Debiutancki tom Elżbiety Olak zatytułowany „Otulina” zachwycił mnie. Poetka przypomniała mi ważną rzecz: w czytaniu nie może być pośpiechu, że trzeba się zatrzymać, przyglądać i pochylać, by dostrzec, poczuć i przeżyć. Musi być to doświadczenie poszukiwania i kontemplowania. Czytanie wierszy wymaga kierowania się w życiu uważnością, umiejętnością przecedzania chwil, zasuszania wspomnień, radowania się z napływających sekund, które jeszcze nam dano, słów, które mogliśmy przeczytać, przeżuć, przetrawić i wchłonąć, aby stały się częścią nas. Ta czujność pojawia się również w tomie „W deszczu”.
Od pierwszej strony stajemy się
uważnymi obserwatorami zwyczajnych rzeczy, które są niczym proustowskie
magdalenki przywołujące na myśl liczne obrazy. Tematy wierszy są różnorodne:
pojawia się spanie, budzenie się, przygotowywanie do dnia, wyznaczanie sobie
celów, wędrowanie wśród ludzi przyrody, bliskość z otoczeniem (rzeczami,
zwierzętami, rodziną i przyjaciółmi) oraz sobą, zagłębianie we własnych
emocjach, szukanie nowych, lepszych dróg, lepszych wersji siebie. Z prostych
wierszy wyłania się wizja domu pełnego ciepła, zrozumienia, zamieszkałego przez
ludzi świadomych swoich wad, uczących się nowych ról, cieszących się
wytchnieniem i samotnością oraz ciągle doskonalących się. Elżbieta Olak daje
nam przekaz, że w życiu ważna jest uważność, czujność, umiejętność
doświadczania i doceniania chwil, delektowania się nimi, dzielenia się
rozterkami, obowiązkami, szczęściem i umiejętność pożegnania z bliskimi i
przedmiotami oraz ciągłego uczenia się, autorefleksji.
Już pierwszy wiersz w tomie przywodzi na myśl proces nastawiania się na
doświadczenie określonych rzeczy:
„Padałem
Kładłem szelesty między liście
Kroplami szumiałem w gałęziach
Zamykałem ich uszy na inne dźwięki
Nie mieli poza mną żadnych świateł” (s. 6).
Skupienie na drobiazgach ma znaczenie. Rytuałem może być radość i szczęście,
które w poezji Elżbiety Olak w pewnym sensie kojarzone jest z pędem, ekspresją,
nieuchwytnością, przez co trzeba trzymać je za grzywę (s. 8).
Z kolei cierpienie, melancholia wymagają namysłu, wałkowania tematu, czasu i
cierpliwości w ubraniu w słowa tego, co niesie życie, formułowania z
myśli wierszy. Jest tam sporo miejsca na
zastanawianie się, dlaczego nasza egzystencja pełna jest sytuacji, w których
zostajemy sami ze sobą i poczuciem pewnego rodzaju klęski, bycia
niepotrzebnym, niezauważanym i pojawiającym się w życiu innych wtedy, kiedy
trzeba pocieszyć:
„Jestem kobietą niepotrzebną
Lub raczej potrzebną doraźnie,
Umiarkowanie, na żądanie.
Istnieję niejako na marginesie
Wydarzeń, znaczeń deklaracji.
Coś tam rozwiązuję.
Czasem trzeba mojej głowy
Do znalezienie odpowiedzi
Albo reszty ciała do ogrzania, gdy zimno.
Potem znów cisza.
Zgęstniałą, otępiająca coraz bardziej,
Nie przynosząca klarowności,
A tylko dodająca swoją pustką ciężaru” (s.39).
A tuż obok samotności jest radość z doświadczenia macierzyństwa, wypełniania
nim chwil, przygotowania synów do samodzielności i niezależności. Mimo opuszczenia
rodzinnego domu ciągle odczuwa ich obecność, dostrzega ślady po nich:
„Rośli jak dzikie rośliny w naprędce skonstruowanym grodzie.
Po omacku i niepewnie pielęgnowani,
Choć z gwałtowną miłością.
Każdy według swojego zapisu
Stawał się, kim miał być.
Mogłam obserwować,
Jak wydłużają im się kończyny
i rosną włosy, jak kwitną,
Nabierając sił i rozsądku.
Aż w końcu ułamują się przy korzeniu.
Podobnie, jak w kiedyś czytanej baśni.
I jak odchodzą drogą, której nie będę znać.
Ogród jednak nie pozostał pusty.
Pulsuje ich blaskiem, ich oddechami,
Strzępkami słów, niepowtarzalnością,
Cudem ich istnienia.
Dziękuję” (s. 15).
Uważność i wdzięczność to dwie postawy, które w wierszach Elżbiety Olak się
uzupełniają. Uważnym można być na zjawiska atmosferyczne, pory dni i roku,
przyrodę, domowe zwierzęta, rzeczy i ludzi. Nawet zwyczajny materac ma tu ważne
miejsce. Właśnie ta uważność prowadzi do wdzięczności, pamiętania doświadczonego
dobra:
„Kiedyś więcej bywało ciał,
które cierpliwie unosiłeś.
Spali małżonkowie. Spali przyjaciele.
Spały zwierzęta i dzieci.
Koiłeś ich złe sny; przychodzili długo
właśnie tutaj. Na ciebie.
Po ciepło, wygodę, po złudną trwałość.
W dzień bywałeś statkiem, morzem,
namiotami Indian, placem zabaw” (s.12).
Otaczające przedmioty są traktowane jak pełnoprawni współuczestnicy życia
rodzinnego i rozstawanie się z nimi wywołuje smutek, bo to żegnanie się z
bogactwem doświadczeń. W różnych utworach znajdziemy tych samych bohaterów, ale
pokazanych z innej perspektywy. Dopiero po przeczytaniu całego tomu obrazy
łączą się w spójną całość, w której dom jest ważnym miejscem z materacem
będącym pewnego rodzaju centrum życia rodzinnego, bo przecież człowiek większość
doby przesypia. Często z bliskimi, zwierzętami, innymi przedmiotami (książkami,
laptopami, kartkami, talerzami itd.). Wśród tych obrazów codzienności toczącej się
wokół miejsca do spania mamy sielskie scenki:
„Na jednej poduszce
Kot i jego człowiek.
Ciasno wtuleni jedno w drugie.
Splecione łapy,
Zmieszane powietrze wydychane
przez czarny i różowy nos.
Serca pompują krew.
Jedno szybko blisko drugiego
O wolniejszym rytmie”.
„W deszczu” to tom pełen barw, dostrzegania rzeczy ważnych, przyglądania się otoczeniu,
zachwycania się nim, ale też zmagania się z poczuciem samotności i zagrożenia.
Są tu bardzo ważne społecznie tematy jak pandemia, wolność, wygoda. „Wolność
jest tu, a bezpieczeństwo tam,/ Rozłączone ze sobą” -dostrzega poetka, która ma
świadomość, że wybór jednego zawsze pozostawia poczucie niedosytu, niepokoju,
szarpania się z życiem i ciągłym lawirowaniem między jednym a drugim.
W czasie lektury wierszy Elżbiety Olak
doświadczamy dwóch wrażeń: z jedne strony pory roku mkną szybko niczym
galopujące bicie serca, kolejne świty zmieniają się jak w kalejdoskopie, a z drugiej strony mamy zatrzymanie na chwili,
zwolnienie tempa, przyglądanie się światu i utrwalanie go za pomocą krótkich
zdań oznajmujących świadczących o dostrzeganiu i docenianiu chwil w tej
ulotności życia.
Cud kolejnego dnia wypełnionego
obowiązkami, rozczarowaniami, ale też nowymi radościami, nadziejami, kolejnymi
chwilami bliskości, ciepła ludzkiego lub zwierzęcego ciała, świadomości emocjonalnej bliskości,
przyjemnościami, wrażeniami pobudzającymi nasze zmysły, ale też czerpania
radości z samotności dającej wytchnienie, pozwalającej na odpoczynek od
otoczenia:
„Najlepiej wychodzi mi samotność,
Inność, oderwanie od stada,
Ciemne pokoje niepewne jutra,
Ogólny brak planu,
Długo ćwiczone odrzucenie,
Totalna improwizacja.
Co jakiś czas czuję się częścią całości
Nadaremnie. To nigdy nie działa długo.
Niewyuczone w dzieciństwie
zawodzi na całej linii” (s. 27).
Obok tej mnogości wrażeń dla podmiotu
lirycznego -będącego swoistym alter ego poetki- ważne są nawet wspomnienia
czyiś uczyć, świadomość, że była ważna dla kogoś, że może liczyć na bliskość i
obecność dzieci, zwierząt wypełniających jej życie, sprawiających, że nie ma
czasu na rozczulanie się nad sobą i swoimi rozstaniami, bo luki są zapełniane.
Smutek i rozpacz potrzebują przestrzeni, zatrzymania, wytchnienia w codziennym
biegu. Kiedy odłożymy wszystkie obowiązki:
„Zatrzymanie
Chwili w czasie
Znieruchomienie, chłoniecie.
Myśli
Przepływają jak
Lekkie woale chmur
Nie przesłaniając jednak
Niczego ważnego.
Oddech.
Pełne nadziei
Milczenie” (s. 46).
To zatrzymanie, spokój, cisza, nadmiar
czasu popychają ku uczuciom, które zagłusza codzienność. Jest czas na
nadzieję, marzenia. Utwory zawarte w tomie
„W deszczu” przypominają to, z czym spotkaliśmy się w „Otulinie”. Znajdziemy tu swoiste obrazy z bezpiecznie mijającego czasu,
w którym podmiot liryczny bierze to, co dają mu chwile, mijające lata, co
podsuwają mijani ludzie. Nie ma tu miejsca na stagnację i użalanie się nad
sobą, bo czas mija za szybko i łapanie go jest zbyt energochłonne, by mieć
jeszcze chęć na żale. A jednocześnie jest zatrzymanie, doświadczanie
uważność i czasami pojawia się życzenie miłości, ale takiej zwyczajnej,
codziennej, wpisanej w trudy życia.
Wiersze są zapisem dojrzałej i wrażliwej kobiety doceniającej to, co dało jej
życie, ale też buntuje się przed poczuciem osamotnienia, zapełnia czas
przypadkowymi dotykami i towarzystwem tłumów, bo już nie ma potrzeby tworzenia stada. Jeszcze troszeczkę jest w niej
młodzieńczego buntu i emocjonalnych zrywów, ale dąży ku trwaniu z jednej strony
bez skrajności, a w drugiej w cieszeniu się codziennością, powtarzającymi
się rzeczami:
„A właśnie, że wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki
I nawet nie dwa, ale tyle ile trzeba,
I zdarza się to samo, i to samo,
I jeszcze raz to samo.
Do skutku” (s. 51).
Rytmiczność, spokój melancholia i
poczucie wypełnienia każdego dnia najlepiej jak się potrafiło w danej chwili. W
wierszach Elżbiety Olak podmiot liryczny ciągle uczy się na błędach, ciągle
rozwija w sobie potrzebę zachwytu nad światem, przemijającymi chwilami,
utrwalania ich:
„Ciągle na nowo chce, żeby się udało.
W spokoju,
W jasnym pokoju,
Pod czystym łaskawym niebem
Być dobrą wersją siebie” (s.11).
Operowanie konkretem pozwala Elżbiecie
Olak na przelewanie emocji, sprawianie, że stają się one bardziej uchwytne i
namacalne, zawierają obrazy z codzienności z jej zwyczajnymi czynnościami
przybierającymi tu postać metafor mówiących o emocjach, nastawieniu do świata,
życia, otoczenia, upływającego czasu, pragnieniach, które zawsze pozostają
subiektywne, bo przynależą do nas. Trzeźwe spojrzenie na indywidualne odczucia
przybiera często formę autoironii.
W życiu nic nie jest łatwe, stałe, ani
pewne. Pory roku mkną, a podmiot liryczny każdego ranka budzi się ze
zdziwieniem, że jeszcze jednak trwa. O upływającym czasie mówi, że
jeszcze nie jest gotowa na określoną porę roku.
Wiersze Elżbiety Olak można czytać pojedynczo, jako autonomiczne utwory
wprowadzające nas w określone światy, jak epizody autobiograficzne luźno
związane diarystycznie. Jednak dopiero lektura całości pozwala na wyłonienie
istoty tej poezji, dostrzeżenie powiązań między poszczególnymi scenkami.
Zapraszam na stronę wydawcy
Zapraszam na stronę wydawcy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz