środa, 27 grudnia 2023

Halszka Olsińska "Przebyt"


„Przebyt” jest słowem, które kojarzy mi się ze średniowieczem, mówieniem o niebie/ rajem, który miał dawać ludziom nadzieję, ale też zachęcać do posłuszeństwa. W „Bogurodzicy pojawia się on w opozycji do życia, które ma być „zbożne” (pobożne, czyli pełne modlitwy i braku przekraczania ustalonych norm społecznych), aby po śmierci mógł nastąpić pobyt w raju.
„A na świecie zbożny pobyt, / Po żywocie rajski przebyt”
Słowo „przebyt” nasuwa mi też skojarzenie z przepychem, czyli byłby to pobyt inny niż ten ziemski naznaczony cierpieniem i brakami. Przebyt to świat pełen delikatności oraz dostatku. Nie ma tu miejsca na zło, krzywdę i przywłaszczanie sobie każdego elementu świata. Zamiast tego współgranie z nim, cieszenie się tym, że nie trzeba już o nic walczyć.
Wiersze Halszki Olsińskiej tchną delikatnością, kobiecym spojrzeniem ożywiającym otaczające podmiot liryczny przedmioty, które mu sprzyjają i czuwają nad każdym dniem pełnym wątpliwości oraz nacisku na instynkt zwierzęcy wygrywający z intuicją. W poezji Halszki Olsińskiej obserwujemy przepełnienie, przesączenie, doprawienie codziennością spotkań ze znajomymi, nieznajomymi, znanym i nieznanym. Wszystko ma tu swoje życie i naznacza nas swoim spotkaniem, obok którego nie możemy przejść obojętnie. Spotkania, na które można patrzeć przez pryzmat „filozofii dialogu” stworzonej przez Rosenzweiga, pielęgnowanej przez Bubera i Levinasa oraz Tischnera, gdzie "Inny" pozwala poznać "Ja", ale w wierszach odniesienie się do własnej egzystencji jest możliwe do „Innego”, który może być upersonifikowanym przedmiotem czy nawet pojęciem, które pozwala ją naświetlić różne elementy naszego „Ja” obdartego z Putmanowskiej wizji mózgów w naczyniach, bo przecież kształtowanego przez spotkania, które są tu bliskie. Dzięki prześwietlonej, zanalizowanej i ożywionej rzeczywistości możemy poznać siebie, wyznaczyć miejsce swojemu „Ja” w świecie pełnym „Innego” nakreślonym oszczędnym językiem, by dać szeroki zakres odczytu, możliwości wepchnięcia siebie w formy zawarte w utworach, do których może pasować każdy, ponieważ ludzie zostają tu pozbawieni indywidualności. Duże znaczenie mają tu odwołania do świata wartości, otoczenia, nauki, sztuki, ontologii, epistemologii, logiki, astrologii, biologii, odczuć. I tak jest też w tomie „Przebyt”. Na jednej stronie obok ważnych kwestii epistemologicznych, duchowych, a może nawet religijnych lub tylko biologicznych. Do tego pojęcia abstrakcyjne są upersonifikowane,  żywe: „Cisza/ skrada się/ przyczajone zwierzę/ niezdolne do skoku/ bez widoku przepaści/ gardła”.
„Przebyt” to zbiór utworów skłaniających do wytężonej refleksji. Z jednej strony są niesamowicie proste, z drugiej kryje się w nich bogactwo prawd o świecie. Poetka wskazuje drogi niezbadane i nie do końca odkryte przez ludzi. Zawarte w tomie wiersze sprawiają wrażenie luźno wrzuconych, tak jak nasze myśli przepływają swobodnie z miejsca w miejsce. Do tego połączenia związków frazeologicznych, epitetów oraz metafor są tu zaskakujące, wprowadzają nowe spojrzenie na codzienność i utarte schematy. Dekonstrukcjonizm pozwala na nadanie zwrotom nowych sensów, na które składa się świat przemyśleń poetki. Idziemy zakamarkami różnych myśli, wyławiamy z tego cenne wskazówki, próbujemy odtworzyć lub przetworzyć z tych słów myśli. Zawsze jednak pozostaje nam ułomność języka upraszczającego przekaz: „nie trafić/ w punkt/ najprościej kulą/ w płot i/ przypadkiem/ trafić/ pod zły adres”.
Słowa nie oddają stanu rzeczy, nie pozwalają na precyzję, ale z drugiej strony są nierozerwalnym elementem wszelkich ludzkich kultur. To one stwarzają nas, jako osobowości, ograniczają nas, zasobem słów. W tym pierwszym minimalistycznym utworze pobrzmiewa echo Wittgensteinowskiego spojrzenia na język: „Granice naszego języka są granicami naszego świata”. Z jednej strony dają możliwość, a z drugiej ograniczają. Jednak w granicach naszego osobistego języka może dziać się wiele. Kilka słów, a jak znaczące to wprowadzenie. Już na pierwszej stronie dostajemy informacje, że sens będzie tu ważniejszy niż liryzm, że przesłania będą kryły głębszą prawdę, tę nieuchwytną słowami. Z drugiej strony jest to fenomenologiczne doświadczenie języka, więc wymaga wprowadzenia nas w obszary swoich przeżyć, wspomnień, przemyśleń z nimi związanych, doświadczeń, „jazgot przeszłości”. Wszystko w formie pozornie ascetycznej, ale w tym ascetyzmie jest coś barokowego, pewnego rodzaju nawarstwianie się obrazów, znaczeń, zderzenie przeciwieństw. Wszystko poskładane, poupychane, aby małą ilością słów przekazać wiele. Używane przez nią zwroty niby niewiele ujawniają sferą językową, ale to tylko pozór: „tylko ty/ sam zasiejesz/ po sobie/ ciszę”. Ileż w tym dynamiki, zmiany odczuć. Sianie związane z żywotnością sąsiaduje z ciszą będącą uosobieniem braku, nieobecnością. Można pokusić się o stwierdzenie, że w tym króciutkim wierszu znajdziemy paletę emocji: od nadziei, która skłania nas do siania/tworzenia po ciszę. I znowu ważniejsze jest to, co czujemy poza tymi słowami, jakie obrazy nam się pojawiają, jakie wywołują skojarzenia.
Nie może się też obyć bez motywu teatru. Jest on już tak na wszystkie strony przerobiony, wykorzystany, zawłaszczany przez humanistycznych badaczy, że motyw wcielania się w role, zakładania masek wydaje się oklepany. A jednak Halszka Olsińska mnie zaskoczyła, pokazała z nieco innej strony. Z jednej strony jest to teatr sądów, a z drugiej utrwalania siebie za pomocą poetyckiego selfie: „robię selfie/ rzadko a jednak/ nazbyt często/ słowami/ tak własnymi że/ stają się/ aktami/ w całej rozwiązłości/ nie dla wszystkich/ oczu”.
Poezja Halszki Olsińskiej to poezja skupiająca się na detalach nadających całości określone znaczenie, uchwyconych chwilach wprowadzających w klimat otoczenia, w którym istotne są krople deszczu spływające po szybie, pęczniejąca cisza, rozchodzące się światło czy przedmioty wpisane w naszą codzienność, ale w różnych sytuacjach postrzegane inaczej:
„obrazek/ zawieszony w ramce/ z ruchomym obłokiem/ nieruchomy// słychać/ pęcznienie ciszy/ jak się rozpiera/ we wszystkich/ kątach/ krzyk niemocy/ nocnego ptaka”.
Prostota, oszczędność sprawiają wrażenie prozy pozbawionej nawet znaków interpunkcyjnych tak jak w życiu nie ma przerywników. Jesteśmy nosicielami ciągu doświadczeń oraz potencjalnych wydarzeń: „przestrzenie/ bez dna/ wyrywają się/ z korzeniami/ z otchłani/ swoich źródeł// wszystko/ dopiero będzie”.
W „Przebycie” Halszki Olskińskiej z jednej strony mamy  lekkość, a z drugiej nawarstwianie się. Niby nie pulchne, a jednak dość wysokie. Troszkę skojarzyło mi się to z ciastem francuskim i jego warstwami, które wywołują wrażenie, że ciasto nie jest puchate, ale przerwy między warstwami dają podobny efekt. I tu jest tak samo: to, co jest niedopowiedziane daje duże możliwości czytelnikowi. Z tego powodu z jednej strony wiersze Halszki Olsińskiej są bardzo osobiste, bo zabierają w świat jej doświadczeń, przemyśleń, a z drugiej strony pozwalają na wpisanie w nie własnych życiorysów przez czytelnika.
Zapraszam na stronę wydawcy




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz