Wokół seksualności narosło wiele stereotypów. Prawdziwy heteroseksualny mężczyzna jest silny, przystojny, posiada męski zawód i potrafi poderwać wiele kobiet. Homoseksualizm za to kojarzy się z wszczepianym z ambony uprzedzeniem, że to dewiacja z wielkich miast. Tego typu osoby pokazywane są jako zepsute, bo maszerujące nago ulicami i wciągające w swoje upodobania dzieci. To, że taki wizerunek niewiele ma wspólnego z prawdą dla osób żyjących na prowincji często nie ma znaczenia, bo niezrozumiałą inność trzeba wykluczać i prześladować. Do świata takiej małej miejscowości zabiera nas Marek Szydlak w swoich książkach „W mojej krwi” i „Nauka latania”. Pierwsza zabiera nas do podwrocławskiej wsi, a druga na Mazury. W pierwszej poznamy nastoletniego chłopaka odkrywającego swoją seksualność, w drugiej mamy bohatera całkowicie świadomego swoich predyspozycji. Łączy ich prowincja. Hermetyczne środowisko, w którym się znajdują nie jest dobrym miejscem dla takich osób jak oni. Nawet bliscy nie okażą im zrozumienia i wsparcia. Z ich ust usłyszą wiele utartych hasełek zasłyszanych w kościele, do którego każdy poczciwy mieszkaniec musi chodzić. Właśnie tam kształtuje się wykluczający i piętnujący światopogląd. Problem ten jest tylko zarysowany dosłownie na jednej stronie, kiedy rozmówcy argumentują, że wiedzą lepiej „bo ksiądz w kościele tak powiedział”. A jak wyglądają realia?
W „Nauce latania” mamy trzydziestoletniego Kubę będącego gejem. Właśnie stracił
wieloletniego partnera, którego bardzo kochał. Przeżywana żałoba zmusza go do
opuszczenia stolicy i powrót do rodzinnej miejscowości na Mazurach, gdzie kilka
lat nie był, a wszystko przez to, że rodzice nie mogli pogodzić się z jego
orientacją seksualną i go wyrzucili z domu. Po śmierci ojca nie starał się
odnowić stosunków z matką. Wizyta w czasie pogrzebu nic nie zmieniła. Dopiero
śmierć ukochanego Mariusza, niemożność pozbierania się po stracie sprawia, że
sprzedaje wspólne mieszkanie i wraca z całym dobytkiem na polską prowincję,
gdzie wie, że będzie musiał się ukrywać ze swoją seksualnością. Zobaczymy, że
nawet matka nie oszczędzi go i zasypie argumentami na temat tego, dlaczego powinien
żyć inaczej. Trochę postawiony pod emocjonalną ścianę przez żałobę i łaknący
nawet takiej wykluczającej relacji z kimś kogo uważa za bliską osobę zostaje. Tu
jest wolny od szczęśliwych wspomnień o Mariuszu i rozpaczy, że tak szybko go
stracił. Wchodzi za to do świata, w którym każdy wszystko o wszystkich wie.
Nawet więcej niż sam zainteresowany. Mamy tu też historię nowej znajomości z młodszym
bratem kolegi z klasy. Młody policjant może się okazać dobrym kompanem dopóki
ich relacja nie staje się skomplikowana przez wkradające się nią pożądanie. I
to nie tylko ze strony Kuby.
„Nauka latania” to bardzo realistyczny obraz polskiej prowincji. Zawsze, kiedy
wydaje mi się, że w XXI wieku ludzie są bardziej tolerancyjni przypominają mi
się rozmowy z osobami z miasteczka, z którego pochodzę i miasta, w którym
mieszkam. Życie polskiej prowincji toczące się wokół prawd wygłoszonych z
ambony jest pełne stereotypów i uprzedzeń. Marek Szydlak niesamowicie trafnie
to zarysował hermetyczne środowisko i mentalność ludzi tam mieszkających.
Widzimy motywacje, jakimi się kierują, wybory, jakie podejmują, jak
niesamowicie bardzo dbają o pozory. Stosunki między mieszkańcami napędza
zakłamanie i różnorodne interesy. Wchodzimy do świata układów, w którym władzę ma
ten, kto ma pieniądze. Pisarz dosadnie pokazał też, w jaki sposób traktowane są
osoby LGBT. Nie zabraknie tu prześladowania, poniżania, wykluczenia
społecznego. Emocje bliskich są mniej ważne niż to, co wpoili im
przedstawiciele instytucji religijnej, która sprawia, że każda odmienność
seksualna od tej jedynej uznawanej przez Kościół jest wykluczana. To przez nią
na osoby LGBT ludzie patrzą z pogardą i złością obwiniając o burzenie im
znanego im świata. Strach przed innością napędza przemoc. Miłość zawsze w
pewien sposób unosi nas nad ziemią, odrywa od przyziemnych problemów, które
prędzej czy później dopadną nas zwłaszcza w społeczeństwie żyjącym
uprzedzeniami. Kuba dostanie na prowincji
prawdziwą szkołę spadania, Adam będzie uczył się latania. Czy im się uda?
Można byłoby pomyśleć, że jest to historia nierealna, ale znam takich wiele z
własnego otoczenia, widzę jak reagują małe społeczności. Nawet osoby po
studiach mieszkające w małych miejscowościach powtarzają nietolerancyjne hasła
jak mantrę, która miałaby ich zabezpieczyć przed zburzeniem ich wizji świata
lub „zarażeniem” kogoś bliskiego.
Bardzo podoba mi się w książkach Marka Szydlaka, że pozwala spojrzeć na świat
oczami swoich bohaterów, wprowadza czytelników w różnorodne emocje oraz pokazuje
pragnienie miłości. Mamy tu bohaterów, którzy są tacy jak każdy inny: chodzą do
pracy, płacą podatki, chcą cieszyć się życiem. A jednocześnie przez inną niż
odgórnie przyjęta seksualność są wykluczani. Cieszy mnie to, że coraz więcej
takich powieści powstaje. Uświadamiamy sobie wtedy, że życie osób LGBT mogłoby
toczyć się wokół miłości i budowania związku i pielęgnowania go, gdybyśmy jako
społeczeństwo nie chcieli mieć za wiele do powiedzenia, nie urządzali innym
życia. Pokazuje też do jak wielu tragedii takie wtrącanie się może prowadzić.
Pokazane w powieści Kruklanki to takie everyvillage, bo problem społecznego
nadzoru jest obecny w każdej małej społeczności. Nie tylko w Polsce, ale
wszędzie tam, gdzie do głosu dochodzą jakiekolwiek uprzedzenia kreowane przez
religie powołujące się na tradycję i wolę bogów.
„Nauka latania” pozornie historia o miłości, ale w rzeczywistości jest to
opowieść o złu, które może czaić się za każdym rogiem. Warto ją przeczytać i
zastanowić się, czy takich realiów chcemy dla naszych dzieci, bliskich,
znajomych. Ilu z nich ze strachu przed prześladowaniem się ukrywa i żyje w
samotności? Polecam.
Zapraszam na stronę wydawcy
Zapraszam na stronę wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz