca dużego skupienia oraz cierpliwości w łączeniu wątków, które
czasami zabierają nas w wir szybkich i niebezpiecznych wydarzeń, a innym razem
sprawiają, że dryfujemy na otwartym morzu w czasie ciszy i czekamy na chociaż
odrobinę wiatru. Za pomocą retrospekcji przenosimy się w czasie i przestrzeni,
co dodatkowo urozmaica całą akcję, pozwala poruszyć więcej problemów, pokazać świat
z szerszej perspektywy, w której czasami przegrane sprawy zależą od
niedopilnowania błahostek.
Kiedy wchodzimy do powieści bohater jest rozbitkiem u kresu wytrzymałości. To
właśnie on przypomina sobie jak doszło do tego, że samotnie i z obolałym
ciałem, owrzodzonymi nogami i niewielką ilością prowiantu dryfuje na stopniowo
zatapiającej się tratwie. Ocalały z tajemniczej katastrofy zabiera nas na
podróż przez ostatnie lata swojego życia, którego ścieżki przeplatają się z
losami innych. Czasami wchodzimy w nie delikatnie, innym razem dostajemy
pamiętniki poległego żołnierza wierzącego w sprawę, o którą przyjdzie mu
walczyć. Obserwujemy mechanizm działania autorytetu władzy, uświadamiamy sobie
jak wiele zła niesie ona w czasie jej nadużywania. Polska jest tu postawiona
naprzeciw Argentyny. I to nie tylko za sprawą handlu, ale metod używanych wobec
opozycji.
„Metanoia” to duchowa przemiana, radykalne przeistoczenie czy nawrócenie. Patrząc
na całą powieść w tym kontekście widzimy jednostkę popychaną przez niewidoczne
siły, przez które każdy z bohaterów ma doznać cierpienia i być poddany licznym
próbom oraz grę polityczną odbijającą ją niczym piłeczkę pingpongową. Człowiek
zawieszony jest tu w konglomeracie historii, sytuacji i chwil. Bezwładny,
niemający żadnego wpływu może tylko cieszyć się chwilą, kiedy jest mu to dane i
próbować nie zwariować w czasie najgorszych tortur.
Początkowe obrazy wydają się powolne i niepowiązane niczym w powieściach
Marcusa Zusaka. Z każdą stroną Zbigniew Kosiorowski nabiera rozpędu, wzmacnia
napięcie, nadaje swojemu okrętowi narracyjnemu kurs. Udajemy się w rejs z
bohaterami, płyniemy przez morza, oceany, dowiadujemy się o zdradliwych
regionach, niebezpiecznych burzach zarówno tych na morzu jak i w polityce. Każdej
zmianie będzie towarzyszyło też symboliczne nadanie bohaterowi innej tożsamości
pozwalającej lepiej wtopić się w grupę, do której będzie wcielony, a każdej
będzie przyświecał jakiś wyimaginowany cel niczym z wojny, o której powie: „Jak
to nie było o co walczyć? Przecież Argentyńczycy i Angole znaleźli tu
niewyczerpane pokłady drogocennego honoru i patriotyzmu”.
Ze stopniowo podsuwanych obrazów wyłania się interesująca całość, która
zaskakuje niczym kra pojawiająca się na morzu tuż przed statkiem. Mamy tu
bohaterów zbuntowanych, próbujących przeciwstawić się złu i niesprawiedliwości.
Jednak czy istnieje ucieczka przed złem w świecie, w którym można wybierać
tylko mniejsze zło? A może dobro gdzieś się pojawia, ale kryje się w drobnych
gestach? I najważniejsze: o co tak naprawdę toczy się walka i co jest prawdą, a
co tylko złudzeniem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz