Odbiło się na mnie zaganianie Oli zimą do ćwiczenia na rowerku stacjonarnym. Byłam przekonana, że będę musiała ją pchać, a ostatnie tygodnie pokazują, że spacery z rowerem są tak ekspresowe, że czuję się jak koń po wyścigach. Po przebiegnięciu 2 km byłam bordowa jak mój sweterek. Zapowiedziałam jej, że nie jeździmy ulicami. Tylko do lasu. I koniecznie muszę sobie kupić rower, bo Ola jeździ jak rowerzystka rajdowa. Do tego piratka drogowa.
Dziś zaliczyłyśmy tylko jedną glebę, bo Ola obejrzała się za szczekającym za płotem psem i automatycznie gwałtownie skręciła kierownicą. Później już pilnowała, żeby skręcać delikatnie.
Zapowiedziała mi, że jutro też na rower... Ja jej zapowiedziałam, że spoko, ale siadam w koszyczku, bo jak będę tak biegać to schudnę i będzie mnie łatwo zepchnąć z łóżka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz